Prekaryzacja informatyki: Co z kobietami? Co z fizykami?

Jakub Chabik, informatyk i doktor zarządzania, człowiek z przemysłu informatycznego, pisze w Krytyce Politycznej o nadchodzącym upadku zawodu informatyka. Natychmiast pojawiły mi się w głowie dwa pytania: Co z kobietami? I co z fizykami? Czy to szansa, czy zagrożenie?

Kobiety

Wiele wskazuje na to, że prekaryzacja zawodu informatyka już się zaczęła i rzesze tych, którzy podejmują dzisiaj edukację, może znaleźć się w tym samym miejscu, gdzie na początku wieku znaleźli się na przykład ekonomiści
(…)
Trzeci czynnik to kwestia podaży: napór wykształconych na programistycznych bootcampach „niebieskich kołnierzyków programowania” sprawi, że spadną pensje wszystkich w branży. Zgodnie z zasadą Kopernika-Greshama (…) specjalista gorszy wypiera lepszego

Parę lat temu zdziwiłam się widząc karierę bootcampów (krótkich kursów programowania) dla kobiet – takich niby feministycznych inicjatyw, że dziewczyna też może być informatykiem.

Obawiam się, że kobiety wykształcone na wzbierającej fali idei „powrotu kobiet do informatyki” padną ofiarą prekaryzacji. Nie dlatego, że kobiety nie nadają się na dobrych informatyków. Nadają się. Tylko dlatego, że ich powrót zbiegł się z procesem psucia rynku specjalistów, a szczytna idea wykształcenia kobiety-specjalistki nie może być realizowana na zasadzie krótkich kursów zawodowych.

Powrót kobiet zaczął się akurat w momencie, gdy praca mężczyzn przestała być aż tak ceniona.

Fizycy

Ludzie z niszowymi kwalifikacjami, wysokimi umiejętnościami „miękkimi”, wiedzą z innych dziedzin (np. bankowość, przemysł, media, zdrowie) oraz siecią kontaktów mogą spać spokojnie. Znaczenie zacznie mieć porządne wykształcenie podstawowe i umiejętność szybkiej zmiany profilu – premię znowu otrzymają ci, którzy umieją się uczyć.

Tu przychodzą mi na myśl długie dyskusje ze znajomymi-fizykami.

Zastanawialiśmy się zawsze, czy opłaca się studiować fizykę (ba, nawet robić doktorat), a potem uciekać do informatyki, czy lepiej nie tracić czasu i studiować od razu informatykę.

Podłożem dyskusji był fakt, że na studia fizyki jest coraz mniej chętnych, choć zawsze było mało, a po tych studiach wcale nie tak wielu absolwentów pracuje w zawodzie. Większość przechodzi do przemysłu informatycznego. W Krakowie ssawą lokalnych magistrów i doktorów fizyki była i wciąż jest Motorola – ale też inne firmy informatyczne.

No więc studentom mówiło się, że co prawda może nie będą pracować w zawodzie, ale mają ten atut, że „fizyk nauczy się wszystkiego”. Te studia dają (obok wiedzy o zasadach działania przyrody) bardzo specyficzny trening intelektualny – ścisłego myślenia, ale też sceptycznego, realistycznego myślenia.

Z drugiej strony w dyskusji pojawiały się głosy, że po co ciągnąć ludzi na te studia (żeby wykładowcy fizyki mieli pracę), skoro można tych samych ludzi posłać od razu na studia informatyki, a nie stracą 5-9 lat z kariery.

Ale teraz pojawił się ten nowy czynnik – prekaryzacja zawodu informatyka. Ciekawa jestem, czy ona sprawi, że ludzie po fizyce będą bardziej czy mniej w cenie w przemyśle informatycznym?

Margaret Hamilton in 1969, standing next to listings of the software she and her MIT team produced for the Apollo project (Public Domain)


Komentarze
red.grzeg
2019/01/26 18:18:21
A co z chemikami?

Przyrodzona odpowiedzialność

Godząc się na zajście w ciążę, kobieta godzi też się na pewne ograniczenie swej wolności, stosownie do – od wieków przecież niezmiennych – obowiązków wynikających z ciąży, porodu i wychowania dziecka.

Ekspert Biura Analiz Sejmowych o projekcie zaostrzenia ustawy o aborcji

Napisał to oczywiście ekspert-mężczyzna. Kiedyś też wydawało mi się, że takie wytłumaczenie brzmi logicznie. Ale potem zastanowiłam się i doszłam do innego wniosku:

Ja się nie prosiłam na świat jako kobieta. Jest niesprawiedliwe, żeby połowa ludzkości była z racji urodzenia z macicą obciążona większą odpowiedzialnością za życie ludzkie, niż druga połowa. Mężczyźni nie mają żadnych takich „obowiązków”. Natomiast kobiety zgodnie z tą optyką zawsze muszą mieć na uwadze, że mogą zajść w ciążę i że wtedy na ich barkach spocznie odpowiedzialność za życie zarodka/płodu/dziecka. Mogą tylko albo podjąć „obowiązek” ciąży, porodu i wychowania, albo zostać „morderczynią”. Czyli po prostu od tego „obowiązku” nie mają ucieczki. Jest to sytuacja nierówności – jest kasta wyższa, obdarzona większą wolnością – mężczyźni; i kasta niższa, obdarzona mniejszą wolnością i większą odpowiedzialnością – kobiety. Biologia może sobie być niesprawiedliwa, ale my możemy tę niesprawiedliwość niwelować. Moim zdaniem nawet powinniśmy.


Nawiasam mówiąc, żyjąc w takiej logice – albo podjąć „obowiązek” ciąży, porodu i wychowania, albo zostać „morderczynią” – nic dziwnego, że kobiety w Polsce starają się jak najmniej zachodzić w ciążę. Każdy przy zdrowych zmysłach starałby się minimalizować szanse na obarczenie tak gigantyczną odpowiedzialnością.


Internautka pisze:

Całe rozumowanie oparte jest na łatwym do zakwestionowania (jakby bezdyskusyjnym?) założeniu „zgody na zajście w ciążę”. Odbycie stosunku nie jest równoważne takiej zgodzie.

Tu jest właśnie cały problem. Konserwatyści uważają, że odbycie stosunku jest równoważne zgodzie na zajście w ciążę. O tym jest cała katolicka etyka seksualna. O tym jest całe „wychowanie do życia w rodzinie” w szkołach. Nawet sytuacja gwałtu nie jest właściwie stąd wyłączona, bo zgodnie z konserwatywnymi normami kobiety powinny zdawać sobie sprawę, w razie gwałtu mogą zajść w ciążę, więc powinny unikać sytuacji, gdzie jest ryzyko gwałtu. Na tym właśnie polega to wrodzone obciążenie odpowiedzialnością z racji posiadania macicy. Masz macicę – musisz na co dzień żyć tak, żeby w każdej chwili móc podjąć odpowiedzialność za życie zarodka/płodu/dziecka.


 

pfg pisze:
Muszę wszakże uczynić zastrzeżenie do zastrzeżenia: jeśli ktoś mógł podjąć decyzję, ale tego zaniedbał, bo się upił lub tp, albo zlekceważył, bo jakoś to będzie, a pojawi się ciąża, to musi z konsekwencjami tego faktu żyć.

Właśnie coś takiego wydawało mi się do pewnego momentu logiczne, ale gdy przemyślałam, przestałam się z tym zgadzać. Oto dlaczego:

Bo na przykład chciałabym zupełnie tak jak mężczyzna móc spać z kim popadnie, i nawet gdy zaniedbam antykoncepcji bo się upiję, albo zlekceważę, to ponosić dokładnie taki sam stopień odpowiedzialności jak mężczyzna. Czyli móc w razie czego uciec, wycofać się, nawet jeśli nie jest to specjalnie chwalebne.

Jeśli nie mam takiego prawa, to znaczy, że jednak z racji urodzenia się z macicą ciąży na mnie większa odpowiedzialność niż na mężczyźnie. (Powtarzam: biologia nie jest sprawiedliwa, to oczywiste, ale ja tu nie mówię o biologii, tylko o kulturowym wytworze, jakim jest etyka.)

Bo właśnie w takich sytuacjach niekoniecznie chwalebnych szaleństw objawia się kulturowa nierówność kobiet i mężczyzn. Ty ostatecznie możesz sobie pozwolić na takie szaleństwo, jakie ono by nie było głupie. Ja – nigdy, bo ryzykuję resztą mojego życia. Chcę mieć prawo być dokładnie tak samo głupio beztroska jak mężczyźni.

Mężczyźni właśnie tego nie rozumieją, że kobieta przez całe życie musi mieć w tyle głowy ewentualność takich sytuacji ekstremalnych. Nigdy nie może sobie pozwolić, nawet z zamiarem ewentualnym, na taki stopień beztroski, jak mężczyzna. To jest cholerne obciążenie psychiczne. Kobiety rezygnują z wielu rzeczy w życiu z tego strachu. Praktycznie cała kultura relacji damsko-męskich jest na tym strachu oparta.


 

Komentarze
2018/05/07 22:03:27
Jestem mężczyzną, więc moja opinia może być uznana za stronniczą. Jednak opinia kobiety również mogłaby być uznana za stronniczą, a obłoków w spodniach – lub dla symetrii, w spódnicach – niestety nie ma. Biologia jest niesymetryczna a kondycja bycia człowiekiem jest dopiero abstrahowana z kondycji bycia kobietą lub mężczyzną. Ursula Le Guin, pisząc Lewą rękę ciemności – przez wielu uważaną za najlepszą powieść SF – wykazała się prawdziwym geniuszem.

 

Więc oto opinia mężczyzny: Jeśli kobieta godzi się na zajście w ciążę, co obejmuje także zgodę ewentualną, rzeczywiście godzi się na pewne ograniczenia, które z faktu urodzenia dziecka wynikają. Trzeba jednak uczynić ważne zastrzeżenia:

Po pierwsze, zgoda musi być zgodą. Nie może być seksu wymuszonego, w tym seksu bo-jak-nie-to-on-odejdzie-do-tej-drugiej, kobieta musi być intelektualnie i emocjonalnie dojrzała do podjęcia takiej decyzji (często wątpliwe w wypadku młodych dziewczyn), decyzja musi być podjęta świadomie (co wyklucza sytuację, gdy kobieta jest pijana, naćpana albo z innych powodów nieprzytomna, nawet jeśli upiła się lub naćpała z własnej woli i *z tym* nie miała żadnego problemu), dalej, musi być świadoma rezygnacja z antykoncepcji (co nie obejmuje przypadku, że on nie lubi w gumce, więc jak mu się każe w gumce, to odejdzie itd) i pewnie coś jeszcze, ale zgoda, także ewentualna, na ciążę musi być zgodą. Dopiero wtedy można przyjąć, że kobieta, wyrażając zgodę na ciążę, wyraża też zgodę na wynikające stąd ograniczenia jej wolności.

No i owszem, ograniczenia te nie są symetryczne. Dla kobiet są o wiele większe, niż dla mężczyzn. Jak pisałem, biologia jest niesymetryczna.

Muszę wszakże uczynić zastrzeżenie do zastrzeżenia: jeśli ktoś mógł podjąć decyzję, ale tego zaniedbał, bo się upił lub tp, albo zlekceważył, bo jakoś to będzie, a pojawi się ciąża, to musi z konsekwencjami tego faktu żyć. Nie wycofuję się z niczego, co pisałem półtora roku temu, w notce i komentarzach.

Po drugie, co ma zastosowanie do aktualnej opinii w sprawie projektu pani Godek, ludzie chcą mieć zdrowe dzieci. Jeśli więc nawet kobieta zgodziła się na możliwość zajścia w ciążę i wynikające stąd konsekwencje, a okaże się, że płód jest ciężko chory, zdeformowany, musi mieć prawo do wycofania swojej zgody. Oczywiście jeśli ktoś postanowi takie dziecko urodzić, trzeba ją wspierać, także medycznie, społecznie i materialnie, a przede wszystkim uszanować taką decyzję. Ale w żadnym wypadku, pod żadnym pozorem nikogo nie można do tego zmuszać. Prawnik, który pisał opinię, o której wspominasz w notce, jest sadystycznym idiotą.

Dla równowagi, uwaga kobiety, mojej córki (ognista feministka, wyborczyni lewicy i w ogóle): jeśli państwo powiada, że kobieta ma jakieś obowiązki wynikające z możliwości zajścia w ciążę, państwo powinno zapewnić darmową, łatwo dostępną i skuteczną antykoncepcję.

Gość: fuzzy, *.static.ip.netia.com.pl
2018/05/07 23:50:43
Cała „niesprawiedliwość” ciąży wnika z biologii, która jest jaka jest i tyle. Jakbyśmy mieli te różnice całkowicie niwelować, to skończymy z jakąś jedną płcią i będzie nudno :). No bo mężczyźni mleka nie mają, a może by chcieli? A kobiety są generalnie słabsze fizycznie, to też niesprawiedliwe itd.

 

Ograniczmy się więc do „obowiązków wynikających z ciąży, porodu i wychowania dziecka”. O ile więc ciąża i poród są sprawą wyłącznie kobiety, to wychowanie (i fundusze na to wychowanie) już nie. Skoro więc postulujemy, że mamy „niwelować niesprawiedliwości” przez umożliwienie przerwania ciąży przez kobietę – co oczywiście powoduje również brak obowiązków wychowawczych. To dlaczego ma być teraz poszkodowany mężczyzna, skoro będzie musiał albo takie dziecko wychowywać albo na nie płacić – a może nie chciał takiego „ograniczenia wolności”? Oczywiście nie postuluję tutaj konieczności współdecydowania o aborcji przez (niedoszłego) ojca. To, jak wspomniałem, wyłącznie domena kobiety. Ale może dla symetrii dać mężczyźnie opcje analogiczną – wykluczającą go z obowiązku jakiegokolwiek udziału (również finansowego) w wychowaniu dziecka?
Moim zdaniem dopiero wtedy zniwelujemy różnice i będzie „sprawiedliwie”. A przynajmniej na tyle sprawiedliwie, na ile pozwala biologia.

Gość: fuzzy, *.static.ip.netia.com.pl
2018/05/07 23:55:35
A propos: „jeśli państwo powiada, że kobieta ma jakieś obowiązki wynikające z możliwości zajścia w ciążę, państwo powinno zapewnić darmową, łatwo dostępną i skuteczną antykoncepcję”.

 

Nie bardzo rozumiem tę logikę. Dla mnie, to trochę jakby powiedzieć: jeśli państwo powiada, że (zdrowi) mężczyźni muszą obowiązkowo iść do wojska, państwo powinno zapewnić darmowe, łatwo dostępne orzeczenia o płaskostopiu.

2018/05/08 00:35:46
@fuzzy i pobór. Argument jest pozorny. Tam, gdzie jest pobór, nikt się poborowego o zgodę nie pyta. A tu rozumowanie jest takie: jeśli ty się zgodzisz, to my, państwo, będziemy z całą surowością konsekwencji tej zgody od ciebie wymagać. Symetria obywatelka-państwo zostaje zniesiona; byłaby ona zachowana, gdyby państwo, chcąc egzekwować obowiązki wynikające z wyrażonej zgody, umożliwiało obywatelce niewyrażenie tejże zgody inaczej, niż przez zachowanie wstrzemięźliwości.

 

Argument „mężczyzna ma mieć przyjemność, ale zero obowiązków” jest dziecinny. O prezerwatywie, synku, słyszałeś? Mam nadzieję, że dobrze ci poszły egzaminy gimnazjalne.

Nb, wbrew legendzie, płaskostopie nigdy nie reklamowało od wojska. Been there, done that.

Gość: fuzzy, *.static.ip.netia.com.pl
2018/05/08 01:01:34
@pfg Argument „mężczyzna ma mieć przyjemność, ale zero obowiązków” jest dziecinny. O prezerwatywie, synku, słyszałeś?

 

Zaraz zaraz, ale czy to nie ten sam argument, co z aborcją? „Kobieta ma mieć przyjemność, ale nie ciążę”. A o tabletkach/spirali/wkładce/plastrze/implancie/pigułce „po” zapomniała?
I tu i tam państwo nagle wymaga poniesienia konsekwencji. Jasne różnica jest, ale cały wpis był o tym, żeby te różnice niwelować skoro możemy.

No i zauważ, że większość metod antykoncepcji dla kobiet jest bardziej kompleksowa i działa również w przypadku gwałtu/upojenia/narkotyków/czy innej utraty świadomości. Skoro prezerwatywa ma mężczyźnie wystarczyć za „zgodę” (czy w zasadzie jej brak), to dlaczego te rzeczy nie?

BTW: żeby było jasne, ja jestem za aborcją na życzenie do jakiegoś sensownego momentu ciąży (nie wiem dość, by go określić, od tego są mądrzejsi ludzie; pewnie Ci po gimnazjum :)). Ale argumentacja o „niesprawiedliwości” i „ograniczeniach” do mnie nie trafia.

2018/05/08 09:47:47
@pfg
Muszę wszakże uczynić zastrzeżenie do zastrzeżenia: jeśli ktoś mógł podjąć decyzję, ale tego zaniedbał, bo się upił lub tp, albo zlekceważył, bo jakoś to będzie, a pojawi się ciąża, to musi z konsekwencjami tego faktu żyć.

 

Właśnie coś takiego wydawało mi się do pewnego momentu logiczne, ale gdy przemyślałam, przestałam się z tym zgadzać. Oto dlaczego:

Bo na przykład chciałabym zupełnie tak jak mężczyzna móc spać z kim popadnie, i nawet gdy zaniedbam antykoncepcji bo się upiję, albo zlekceważę, to ponosić dokładnie taki sam stopień odpowiedzialności jak mężczyzna. Czyli móc w razie czego uciec, wycofać się, nawet jeśli nie jest to specjalnie chwalebne.

Jeśli nie mam takiego prawa, to znaczy, że jednak z racji urodzenia się z macicą ciąży na mnie większa odpowiedzialność niż na mężczyźnie. (Powtarzam: biologia nie jest sprawiedliwa, to oczywiste, ale ja tu nie mówię o biologii, tylko o kulturowym wytworze, jakim jest etyka.)

Bo właśnie w takich sytuacjach niekoniecznie chwalebnych szaleństw objawia się kulturowa nierówność kobiet i mężczyzn. Ty ostatecznie możesz sobie pozwolić na takie szaleństwo, jakie ono by nie było głupie. Ja – nigdy, bo ryzykuję resztą mojego życia. Chcę mieć prawo być dokładnie tak samo głupio beztroska jak mężczyźni.

Mężczyźni właśnie tego nie rozumieją, że kobieta przez całe życie musi mieć w tyle głowy ewentualność takich sytuacji ekstremalnych. Nigdy nie może sobie pozwolić, nawet z zamiarem ewentualnym, na taki stopień beztroski, jak mężczyzna. To jest cholerne obciążenie psychiczne. Kobiety rezygnują z wielu rzeczy w życiu z tego strachu. Praktycznie cała kultura relacji damsko-męskich jest na tym strachu oparta.

Gość: fuzzy, *.static.ip.netia.com.pl
2018/05/08 10:21:55
@anuszka > Bo na przykład chciałabym zupełnie tak jak mężczyzna móc spać z kim popadnie, i nawet gdy zaniedbam antykoncepcji bo się upiję, albo zlekceważę, to ponosić dokładnie taki sam stopień odpowiedzialności jak mężczyzna.

 

To dopiero jest dziecinne myślenie. Tobie się serio wydaje, że faceci tak podchodzą do sprawy? Nie neguje, że tacy istnieją – ale raczej większość się przejmuje czy ma te gumki czy nie. No i musi mieć tu i teraz, a nie jak „beztroska” kobieta przykleić sobie plaster raz na tydzień, albo w ogóle wstrzyknąć implant i mieć wszystko z głowy na parę lat.

No i jak już mamy tak bardzo uściślać, to nie ryzykujesz „resztą mojego życia”, a „jedynie” ~9 miesiącami. Potem możesz przecież to dziecko zostawić, czyli „uciec, wycofać się, nawet jeśli nie jest to specjalnie chwalebne”.

2018/05/08 13:21:14
@anuszka – ależ mężczyźni doskonale to rozumieją. Właśnie dlatego w bardzo wielu kulturach kary za niewierność lub szerzej, za seks pozamałżeński, były o wiele bardziej dotkliwe kobiet niż dla mężczyzn.

 

Jeśli natomiast mowa o możliwości „ucieczki, wycofania się”, to we współczesnych społeczeństwach bogatej Północy, do których się zaliczamy, rzeczywiście jest możliwość oddania dziecka zaraz po porodzie. Nigdzie też, zwróć uwagę, nie pisałem, że kobiety nie powinny mieć prawa do aborcji na życzenie, choć nie zmieniam zdania, że ja, pfg, aborcji prawidłowo rozwijających się płodów pochodzących z dobrowolnego seksu nie pochwalam. Nie dlatego, że chciałbym utrwalać niższą pozycję kobiet, ale ze względu na szacunek dla życia. Brak symetrii? Owszem, ale biologia nie jest symetryczna.

Gość: zut, *.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl
2018/05/08 14:34:09
kobiety moga przeciez podwiazac jajniki i problem tej asymetrycznej odpowiedzialnosci zniknie. zrobilybyscie tak, siostry i ciotki?
Gość: fuzzy, *.static.ip.netia.com.pl
2018/05/08 18:47:51
@ZUT Legalnie nie mogą, tak samo jak ty nie możesz sobie przeciąć nasieniowodów. Nasze państwo twierdzi, że to karalne.
Gość: ali, *.neoplus.adsl.tpnet.pl
2018/05/11 20:11:29
Z chęcią bym się w tej „kulturowej” sprawie zamienił. 9 miesięcy ciąży, po której można dziecko oddać bez żadnych konsekwencji vs 26 lat płacenia słonych alimentów.
2018/05/13 18:13:15
Oho, następny gimnazjalista się znalazł… Tak, tak, szanowni panowie metrykalnie mają zapewne więcej lat, ale mentalnie? Pre-zer-wa-ty-wa. Wiem, że na WDŻ o tym nie mówią, ale może od kolegów słyszeliście? Albo z internetów?
Gość: ali, *.neoplus.adsl.tpnet.pl
2018/05/17 22:25:07
Współczynnik Pearla 5%. I to przy założeniu, że zakupione prezerwatywy spełniają jakiekolwiek normy (jakaś federacja konsumentów w USA sprawdziła prezerwatywy z drugstore’ów i wyszło im, że normy spełnia 30, reszta to podróby) oraz że partnerka nie ma akurat ochoty na dziecko, bo nie ma wielkiego problemu z przedziurawieniem.

 

Wiem że za twoich czasów tego nie mówili, ale mógłbyś już tę wiedzę uzupełnić.

Czy #jateż to rozwadnianie problemu?

Wielu mężczyzn i niektóre kobiety piszą, że akcja #metoo / #jateż rozwadnia problem molestowania. Ich zdaniem w mediach społecznościowych pojawiła się rzekomo lawina świadectw, które opisują wcale nie molestowanie właściwe, lecz zaledwie niewczesne zaloty, brak kultury, zaczepki słowne nie będące molestowaniem.

Postanowiłam zrobić małą statystykę wpisów na facebooku: W wyszukiwarkę facebooka wpisałam tag #jateż. Zdecydowałam się na polską wersję tagu, żeby łatwiej dotrzeć do osobistych świadectw Polek, a pominąć wpisy zagraniczne i artykuły prasowe. Dokładniejszy opis wyszukiwania podaję na stronie z wynikami, link poniżej.

Krótko mówiąc, przewijałam jak leci wyniki wyszukiwania w kategorii „Posty publiczne” i omijałam artykuły prasowe, parodie, oraz wpisy nie pozwalające na przyporządkowanie. Brałam po kolei pojawiające się wpisy z osobistymi historiami osób molestowanych. Przyporządkowywałam je do kategorii molestowania fizycznego lub słownego.

Strona z wynikami znajduje się tutaj.

Z 30 świadectw tylko 6 opisywało wyłącznie molestowanie słowne.
24 z 30 historii opisywało molestowanie fizyczne bądź też fizyczne i słowne. Zwraca uwagę, że 16 spośród 30 przypadków to molestowanie fizyczne dziecka.

Zatem moje wyniki sugerują, że nie jest prawdą, iż kobiety masowo opisują przypadki wątpliwe, gdy ktoś zaledwie zalecał się do nich, komentował lub pogwizdywał.

Zachęcam czytelników do sprawdzenia samemu. Być może wyniki wyszukiwania facebooka różnią się dla różnych użytkowników. Być może ktoś będzie miał chęć zebrać większą próbę, np. 100 świadectw, bo 30 przypadków to wciąż trochę mała statystyka.

 


Komentarze
2017/11/13 18:02:37
A zrobiłaś dokładniejsze badanie, jakie to konkretnie molestowanie fizyczne? Bo ja między innymi z tego powodu, że ta kategoria wydaje mi się rozwodniona, nie wzięłam udziału w tej akcji (pomińmy fakt, że nie udzielam się ostatnio na fejsbuku – gdybym uważała akcję za naprawdę sensowną, to pewnie bym się złamała). Dlatego, że mam niestety dość dużą gamę doświadczeń w tym względzie – od obleśnych facetów ocierających się w tłumie w tramwaju, po napad. I ponieważ mogę porównać te dwa typy „molestowania”, uważam, że jest to rozmyte. Oblech w tramwaju jest ohydny i należy z nim walczyć, ale możesz wysiąść na najbliższym przystanku, a jeśli tłok jest nieco mniejszy, odsunąć się w bezpieczne miejsce. I to jest kompletnie nieporównywalne z poczuciem całkowitej bezradności.

Mogłabym jeszcze o Indiach – sprzed kilkunastu lat i z południa. O tym, że może być fizyczne zainteresowanie niepodszyte niezdrowym erotyzmem i kolejne stadia wdzierania się w cudzą intymność. Nie napiszę o tym między innymi dlatego, że rozkład kulturowy byłby (po części) wodą na młyn polskiej skrajnej prawicy

2017/11/19 10:51:42
Absolutnie z prostactwem i przemocą należy walczyć. Dlatego akcja metoo jest ważna i ma sens. Oczywiście, kiedy wyważa się bramę, która była długo zamknięta nie trudno o przesadę. Wrzucanie do jednego worka regularnego gwałtu, którym jest wymuszenie pełnej usługi seksualnej na podległej, -ym pracowniku i powiedzenia niezdarnego komplementu „Masz super cyce!” jest zupełnym nieporozumieniem. Tym bardziej, że same protestantki podkreślają, że chodzi o obleśnego typa. Wiadomo z doświadczenia, że kobieta potrafi znieść bardzo dużo, kiedy natrafi na faceta, który jej się podoba.
2017/11/28 12:25:46
Bardzo ciekawy wpis. Rzeczywiście z takim postępowaniem należy walczyć bez żalu. Pozdrawiam.
2018/01/28 08:46:28
<i>Być może wyniki wyszukiwania facebooka różnią się dla różnych użytkowników. </i>

Bardzo się różnią dla różnych użytkowników (dla dowolnego wyszukiwania, im bardziej różniący się użytkownicy), tak więc metoda badawcza pozbawiona wartości. Takie badanie rzetelnie mógłby zrobić tylko FB.

Zaufaj Kukizowi: uf-uf

Strach to mówić, ale nasze społeczeństwo popada w faszyzm. Kukiz, któremu według badania CBOS ufa 58% Polaków, mówi, że 2000 imigrantów z Afryki to spisek obliczony na zniszczenie narodu polskiego, bo tutaj nie rodzą się dzieci. Że przez imigrantów my, Polacy, mamy opuścić te ziemie i wymrzeć.

Przyklaskują temu młode leszcze z wykop.pl. Do momentu wyborów prezydenckich nikt mi nie wierzył, że ma to jakiekolwiek znaczenie, iż gówniarze karmią się w internecie wytworami trolli nasłanych przez Bóg wie kogo (narodowców, Rosję?). Wszyscy mi mówili: no ale to jest nisza i nie ma wpływu na szerokie rzesze społeczeństwa. A tu nagle po wyborach wszyscy się obudzili i teraz się wymądrzają o wpływie pokolenia internetu na politykę. Ja to już mówiłam od wielu lat, ale oczywiście nikt mnie nie słuchał.

 


Komentarze

kobietawkryzysie 29.05.2015

Myślę, że to brak poczucia bezpieczeństwa i potrzeba (charakterystyczna dla wieku? albo braku intelektualnych aspiracji?:) uzyskania prostych odpowiedzi na wszystkie pytania.

anuszka_ha3.agh.edu.pl 29.05.2015

Mniejsza o to. To już jest siła zdolna obalać rządy.

pfg 29.05.2015

Ciekawe, czy ze strony Kukiza to cynizm (świadome pozowanie się na Front Narodowy czy UKIP), czy autentyczne przekonania? Zresztą nie wiem, co byłoby gorsze.

Gość uber_amsterdam *.adsl.inetia.pl 29.05.2015

„zagraża nam faszyzm”

A cóż w tym dziwnego? Takie poglądy nie biorą się z powietrza. Od ćwierć wieku edukacja i media znajdują się w rękach prawicy różnej maści (te wszystkie Kraśki w TVP). Oczywiście, są wyjątki – np. niszowy tygodnik Urbana, od święta „Wyborcza” zamieści jakiś postępowy tekst; a i w szkole na 10 nauczycieli trafi się może jeden zastraszony lewicowiec (który z reguły siedzi cicho, podczas gdy reszta jego zaangażowanych kolegów, z katechetą na czele, uprawia prawicową propagandę), ale to by było na tyle. Skoro w latach 80-tych JPII zgarnął całą pulę, to nic dziwnego, że Polska jest jednym z najbardziej konserwatywnych państw w Unii. Młodzież po prostu przejmuje prawoskrętne wzorce kulturowe od starszego pokolenia.

errata777 29.05.2015

Strzeżmy się „Kukizów” maści wszelakiej.

andsol-br 29.05.2015

Konserwatyzm mnie nie przeraża. Ale wygadywanie takich brecht i wiara w nie to nie konserwatyzm a delirium tremens.

anuszka_ha3.agh.edu.pl 29.05.2015

Interesuje mnie ich logika: W jaki sposób brak imigrantów miałby sprawić, że Polki zaczną rodzić więcej dzieci?

Gość x *.free.aero2.net.pl 30.05.2015

Barbarzyńcy już tu są, nie trzeba na nich z niepokojem czekać.

To się tak tylko wydaje, że można oszczędzać na edukacji, lekceważyć przyzwoitość i ogólnie zaklinać rzeczywistość całkiem bezkarnie, bo zawsze jakoś było, to i teraz będzie (i nie, nie tylko PiS i ogólnie pojęta prawica są tu winne, nie ma tygodnia, by PO bez żadnych skrupułów nie psuło polskiej demokracji). Przed drugą wojną światową też wydawało się, że można się powyżywać na Rusinach, spalić im trochę świątyń, przeczołgać jedną czy drugą wioskę, polonizować na siłę i kolonizować. A potem nagle wielkie zdziwienie, że wcale nam dobrze nie życzą i mając po temu okazję chętnie wezmą krwawy odwet. Rzeczywistość lubi się niespodziewanie odwinąć i dopiero poniewczasie widać te ukryte koszty, które wcale nie były ukryte, tylko niewygodnie było je widzieć. Najwyraźniej Polacy z jakichś względów lubią, mając własne państwo, doprowadzać je do rozpadu przez implozję. Może następnym razem uda się lepiej.

Dylemat „Rosja czy narodowcy” jest pozorny. Rosja bez wahania wspiera w całej Europie skrajne ruchy polityczne, nawet te najgłośniej antyrosyjskie, dobrze rozumiejąc, że w rywalizacji z Zachodem jedyną jej szansą jest zniweczenie tych europejskich zalet, których Rojanie nigdy jako społeczeństwo na większą skalę nie nabyli. Na polskich forach internetowych kremlowskie trolle zawsze wspierają te opcje, które najbardziej dzielą społeczeństwo – ich głównym celem jest nie tyle przeforsowanie konkretnych opinii, ile raczej szczucie wszystkich na wszystkich. Z Polakami świetnie im to na razie wychodzi. Kukiz, Kaczyński, Duda czy Kopacz – to dla Kremla nie aż taka wielka różnica, pod warunkiem, że w Polsce będzie bajzel, zawiści, nieufność i podziały.

Gość uber_amsterdam *.adsl.inetia.pl 30.05.2015

@andsol
„konserwatyzm mi nie przeszkadza”

A mi przeszkadza. Moim zdaniem ten kolaps cywilizacyjny, jaki obserwujemy w polityce i społeczeństwie (jakie społeczeństwo, tacy politycy), począwszy od upadku czytelnictwa po rozpad więzi społecznych, to wina w dużej mierze kościoła. Jan Paweł II był pasterzem prawicy – nic dziwnego, że wyhodował sobie w Polsce parę pokoleń konserwatystów; stąd te wszystkie Rydzyki, Michaliki, Kaczyńskie, Tuski, Kukizy i Korwiny-Mikke. Stąd ta rozbuchana nienawiść wobec biednych, czarnych, gejów, lewaków, innowierców, odmieńców. To narastało przez lata. Prawicowy obskurantyzm to fundament, na którym zbudowana została cała obecna Polska; idee równościowe, wolnościowe i postępowe, jak też wszystko, co pachnie państwem socjalnym w stylu skandynawskim, były u nas konsekwentnie niszczone (m.in z ambony). Obecny papież, Franciszek, jest lewicowcem, ale wpływu na nasze elity nie ma niestety żadnego… Może w Ameryce Południowej, ale nie tutaj. Za późno. Dziś papieżem młodych jest Korwin-Mikke i prawicowi szaleńcy. Być może czeka nas drugi Budapeszt i kolejna wielka fala emigracji do bardziej cywilizowanych krajów. Dziękujemy wam, solidaruchy!

anuszka_ha3.agh.edu.pl 30.05.2015

Dylemat „Rosja czy narodowcy” jest pozorny. (…) Na polskich forach internetowych kremlowskie trolle zawsze wspierają te opcje, które najbardziej dzielą społeczeństwo

Ależ oczywiście. Ja to wiem od dawna i wcale nie przedstawiam tego jako dylemat, raczej jako implikację.

kobietawkryzysie 01.06.2015

„Prawicowy obskurantyzm to fundament, na którym zbudowana została cała obecna Polska” – niestety na to wygląda. I jeszcze kult pieniądza.

kobietawkryzysie 01.06.2015

„Interesuje mnie ich logika: W jaki sposób brak imigrantów miałby sprawić, że Polki zaczną rodzić więcej dzieci?” – wiadomo, że nie sprawi:) Chodzi o budzenie strachu przed „obcym” – przed tym, że obcy nas zaleją, zniszczą, zabiorą pracę, ziemię itp. Jak dla mnie to wiecznie żywe plemienne myślenie:)

kobietawkryzysie 01.06.2015

Chociaż jak się przypatrzeć, to nie jesteśmy jedyni – np. islamski fundamentalizm też rośnie w siłę…

Gość viator *.bg.us.edu.pl 03.06.2015

Ranking zaufania nijak się nie przekłada się na poparcie w wyborach (np. Komorowski). To raz. A dwa, na ile głosy w wyborach na Kukiza są głosami na jego poglądy, a na ile głosami na coś nowego (bez wnikania czym to nowe jest)? Jeśli bardziej to drugie, to kolejne pytanie, kiedy się Kukiz znudzi. Tak jak znudził się Palikot.
Inna sprawa, że faktycznie takie antymigracyjne wystąpienia mogą zdobyć poklask w pewnej części społeczeństwa. Ludzie widzą, że są na Zachodzie dzielnice zamieszkane przez migrantów i się boją, że tak samo będzie w Polsce.

juliafi 02.07.2015

Anuszka, zgadzam się z tobą całkowicie.

Mam wrażenie że tu nie chodzi o logikę. To nie są osoby które próbują trafić do ludzi używając logiki, tylko sprytni socjotechnicy. Nie od dziś wiadomo, że najskuteczniejsza propaganda to taka odwołująca się do emocji i stereotypów, nie do myślenia. Imigranci kojarzą się ludziom z muzułmanami, ci z zagrożeniem, a to z kryzysem religii katolickiej i wartości rodzinnych.

na ile głosy w wyborach na Kukiza są głosami na jego poglądy, a na ile głosami na coś nowego
Nieważne na co są to głosy, po wyborach dysonans poznawczy spowoduje racjonalizację, że chciało się właśnie tego, co mówił Kukiz.

juliafi 02.07.2015

@pfg
Mam wrażenie że to zbyt cwane żeby było autentyczne. Gdy Kukiz mówił o wspólpracy pracowników, pracodawców, urzędników itd. w imię dobra narodu, przypomniało mi się to coś o współpracy klas w imię narodowej jedności – z programu znanej partii niemieckiej. Zresztą nie tylko to.

juliafi 02.07.2015

@uber_amsterdam
Mam wrażenie, że to nie ma znaczenia, czy to prawicowy, czy lewicow kontekst. W kontekście lewicowym Kukiz mógłby zrobić tą samą sztuczkę – przecież bardziej antydemokratyczni lewicowcy byli mistrzami grania tłumem i wykorzystywanych przez Kukiza obecnie socjotechnik.

starszy58 21.07.2015

Nazi byli w tym kraju od zawsze. Zapiekli szowiniści i antysemici, wierzący w socjalizm i Polskę dla Polaków. Różnica jest jakościowa. Dzięki sieci zyskali samoświadomość i się policzyli. Liczba nie wyszła za duża, ale nadrabiają entuzjazmem. Ani konserwatyści, ani JPII nie mają tu nic do rzeczy. To sieć nagłośniła jak nigdy ich wrzask. Proponuje nie panikować, nie uogólniać, tylko cierpliwie dawać debilnym gnojom odpór.

Zgadnij, jakie rozwarstwienie panuje w Polsce? [Test]

Czy potrafisz prawiłowo ocenić nierówności społeczne w Polsce? Jesteśmy społeczeństwem klasowym, czy egalitarnym? Dzielimy się na elitę i biedne masy, czy większość stanowi klasa średnia?

Poniższe diagramy przedstawiają różne typy społeczeństwa. Wybierz, który według ciebie najlepiej opisuje Polskę:

International Social Survey Project survey (2009),  V. Gimpelson, D.Treisman, „Misperceiving inequality„, NBER Working Paper No. 21174 (May 2015), za zgodą autora.

Odpowiedź na zagadkę znajduje się poniżej: Należy wybrać kraj. Można porównać pomiędzy różnymi krajami. Czeka was wiele niespodzianek. Jeśli prezentacja nie wyświetla się, kliknij na link: http://www.iwkoeln.de/__extendedmedia_resources/176927/index.html

http://www.iwkoeln.de/__extendedmedia_resources/176927/index.html
Prezentację przygotował Koloński Instytut Badań Ekonomicznych na podstawie badań  Social Survey Programme 2009,  Socio-economic Panel 2011 i statystyk Unii Europejskiej.

Więcej o badaniach postrzegania nierówności społecznych – w poprzedniej notce.

 


Komentarze

Gość uber_amsterdam *.adsl.inetia.pl 22.05.2015

Rozkład ilościowy dla Polski wygląda super (silna klasa średnia, stosunkowo niewielu bogaczy i biedaków) – zupełnie jak w Niemczech, ale te zestawienia nie mówią wszystkiego; istotny jest jeszcze rozkład wartościowy, a mianowicie: ile ta górna (i dolna) 1/7 społeczeństwa zgarniają z całej puli zakumulowanego PKB (dochody, przychody i dziedziczenie majątków)? Ciekaw jestem, jak wyglądałoby takie zestawienie dla Ukrainy – bo obawiam się, że zestawienie mogłoby nie unaocznić dobrze oligarchizacji ekonomicznej kraju (przed rewolucją na Ukrainie czytałem, choć nie potrafię teraz podać źródła, że kilkudziesięciu oligarchów skupia w swoich rękach od połowy do 2/3 całego PKB, a wskaźnik Giniego dla Ukrainy ewidentnie nie odzwiedciedla oligarchizacji kraju).

Kiedyś, z nudów, nagryzmoliłem sobie, jak wyglądałby (według mnie) dzienny przychód na mieszkańca w dolarach, w przeliczeniu na parytet siły nabywczej, tj. GDP (PPP) per capita dla paru przykładowych krajów – innymi słowy, ile procent społeczeństwa może sobie kupić za „wirtualnego” dolara ze „standardowego” koszyka dóbr i usług (bo 1 dolar nie „waży” tyle samo w Norwegii i w Somalii):
wykres
Założyłem przy tym, że:
– w socjalnej Szwecji praktycznie nie ma biedoty, za to klasa średnia jest bardzo silna,
– w DRK większość społeczeństwa żyje za <1$ dziennie, a prawie wszystkie zyski z eksploatacji surowców transferowane są za granicę przez lokalnych watażków,
– w ChRL za czasów Mao nierówności praktycznie nie było, a każdy miał swoją miskę ryżu dziennie (i nic ponadto).
– Indie są społeczeństwem kastowym, co odbija się na strukturze socjoekonomicznej,
– oligarchowie na Ukrainie zgarniają całą pulę (to ten milimetr z prawej strony, nie mieści się na wykresie), ponadto prawie nie ma tam klasy średniej; dlatego wykres stosunkowo bogatej Ukrainy (8600$ PPP*) jest niebezpiecznie blisko do tego indyjskiego (5800$ PPP*), gdzie jest (z ich punktu widzenia) bieda, ale nierówności są niewielkie (* – dane stąd).

Czy w książce są zestawienia tego typu? Bo chciałbym porównać je z rzeczywistymi wyliczeniami – i sprawdzić, czy trafiłem choć w przybliżeniu 😉

kakaz 23.05.2015

Polecam przeczytanie: smarterpoland.pl/index.php/2014/03/pisa-a-status-ekonomiczny-spoleczny-i-kulturowy/ Artykuły z prosto z Paryża, choć modne wśród inteligencji, niekoniecznie dobrze opisują sytuację w kraju takim jak Polska. Jest jakimś kuriozum, ze za specjalistów od Rosji w tym kraju uważa sie profesorów z Oxfordu 😉 a o sytuacji w naszym kraju inteligencja dowiaduje sie wyłącznie z prac w języku angielskim. No ale też faktem jest że nawet największy bzdet i szmira śpiewana po angielsku brzmi dla ucha warszawiaka jak piękna rockowa ballada 😉

Gość axl *.pat.umts.dynamic.t-mobile.pl 31.05.2015

A tu małe uzupełnienie nt nierównościowego skrzywienia: Trystero

loleklolek_pl 05.06.2015

W Polsce wszystkie grupy do linii „middle” włącznie to to samo, co w US, najniższa grupa…

Nie chce mi się czytać raportu, więc może ktoś komu się zechciało może rozwiać moje wątpliwości i powiedzieć, czy „net” to to samo, co „disposable”? I czy uwzględniono ceny mieszkań tylko z regionów, gdzie bezrobocie jest <5%?

 

Ursynów Północny do rejestru zabytków!

To blokowisko z wielkiej płyty powinno zostać wpisane do rejestru zabytków. Ma genialny układ urbanistyczny.

Tak, właśnie to osiedle z „Alternatywy 4”. Film mu zrobił złą prasę, ale tak naprawdę dziś dopiero wygląda ono w przybliżeniu w tak, jak miało wyglądać według projektu. Doprowadzono metro, wyrosła zieleń, porządnie otynkowano elewacje.

Zaprojektował je architekt Marek Budzyński, dziś profesor, po powrocie z Danii, zainspirowany pomysłami skandynawskimi. Pomimo że pomiędzy projektem a wykonawstwem i tak trochę zgubiono – bo to był przełom lat 70. i 80., więc materiały nie te, itd. – osiedle zawiera wiele pozornie drobnych szczegółów, które stanowią o komforcie, o jakim nie mogą dziś marzyć mieszkańcy współczesnej twórczości deweloperskiej.

Drobny szczegół 1: Wypuścić dziecko na rowerku

Ursynów Północny widziany z samochodu nie sprawia specjalnie ciekawego wrażenia. Uwaga: bo nie ma sprawiać! To co obserwujemy przejeżdżając przezeń którąś z arterii przelotowych, to nie jest strona frontowa. Zgodnie z projektem front, część reprezentacyjna, jest – od wewnątrz. Z przeciwnej strony niż ulica. Reprezentacyjny wygląd osiedla skierowany jest do widzów poruszających się pieszo.

Oto typowa jednostka osiedlowa (a całość osiedla składa się bodaj z siedmiu takich jednostek, połączonych ze sobą):

Ciągi piesze z zielenią idą po przeciwnej stronie bloków niż drogi dla samochodów. A drogi dla samochodów, będące dojazdem do bloków, to nie to samo, co główne ulice. Od głównych ulic, służących do komunikacji z innymi częściami miasta, bloki oddzielone są: parkingiem, wałem ziemnym i drogą dojazdową. Drogi dojazdowe celowo są kręte, żeby nie kusiły kierowców – tędy nie zrobi się skrótu, nie przejedzie się szybko. To jest dojazd dla mieszkańców. Pośrodku każdej jednostki znajduje się teren zielony ze szkołą i przedszkolem. Pomiędzy jednostkami można się przemieszczać bez przechodzenia przez jezdnię dzięki przejściom podziemnym. W zasadzie – gdyby nie irracjonalna strachliwość dzisiejszych rodziców – można tu wypuścić małe dziecko z rowerkiem i pozwolić mu przemierzyć wiele kilometrów bez ryzyka, że wpadnie pod auto.

Przez całe osiedle można przejść ciągami pieszymi i terenami zielonymi, nawet nie stykając się z ulicą! Poniższy rysunek pokazuje przykładowe takie trasy spacerowe (razem ok. 10 km, i tak chyba nie wszystkie). Na niebiesko zaznaczone są przejścia podziemne.

Żeby wyobrazić sobie skalę tego pomysłu separacji ruchu pieszego i samochodowego, zauważcie, że te ciągi piesze obejmują obszar porównywalny do całego starego Krakowa, od Alej Trzech Wieszczów po Kazimierz. Dla porównania – mapa w tej samej skali:

Typowy ciąg pieszy wygląda tak:

Niby nic, ale zwróćcie uwagę: To jest szeroka uliczka – naprawdę szeroka w stosunku do wysokości budynków, porównajcie z uliczkami na nowych osiedlach – i przeznaczona wyłącznie dla pieszych. Dlatego we wszystkich prawie blokach wejścia do klatek są dwustronne. Wejście frontowe jest od uliczki dla pieszych. Wejście tylne – od uliczki dojazdowej dla samochodów. To także odpowiedź na zagadkę: dlaczego adresy na Ursynowie Północnym są tak pokręcone? Nie – one są intuicyjne, ale z punktu widzenia pieszego, a nie kierowcy! Adresy liczą się wzdłuż uliczek dla pieszych, nie wzdłuż uliczek dla samochodów.

Drobny szczegół 2: Nie przeszkadzać sąsiadom

Co jest ciekawego w tej zwykłej fasadzie?

Pomimo że fabryki wielkiej płyty nie były w stanie wszystkiego wyprodukować zgodnie z pierwotnym projektem – większość bloków jest w tak sprytny sposób pofałdowana, że nie da się zajrzeć sąsiadom na balkon. Luksus nieczęsty w nowych i starych osiedlach.

A co ciekawego widzimy tutaj?

Oczywista oczywistość: Ten blok jest dość wysoki, ale ma wokół siebie odpowiednio dużo miejsca, żeby nie rzucać cienia na sąsiednie budynki. W nowoczesnych osiedlach deweloperskich niedoświetlenie to dramat. Podwórza-studnie jak w XIX-wiecznych kamienicach, tylko czekać aż dzieci zaczną chorować na krzywicę.

Drobny szczegół 3: Ludzka skala

Wszystkie blokowiska z czasów PRL są płaskie. No chyba że wybudowano je w terenie naturalnie pofałdowanym, ale takich terenów w Warszawie nie ma. Tutaj wystarczyło jednak podsypać gdzieniegdzie koparkami 1.5-2 metry ziemi, a krajobraz zrobił się zupełnie inny:

Te krzywizny alejek i pofałdowania terenu są wymierzone dokładnie na ludzką skalę. Zwróćcie też uwagę na kamienie: Liczne głazy wykopane podczas budowy pozostawiono na miejscu dla dekoracji.

Te części bloków, które nie są podsypane ziemią – mają niski parter, a w nim lokale usługowe, takie jak fryzjer, biblioteka. Zgodnie z filozofią osiedla – wchodzi się do nich nie od ulicy, lecz od strony uliczki dla pieszych! O, tak jak tutaj:

Te zaś części bloków, które są  podsypane ziemią, mają na najniższej kondygnacji piwnice, a podest ziemny służy mieszkańcom parteru za prywatny ogródek. Tak jak tu:

Co ciekawe, na zdjęciach lotniczych, albo robionych z jakiegoś wysokiego punktu, Ursynów Północny wygląda na naprawdę gęste osiedle spiętrzonych bloków:


A jednak proporcje budynków są takie, że stojąc na dole człowiek ma wrażenie dużej przestrzeni. To musi być cała nauka – dziś zapomniana – jak wykorzystać perspektywę, żeby budynki i podwórza były dostosowane do skali człowieka.

Choćby taka prosta rzecz, jak zróżnicowanie wysokości budynków! Nowe osiedle Miasteczko Wilanów, choć w zasadzie zabudowane niższymi blokami niż Ursynów Północny, robi przytłaczające wrażenie swoją płaskością:

Tymczasem panorama Ursynowa wygląda tak:

P.S. Przygotowywałam tę notkę dobrych parę dni. W trakcie, gdy ją pomalutku edytowałam, pojawił się na stronie Metro Warszawa taki artykuł, który mówi całkiem podobne rzeczy. Telepatia? 😉 Takie zjawiska zdarzały mi się już kilka razy wcześniej na tym blogu.

Tamten tekst jednak nie pokazuje szczegółowo, o co chodziło z urbanistyką Ursynowa, nie ma tam zdjęć i mapek z przykładami. Zwróciłam uwagę, że nieściśle piszą tam o „ciągach pieszo-jezdnych”. W rzeczywistości cały pomysł polega na oddzieleniu ciągów pieszych od jezdnych, co widać na mapkach pokazanych u mnie. Artykuł bardziej skupia się na pewnych wadach Ursynowa, które wynikają z nietrzymania się pierwotnego projektu – warto to także przeczytać. Wiele złego zrobili współcześni deweloperzy. Właśnie dlatego jestem za wpisaniem Ursynowa Północnego do rejestru zabytków, żeby już nikt go więcej nie psuł.


Komentarze
Gość: Mika, *.dynamic.chello.pl
2015/05/10 12:43:55
Bardzo ciekawy artykuł – dziękuję, że mogłam go przeczytać 🙂
2015/05/13 19:47:25
Bardzo dobre!

Chętnie bym przeczytał parę słów na temat Krakowa również.

2015/05/14 20:22:20
O Nowej Hucie mnóstwo już napisano.
2015/05/14 21:10:43
Ciekawe.
2015/05/15 12:07:49
Cóż, Anuszko, starość nie radość. Pękasz. Nie dosyć że zaczynasz chwalić PRL, to jeszcze w niebezpieczny sposób zaczynasz krytykować obecną architekturę. A przecież wiadomo że stan owej architektury w żadnej mierze nie jest wynikiem spisków czy braku wiedzy, a nawet jak ktoś mógłby przypuszczać, cwaniactwa developerów, którzy wciskają byle co za ciężkie pieniądze klasie średniej. To sa globalne procesy wolnorynkowe które maja miejsce na całym świecie, na przykład w stanach czy w chinach. Po prostu tak rozwija się świat – jak ktoś che mieszkać ładnie i wygodnie powinien sam zbudować swój dom, otworzyć swoje przedszkole, szkołę i uniwersytet, a czołowi ekonomiści ( Hęryka Bochniarz i Leszek Balcerowicz) nawet sugerują, że jak się chce mieć pracę, należy samemu sobie otworzyć firmę i samemu sobie płacić! Tylko całkowicie zdegenerowane jednostki, zupełnie nierozumiejące uwarunkowań nowoczesnego świata żyją resentymentem do smrodliwego ciepełka wynikającego z państwa opiekuńczego…
Gość: megg, *.jmdi.pl
2015/06/04 17:06:28
kakaz, przesadziłeś. Po pierwsze, to co było złe w PRL to ustrój!!!! Ja go np. nie chwalę, ale doceniam rzeczy, które w tamtym okresie powstały np. taka dzielnica jak Ursynów, a dokładniej to co napisała autorka. Trzeba być mega tępogłowym aby zamykać oczy na dobre rzeczy i tylko z upartością powtarzać PRL zły. O ile podoba mi się architektura (budynki) miasteczka Wilanów, o tyle uważam, że jest to sypialnia ino „luksusowa”. Ja chciałabym aby w końcu ktoś sie obudził i zbudował osiedle ma miarę XXI w. ale jednak dla ludzi. Te osiedla Typu Nowa Huta, Ursynów, MDM itd. projektowali architekci szkoleni na przedwojennej szkole. Proszę zobacz układ urbanistyczny NH. itd itp. Przykład USA czy Chin nietrafiony. Szczególnie Chin oni nie mają wyboru, muszą zagęszczać miasta. Poza tym co ma dobra architektura do państwa opiekuńczego? To o czym Ty piszesz to już przeszłość. I poczytaj sobie najnowsze opracowania dot. tzw. wolnego rynku.
Gość: odpal, *.opera-mini.net
2015/06/21 09:13:22
W tego typu osiedlach przerażają mnie ogromne odległosci. Kilkadziesiąt rożnych blokow rozsypanych na ogromnym terenie, wszystko jest obce, wszystko jest anonimowe, nie ma tam naszej ulicy ze znanymi mieszkancami, nie ma tam też naszego podworka. Niby na takim osiedlu jest wszystko, sklepiki, apteki, przychodnie, przedszkola i szkoły, ale do wszystkiego są ogromne odległosci, wszędzie jest tak daleko, że nic tam nie jest nasze, z niczym się nie utożsamiamy. Nawet sklepiki osiedlowe są obce, bo odległe, a do tego w takim sklepiku jest biednie i smutnie, bo brak klientow- zniwu te przeklęte odległosci- klienci przychodzą tylko z najbliższych blokow…. A w ogole, to mieszkancy takich blokowisk wolą wsiąc do auta i jechac do ogromnego markietu, niż biegac wiele kilometrow od kwartału do kwartału, bo w każdym jest cos innego.
,.
Ja już będąc dzieckiem zastanawiałem się, jaka szalona siła każe architektom budowac bloki mieszkalne jak najdalej od siebie oddalone, zamiast wytyczyc w miarę sensowne ulice z blokami jeden obok drugiegi- tak jak to było od dawna…. Przez to te osiedla stały by się mniej obce, gdzie wszędzie było by blisko, gdzie było by prawdziwe centru ze sklepami i z usługami pełnymi klientow z okolicznych blokow. A obok blokow były by wielkie tereny zielone o przeznaczeniu rekraacyjnym, ktore nie były by poprzedzielane blokami! .
UWAGA. Oto idiotyzm. Mimo że na tych osiedlach są ogromne przestrzenie, to chłopcy pod żadnym pozorem nie mogą grac w piłkę nożną, bo gdzie tylko by się chciało grac, to niedaleko są okna z szybami. Po prostu na tych osiedlach nie ma na tyle dużego trawnika, by młodzi chłopcy mogli sobie zagrac. Niby wszędzie są ogromne odległosci, ale bloki są tak dokładnie rozmieszczone, by czasem komus nie zachciało się zagrac w piłkę. Kopac piłkę można na boisku , a nie pod blokiem! -takie okrzyki słyszą dzieci
Gość: bess, *.dynamic.chello.pl
2015/06/25 18:11:28
Odkąd urosły drzewa zrobiło sie dużo przyjemniej i to chyba jedyny plus, że jest zielono. Doceniam tez to, że nikt mi nie zagląda w okna, bo sa odległosci pomiedzy blokami. Przeszkadza mi to, ze nie ma miejsc, gdzie ludzie mogliby sobie stworzyc przestrzeń poznawania sie, kontaktów, jakiejs przestrzeni z ławkami, placem zabaw,jakiegoś placu przed ratuszem, gdzie można sobie usiasc, odpocząc, zagadac kogos. Jest park na stokłosach, ale to nie mój rejon, teraz taką role zaczyna pełnic plac przed multikinem, ale to za mało. Chyba w tedy chodziło o to, żeby ludzie sie nie spotykali i nie gromadzili. Fatalne jest to jak niewiele jest ławek na Ursynowie.
Gość: KaBeUrsynów, *.static.ip.netia.com.pl
2015/06/25 19:18:27
Fajny tekst. Gratuluję trafnych spostrzeżeń. 🙂
Gość: Jan, *.ovh.net
2015/12/17 13:40:14
Bzdury Opal piszesz, albo nie widziałeś Ursynowa na oczy. Tam gdzie jest zabudowa z lat 80-tych, nie zagęszczona plombami cwanych deweloperów, jest masa miejsc, gdzie można pograć w piłkę . Problemem nie są szyby, prawdziwy problem to w jaki sposób wypchnąć dzieci w domu na boisko, albo jak wydłubać psie łajno po rozrywkach na trawniku.
Gość: , *.dynamic.chello.pl
2015/12/28 19:47:11
Fantastyczny tekst! Dobrze wypunktowane walory Ursynowa Północnego. Mieszkam tu, starzeję się i bardzo doceniam!
Koniecznie wpisać do Rejestru Zabytków! Wtedy już nikt nic tu nie będzie mógł zepsuć!
Hanka

Ais z planety Des

Wreszcie wiem! On dał jej pendrive’a!

Przyszedł kultowy komiks w zbiorczym wydaniu…

…Z autografem Bogusława Polcha.

W posłowiu jest wywiad z Polchem. Dowiedziałam się bardzo ciekawych rzeczy.

Te komiksy miały pierwsze wydanie w Niemczech. Niemieckie wydawnictwo samo pokolorowało plansze – na jarmarczne kolory. W polskim wydaniu Polch kolorował je osobiście. Dlatego wyszły zupełnie inaczej, oczywiście lepiej.

To zupełnie nieprawdopodobne, jak można zepsuć komiks złymi kolorami. O, np. tutaj: Satham na zielono, phi…

Podczas gdy w wydaniu polskim kolory są takie:

Albo tutaj:

Podczas gdy w wydaniu polskim:

„Niemcy zdziwili się, jak zobaczyli polską wersję, wydała się im jakaś taka francuska…”

Niemieckie wydawnictwo wymyśliło sobie też, że okładki zrobią inni graficy. To jest koszmar!

Rozumiem, że zagraniczne wydania (a było ich kilka w różnych krajach) miały niemiecką wersję kolorystyczną. (Tak by wynikało z kolorów ubrań na dwóch poniższych rysunkach.) Pomimo wszystko komiks stał się kultowy poza Polską i fani do dziś oddają mu hołd swoją twórczością, np. tak:

źródło: cloneofais.tumblr.com

Albo tak:

źródło: achtnig.blogspot.com

W polskim internecie znalazłam bardzo mało takiej twórczości. Oto jeden niewątpliwie polski obrazek:

źródło: Rosner @ digart.pl

A na koniec niespodzianka: Bogusław Polch kręci film animowany 3D na podstawie tego komiksu! Pierwsze informacje można znaleźć tutaj: aisthemovie.com . Ale czy film to dobry pomysł? Jeśli już animacja 3D, to dlaczego nie gra?

P.S. Jeszcze jedna ciekawostka: Niemcy nagrali słuchowisko na podstawie komiksu. Można posłuchać na youtube.


Komentarze
2015/05/07 11:29:10
Gra to byłaby potencjalnie dobra rzecz (ale bardzo łatwo zepsuć).

Ech, uwielbiałem ten komiks w swoim czasie. Przede wszystkim, niesamowita, futurystyczno-techniczna kreska. Danikena jakoś udało mi się wyprzeć;-)

2015/05/07 18:01:45
Tak, to najlepsze rysunki Polcha, zwłaszcza „Walka o planetę” i „Bunt olbrzymów”. On się nie nadaje do rysowania przyrody, fantasy, historii. Tylko do futurystycznej techniki. Nawet z rysowaniem ludzi ma problem, łatwo popada w charakterystyczną manierę. Ale właśnie w tych komiksach widać mocno pracował nad wizerunkami postaci i wyszło pięknie.
2015/05/07 20:59:13
„Ludzie i potwory” chyba najlepiej pamiętam.

Ludzie, owszem trochę słabiej wychodzili, ale za to potrafił paroma drobiazgami bardzo indywidualizować inaczej zlewające się postacie. Te wszechobecne w Ekspedycji uniformy bardzo mu chyba ułatwiały.

Gość: ziew, *.neoplus.adsl.tpnet.pl
2015/05/12 17:03:55
Kolory w wersji niemieckiej sa ewidentnie lepsze
tyle ze za bardzo przesycone

marudzisz na zielonego sathama

a przegnila zielen i zolc na twarzach postaci z polskiego wydania to ci juz nie przszkadza

Skąd się biorą zdjęcia pro-life?

Od czasu do czasu na katolickich portalach pojawiają się piękne zdjęcia „pro-life”, przedstawiające ludzkie płody. Zawsze gdy je widzę, zastanawia mnie, skąd w nich kolorowe tło? Skąd dobrze dobrane, nie-punktowe, rozproszone oświetlenie? Dlaczego zdjęcia są tak wyraźne i robione z dość dużej odległości (w sensie – nie szerokokątne)? Dlaczego pęcherz płodowy jest jak przekłuty balonik?

Jednymi z pierwszych – choć nie pierwszymi, ale chyba najbardziej znanymi takimi fotografiami była seria zdjęć z magazynu Life z 1965 r. Wykonał je szwedzki fotografik Lennart Nilsson. Zapisały się w kulturze popularnej właśnie dlatego, że były upozowane „jak żywe”. Jednak przez wiele lat pozostawało tematem tabu, w jaki sposób naprawdę artysta je wykonał.

Na stronie uniwersytetu w Cambrige czytamy:

Choć twierdził, że ukazuje żywe płody, Nilsson w rzeczywistości fotografował materiał z aborcji, otrzymany od kobiet, które przerywały ciąże na mocy liberalnego szwedzkiego prawa. Praca z martwymi embrionami pozwoliła Nilssonowi eksperymentować z oświetleniem, tłem i pozycjami, jak na przykład umieszczeniem kciuka w ustach płodu. Lecz źródło zdjęć było rzadko wspominane, nawet przez aktywistów „pro-life”, którzy w latach 70. zawłaszczyli sobie te ikony.

fot. Lennart Nilsson, źródło: http://www.lennartnilsson.com

Z jednej strony fotografie te zwiększyły świadomość, z czym ma się do czynienia podczas zabiegu przerwania ciąży – widok dość rozwiniętego płodu może robić wrażenie na wielu ludziach. Z drugiej strony zabawnym paradoksem jest, że te zdjęcia pokazywane są przez środowiska pro-life jako „dobre”, a osobną kategorię w prolajfowym imaginarium stanowią zdjęcia „płodów po aborcji” – drastyczne, odstraszające. Tymczasem także i te pierwsze okazały się zdjęciami płodów po aborcji.

Nie wiem, jak pozyskiwane są płody do takich zdjęć robionych w nowszych czasach i zwłaszcza w krajach, gdzie zgodne z prawem aborcje odbywają się rzadko. Być może wykorzystuje się wtedy płody po naturalnym poronieniu?

Ponieważ ktoś mógłby słusznie zapytać, czy od lat 60. nie rozwinęła się technika zdjęć laparoskopowych – spróbowałam poszukać medycznych zdjęć ciąży we wnętrzu ciała matki. Nie udało mi się znaleźć zdjęć laparoskopowych pęcherza płodowego w macicy. Prawdopodobnie z oczywistych względów – nikt nie robi laparoskopem zdjęć zdrowej ciąży, bo to niepotrzebne ryzyko. Są natomiast zdjęcia ciąży pozamacicznej – wciąż żywego pęcherza płodowego. Widać, że jakość jest dramatycznie inna.
Źródło: jaypeejournals.com

 Źródło: Ulrich Honemeyer, Sanja Kupesic Plavsic, Asim Kurjak, „Interstitial Ectopic Pregnancy: The Essential Role of Ultrasound Diagnosis”, Donald School Journal of Ultrasound in Obstetrics and Gynecology, July-September 2010;4(3):321-325

 

Źródło: Saeed Alborzi et al., „Management of an Abdominal Pregnancy by Laparoscopy: A Case Report and Review of the Literature”, Journal of Minimally Invasive Surgical Sciences. 2013 November; 2(4)

P.S. W związku z pytaniami czytelników, czy to naprawdę robi różnicę, zdjęcie żywego płodu czy martwego? Otóż różnice są dwie.

Po pierwsze: Jeżeli portal katolicki pisze: „Obejrzyj piękne zdjęcia z brzucha mamy” – to pisze nieprawdę. Opowiadanie ludziom bajek (tu pewnie nieświadomie – nikt w redakcji nie chciał się zastanowić nad tymi zdjęciami) odbieram jako manipulację emocjami widza. Widzowi sugerowany jest nastrój życia, ciepła, bezpieczeństwa. Jeśli płód jest upozowany z palcem w ustach – to powstaje pytanie, czy to fizjologicznie możliwe w tak wczesnym wieku płodu. A co jeśli nie? Jeśli płód nie ma jeszcze mięśni pozwalających na takie układanie rąk i co więcej – ssanie? Jeśli to tylko uczłowieczenie dla zwiększenia emocji? Dopisek po dyskusji pod blogiem: Z informacji, które można znaleźć w internecie wynika, że akurat ten płód na zdjęciu jest 20-tygodniowy, czyli w wieku, w którym mógłby naturalnie ssać kciuk.

Po drugie: Doktryną Kościoła zawsze było, że wykorzystywanie abortowanych płodów do czegokolwiek jest niegodziwe. Nawet wykorzystywanie do pobierania komórek macierzystych, które mogą posłużyć medycynie do ratowania życia ludzkiego. Dlaczego nagle wykorzystywanie abortowanych płodów do sentymentalnych fotografii jest OK? Skoro wykorzystywanie ich do ratowania życia jest nie OK?


Komentarze

  • drakaina 19.04.2015Też mnie to zastanawiało długo. Niesamowita historia, ciekawe czy ci prolajfowcy wiedzą. I ciekawe, czy gdyby wiedzieli, to przestaliby się tymi zdjęciami posługiwać…
  • pfg 19.04.2015@drakaina – zapewne nie wiedzą. Zapewne, gdyby wiedzieli, nie przestaliby.
  • Gość slwstr *.neoplus.adsl.tpnet.pl 19.04.2015Tutaj np znajdują się ładne zdjęcia płodzików i zarodków pozyskane z ciąż ektopicznych, przerywanych ze względów zdrowotnych.
  • anuszka_ha3.agh.edu.pl 19.04.2015Gdzie jest informacja o pochodzeniu tych zdjęć, bo nie mogę znaleźć?
  • Gość Mariusz *.google.com 19.04.2015Ale pozowane zdjęcia, z kciukiem w ustach, to makabryczne jest.
  • anuszka_ha3.agh.edu.pl 19.04.2015Ale pozowane zdjęcia, z kciukiem w ustach, to makabryczne jest.

    Spójrzcie, jak zmienia się odbiór tego samego zdjęcia – od ciepłego, pełnego bezpieczeństwa, do makabrycznego.

  • anuszka_ha3.agh.edu.pl 20.04.2015@pochodzenie zdjęć linkowanych przez slwstr:
    Już widzę, trzeba kliknąć na dane zdjęcie.
  • magdalaena1977 20.04.2015Ciekawe, czy po tych płodach na zdjęciach z flickr widać, że coś z nimi było nie tak? Bo skoro same się poroniły, to chyba nie mogły być zupełnie zdrowe.
  • anuszka_ha3.agh.edu.pl 20.04.2015Nie same. Sztucznie przerwano ciąże.
  • anuszka_ha3.agh.edu.pl 20.04.2015Dodałam postscriptum jako odpowiedź na komentarze, które pojawiły się w paru miejscach w internecie.
  • anuszka_ha3.agh.edu.pl 20.04.2015Internauta na wykopie znalazł ten przedziwny wywiad z Nilssonem:
    www.lennartnilsson.com/q_a.html

    To be able to show the development of the foetus at all from the very earliest stage, I used macro-lenses and wide-angled special optics, manufactured specially for me by Karl Storz in Germany and Jungners Optiska in Stockholm. And for technical reasons related to photography, I had to use foetuses from what are called extrauterine pregnancies. But I have also shot living foetuses in the womb using an endoscope. These days, I work with ultrasound and three-dimensional pictures taken through the skin from outside the body. It is a tremendously exciting technique, although it still doesnt reach the same technical quality as my old pictures. But it has allowed me to capture the facial expressions of foetuses, for example, which I couldnt do before.

    My endoscopes have also been specially built by Karl Storz and have a focal distance of less than one millimetre, which lets me take razor-sharp pictures inside the body. The most useful tool so far has been a flexible endoscope with a focal distance of less than one-tenth of a millimetre. Its no bigger than eight-tenths of a millimetre in diameter, including lens and case, and can thus be introduced into various parts of the body rather like a catheter. The first portrait of a living foetus was taken in 1965 with one of these endoscopes. It was the opening picture for the Life photo-essay that same year.

    Pozwolę sobie nie uwierzyć w endoskop o średnicy 0.8 mm w 1965 roku i w dodatku z możliwością sterowania nim i obserwacji na bieżąco obrazu, tak żeby uzyskać odpowiednie ujęcie.

    Gadki o mikroskopie elektronowym to już w ogóle jakiś żart.

    A teraz najlepsze: Owo wspomniane zdjęcie z okładki magazynu Life, rzekomo wykonane endoskopem, wygląda tak: www.hps.cam.ac.uk/visibleembryos/s7/7_4_1_Nilsson1965.jpg
    Śmiech na sali.

  • Gość Meliona *.interkar.pl 20.04.2015A ja myślałam, że to nie zdjęcia, a rysunki są.
  • anuszka_ha3.agh.edu.pl 20.04.2015Niezwykłe doświadczenie socjologiczne wyszło z tej notki. Obserwuję komentarze internautów na wykop.pl. Z niektórych można dopiero zobaczyć, jak gigantyczny sukces odniosła propaganda w stylu „Niemego krzyku” prowadzona na lekcjach religii:

    Internauta operatorkoparki:
    – To jakas bzdura, w trakcie aborcji dziecko jest rozrywane na strzepy

    Ja:
    To jest zdjęcie zrobione wewnątrz ciała matki??? Powiedz szczerze.

    Internauta Shuin:
    – Nie wygląda też jak zwłoki dziecka po aborcji, leżące na stole. Cała pępowina też zdaje się sugerować, że fotka pochodzi z brzucha.

    Po pierwsze, młodzież wyobraża sobie zabieg przerwania ciąży jako zawsze coś takiego, jak w „Niemym krzyku” (porozrywane szczątki leżące na stole).

    Po drugie, i o wiele gorsze, młodzież tą wiedzą zastępuje wiedzę biologiczną (dzieciak nie wie ze szkoły, co to pęcherz płodowy i łożysko.)

  • Gość embriolog *.neoplus.adsl.tpnet.pl 20.04.2015Przerażający jest poziom nieuctwa w polskim społeczeństwie… Nie istnieje technika pozwalająca na wykonanie dobrze oświetlonego i skontrastowanego zdjęcia płodu z użyciem laparoskopu, nie mówiąc już o kwestii modyfikacji tła w takim przypadku. Wszystkie grafiki przedstawiające „portret płodu” na jasnym tle są fotomontażem wykorzystującym fotografię martwego materiału biologicznego (pozyskiwanego w bardzo różny sposób). W trzecim trymestrze ciąży płód ludzki rzeczywiście zdolny jest do aktywnego poruszania kończynami, poruszania mięśniami mimicznymi twarzy oraz do ssania, lecz wiadomo że są to odruchy bezwarunkowe nie mające związku z jakąkolwiek świadomością. Rozwinięty płód reaguje również na różnorodne bodźce zewnętrzne, ale na takiej samej zasadzie jak martwa żaba reaguje ruchami kończyn na drażnienie nerwów rdzeniowych! Twierdzenie że płód jest pełnoprawną istotą ludzką świadczy jedynie o poważnym ograniczeniu intelektualnym osób głoszących takie brednie.
  • anuszka_ha3.agh.edu.pl 20.04.2015 W trzecim trymestrze ciąży płód ludzki rzeczywiście zdolny jest do aktywnego poruszania kończynami, poruszania mięśniami mimicznymi twarzy oraz do ssania

    Ten na zdjęciu z kciukiem jest w 20. tygodniu, czyli II trymestr. Ale jeśli wierzyć wikipedii, to już wtedy spokojnie rusza kończynami, mięśniami twarzy i ssie.

  • Gość Tricia *.215.96.1.getinternet.no 20.04.2015Z tego co mi wiadomo, to usg, a szczegolnie 3D, jest szkodliwe dla plodu ze wzgledu na naswietlanie, jak zwykly rentgen po prostu…
  • Gość Hitman *.play-internet.pl 21.04.2015Gratuluję znakomitego bloga i czekam na kolejne notki.
  • Gość Andrzej *.free.aero2.net.pl 21.04.2015Oczywiście, że płód ssie kciuk.
  • anuszka_ha3.agh.edu.pl 21.04.2015@tricia
    Z tego co mi wiadomo, to usg, a szczegolnie 3D, jest szkodliwe dla plodu ze wzgledu na naswietlanie, jak zwykly rentgen po prostu…

    Oczywiście jest to nieprawda. USG to ultradźwięki. Dźwięki! Nie promieniowanie!

  • Gość x *.free.aero2.net.pl 21.04.2015@Anuszka

    Ale z tego, co parę lat temu słyszałem, rekomendacje są obecnie takie, by bez istotnych powodów nie robić w ciągu ciąży więcej niż trzech badań USG. Przy czym, jeśli mnie pamięć nie myli, chodziło o względy medyczne, nie zaś finansowe – bo szło głównie o ograniczenie zapędów ludzi do rejestrowania przebiegu ciąży na 3D USG jak uroczystości ślubnych czy pierwszych komunii (na czym akurat środowiska okołomedyczne mogłyby robić niezły biznes). Podejrzewam, że ewentualne zagrożenia dotyczą głównie pierwszego trymestru, kiedy nawet tak nieinwazyjna technika jak USG jednak może wywierać istotny fizyczny wpływ na maleńki wówczas płód – choć pewnie więcej jest w tym dmuchania na zimne niż potwierdzonych statystyk.

  • turzyca 22.04.2015Poniewaz sporo osob nie wie, jak dziala mikroskop elektronowy, to moze krotkie streszczenie?
    1) Badany obiekt musi przewodzic prad czyli trzeba go pokryc np. cieniutka warstewka zlota.
    2) Mikroskop potrzebuje prozni do dzialania. Czy ktos sobie wyobraza wytworzenie prozni w lonie matki?

    A jak juz jestesmy przy „w lonie matki” – kazda kobieta, ktora byla w ciazy, przezywala naciaganie brzucha przez rosnace dziecko. Czasem bywa to bardzo bolesne, czasem tylko odczuwalne, ale zawsze ma miejsce – brzuch jest zawsze naciagniety do aktualnej wielkosci dziecka, nikt nie ma twardej wielkiej kopuly z 9 miesiaca ciazy juz w 3. Czyli skoro dziecko naciaga brzuch i on jest opiety wokol dziecka, to tam nie ma miejsca na cokolwiek zbednego.

  • Gość x *.free.aero2.net.pl 01.09.2015Jeszcze o możliwej (nie)szkodliwości USG:

    www.tlustezycie.pl/2015/07/usg-to-nie-tylko-zdjecie.html#more

  • Gość x *.free.aero2.net.pl 01.09.2015Mój poprzedni wpis gdzieś utknął, może z powodu podania w nim linka, więc zamiast namiarów na stronę doradzę wygooglowanie „USG to nie tylko zdjęcie, Tłuste życie” (z zastrzeżeniem, że nie ze wszystkim, co tam jest napisane, się zgadzam, ale jest tam sporo ciekawych dalszych linków).
  • Gość grafzero *.adsl.inetia.pl 24.02.2016″Doktryną Kościoła zawsze było, że wykorzystywanie abortowanych płodów do czegokolwiek jest niegodziwe. Nawet wykorzystywanie do pobierania komórek macierzystych, które mogą posłużyć medycynie do ratowania życia ludzkiego.”

    Może dlatego, że to pierdolenie. Zdjęcia martwych dzieci były obecne w kulturze od początków fotografii właśnie upozowane. Po drugie Watykan oficjalnie dopuścił (i to wiele lat temu) możliwość używania szczepionek przeciwko różyczce do których pożywkę tworzono z linii komórkowych z abortowanych płodów więc kolejna BZDURA.

Uczymy prawdziwej matematyki?

Prawdziwej? Serio?

Wywiad z autorką matematycznej części rządowego podręcznika dla szkół podstawowych. Pomieszanie z poplątaniem. W części spraw panie dydaktyczki mają rację. Ale w innych…

Najpierw mówią, że matematyka powinna być bliżej życia. A potem…

Wprowadzamy elementy baśniowości, by dzieci poczuły, że matematyka może być pasjonująca, intrygująca (…) Ważna jest fabularyzacja. W czasie nauki będzie nam towarzyszyć roztargniona królewna, która ciągle czegoś zapomina, pojawi się syn Robin Hooda – Robcio.

Ratunku!

Nauka matematyki, żeby była zrozumiała dla wszystkich, musi pokazywać, do czego to wszystko przydaje się w realnym życiu. A nie opowiadać pierduły o królewnach.

Niedawno napisał do mnie znajomy, który przygotowuje materiały dydaktyczne z jednego działu matematyki dla gimnazjów. Rozsyłał ludziom próbki tych materiałów dla recenzji. I niestety. Były to opowiadania o królewnach. Dla gimnazjum!

Odpisałam, że ubajkowienie w niczym nie pomaga, tylko zaciemnia problem. Fabuła – nie, właściwie nawet nie fabuła; raczej: konkretny, nie skrótowy, ale i nie przegadany opis – musi dotyczyć konkretnego problemu z życia. Ubajkowienie uczniów uzdolnionych matematycznie zirytuje, natomiast humanistom – odwróci uwagę od istoty rzeczy, a w momencie, gdy w bajce wypłynie matematyczny konkret, to i tak się na nim zatną. Jedyny ratunek to użyciowienie. Precz z ubajkowieniem!


Komentarze
2015/01/02 22:42:01
Ani ubajkowienie, ani użyciowienie – chyba, że „użyciowieniem” miałyby być proste problemy geometryczne. Na poziomie podstawówki – bo o tym, zdaje się, mówimy – powinna wystarczać prostota, jasno przedstawiane reguły i przykłady, przykłady, przykłady. Oraz zasada, że nie można iść dalej z materiałem, dopóki wszyscy nie opanują tego, co było, przynajmniej w stopniu dostatecznym. To zapewne oznacza, że dość szybko potrzebna będzie praca indywidualna z uczniami bardziej i mniej „zdolnymi”, oraz idące za tym trudności organizacyjne. Cóż, pewnie tak. Ale ja nie o tym, tylko o uczeniu *prawdziwej* matematyki, która nie jest ani bajkowa, ani zbytnio życiowa, a jej główną cechą jest logiczna spójność i jasne zasady.
2015/01/02 22:55:35
Mówisz to jako osoba uzdolniona matematycznie, czyli już na starcie mająca skłonność do rzeczy spójnych logicznie i cechujących się prostymi zasadami. Ja potrafię się domyślić, co czują osoby nie posiadające tego typu uzdolnień. Gdy rozejrzeć się naokoło, widać, że masy ludzi w ogóle nie żywią żadnych pozytywnych uczuć do logiki i jasności zasad. Oni nie czują do tego fascynacji ani pociągu sami z siebie. Oni potrafią przeżyć całe życie, myśląc li tylko logiką rozmytą, metaforami i symbolami. Zbyt często bywa, że z opłakanym skutkiem, ale sami się nie domyślają, dlaczego. Takich ludzi trzeba dopiero przekonać, że logika i jasne zasady do czegoś się przydają.
2015/01/02 23:09:01
I żeby żaden humanista mi się tu nie obraził, jakobym dezawuowała myślenie logiką rozmytą, metaforami i symbolami: Nie. Myśleć logiką rozmytą, metaforami i symbolami można i przy wielu okazjach nawet trzeba. Ale nie zawsze! Bo stąd się biorą tysiące wkręconych w podejrzane inwestycje finansowe, nieprzemyślane kredyty, miliony nabranych na pozorne promocje wszelkich produktów, wreszcie – miliony nabrane przez dziennikarzy i polityków na „słupki” sondażowe. Są takie momenty, że człowiek nie myślący logicznie staje się jedną z masy bezbronnych ofiar drapieżnika, który umie myśleć logicznie (albo ma od tego ludzi, którym płaci). I niestety – ludzi nie mających naturalnej skłonności do logiki trzeba zachęcić przyziemnymi korzyściami płynącymi z używania jej.
2015/01/02 23:15:49
Mowa o podręczniku dla drugoklasistów = siedmiolatków. Jak miałyby dla nich wyglądać przykłady zastosowań matematyki w realnym życiu?
Realne życie siedmiolatka i siedmiolatki jest przepełnione bajkami.

Problemem ze słowem ‚ubajkowienie’ jest być może jego dwuznaczność. Może być ubajkowienie = ‚wiara w czary’ i od tego powinien się jeżyć włos, a może być ubajkowienie = ‚budowanie odwzorowania pomiędzy dwoma abstrakcyjnymi rzeczywistościami’ i to może być niezła zabawa.

Zobaczymy podręcznik, łatwiej będzie krytykować lub chwalić, bo diabeł tkwi w szczegółach wykonania.

2015/01/03 17:53:31
Anuszko, dlaczego przypomniało mi się jak porucznik Steven Hauk puszcza w radio polki uwielbiającym je żołnierzom? (Wskazówka dla bardzo młodych ludzi: Good Morning, Vietnam).
2015/01/03 21:40:45
Nie wiem o co chodzi. Nie oglądałam tego filmu.
2015/01/04 01:51:09
To da się odrobić. A warto 🙂
2015/01/05 10:54:39
” Bo stąd się biorą tysiące wkręconych w podejrzane inwestycje finansowe, nieprzemyślane kredyty, miliony nabranych na pozorne promocje wszelkich produktów”

Nie, nie z tego.
Podejmowanie nierozsądnych decycji finansowych nie jest związane z brakiem umiejętności matematycznych.

Problem z matematyka jest taki, że pomijając względnie nielicznych specjalistów, matematyka NIE jest specjalnie użyteczna w życiu. Wyższa niż poziom bardzo podstawowy do niczego nie jest użyteczna jak słusznie PFG zwraca uwagę.

Zwróć uwagę na ogromny rozkwit rynku szkół językowych – j. obcy jest użyteczny. Gdyby matematyka była użyteczna na podobnych poziomie i problem byłby w tym że matematyka jest kiepsko nauczana mielibyśmy podobną ilość szkół matematycznych. Tymczasem, cały istniejący rynek korepetycji nakierowany jest na rozwiązywanie sztucznego problemu „zaliczania” poszczególnych etapów edukacji.

2015/01/05 11:47:39
Nie zgadzam się. Ludzie po prostu nie widzą zbyt dalekich związków przyczynowo-skutkowych. Stąd też nie doceniają, w jaki sposób brak edukacji matematycznej sprzyja nierozsądnym decyzjom finansowym. Widzą tylko bliskie skutki, typu: nauczę się wypełniać test, dostanę papierek uprawniający mnie do wstępu na studia.
2015/01/05 12:58:45
Umiejętność odkładania gratyfikacji – o to jest cenne, ale nie ma związku z matematyką.
2015/01/05 13:13:30
Rzecz w tym że względna użyteczność technik matematycznych bardzo zmalała ponieważ okazały się one bardzo łatwe do zapakowania do urządzeń zewnętrznych, systemów wsparcia sprzedaży, analizy ryzyka, kas fiskalnych, mierników laserowych itp. itd.
2015/01/05 13:23:55
Wrócę tutaj do analogii językowej: solidne opanowanie pożądanego języka obcego daje samo w sobie przepustkę do może niezbyt ciekawej, ale stabilnej i przyzwoicie płatnej pracy.

Porównywalny wysiłek intelektualny wydatkowany na poznawanie matematyki, nie daje nic, co najwyżej można dawać, kiepsko płatne, korepetycje.
(stawka uznanego na rynku, dr matematyki, w Krakowie – 60 pln za godzine).

2015/01/05 21:16:47
@Red.Grzeg

Problem w tym, że nie wszystko da się przeliczyć na pieniądze i wywalić na zasadzie „nieużyteczne => nie rokuje na rynku pracy => nieopłacalne => wywalamy z programu”. Wiedza każdego ucznia powinna być możliwie wszechstronna – w ten sposób buduje się kompetencje kulturowo-cywilizacyjne całego społeczeństwa. Gdyby tak nie było, to w Niemczech nie uczono by dzieci grać na pianinie czy grać w szachy, nie byłoby też tam lekcji filozofii czy łaciny. Za Hitlera planowano zresztą uczyć Polaków tylko tabliczki mnożenia i podpisywania się na dokumentach – i wystarczy, plebs nie musi nic wiedzieć wiedzieć, bo i tak będzie przeznaczony do czyszczenia kanałów i słuchania panów.

A że w polskiej szkole uczono wszystkiego źle i w sposób nieinteresujący (przynajmniej za moich czasów), to już inna sprawa. Ale zamiast spróbować zwiększyć kompetencje nauczycieli, zainteresować uczniów wiedzą i przekazywać ją w sposób interesujący, zdecydowano się pójść na łatwiznę i po prostu okroić do granic możliwości program nauczania. Ciemnota nie musi dużo wiedzieć – wystarczy, że będzie umiała obsługiwać Excela i wypełnić PIT. Albo będziemy kształcić wszechstronnie, albo obudzimy się w społeczeństwie a’la USA, gdzie połowa uczniów nie potrafi pokazać własnego kraju na mapie, wierzy, że świat został stworzony w 6 dni i że ewolucja to lewacki mit, ogląda Fox TV i głosuje na Tea Party.

2015/01/06 10:06:55
„połowa uczniów nie potrafi pokazać własnego kraju na mapie, wierzy, że świat został stworzony w 6 dni i że ewolucja to lewacki mit, ogląda Fox TV i głosuje na Tea Party.”

Nic z powyższych nie ma nic wspólnego z matematyką.

Żeby to było jasne, bardzo chciałbym żyć w światłym społeczeństwie, które rozumie np. efekty uboczne rozmaitych ordynacji wyborczych, ale jak się zastanowić, do tego rzeczywiście wymagane jest bardzo niewiele ponad 4 podstawowe działania.

2015/01/06 10:18:05
manierę przedstawiania matematyki jako bajki ( „Na tronie wielkiego królestwa Rózniczkolandii zasiadał poczciwy król Tensor. Miał trzech synów, Gradienta, Dyvergenta i Rotatora…”) zapoczątkował o ile mnie pamięć nie myli Michał Szurek? Profesor UW o ile wiem. Tego typu historyjki pojawiały się w Młodym Techniku. Właściwie nigdy mi się nie podobały – chciałem sie czegoś dowiedzieć, a z tych banialuk nie wynikało dosłownie nic. No ale był to jakiś oryginalny pomysł, i zapewne okazja dorobienia sobie paru groszy dla pana profesora.
Niestety w dzisiejszych czasach upadku cywilizacyjnego kraju, kiedy odkąd ludzie prostaccy ( z pewnością większe prymitywy niż komunistyczni karierowicze, więc nie nazwę ich karierowiczami bo chodzi o jeszcze niższa cywilizacyjnie kategorię ludzi) zaczęli radzić krajem, niestety tego typu działania stały się normą. Prymityw bowiem nie jest w stanie przełknąć tezy ze matematyka, sztuka, teatr, poezja, literatura, są wartością same w sobie, i są częścią wychowania w kulturze, także narodowej, częścią bagażu cywilizacji, który pozwala promować postawy, kształcić charaktery, budzić aspiracje. Niestety – tego typu argumentacja nie pasuje do ideologii neoliberalizmu, a jego apologeci chcą po prostu jeść ośmiorniczki, pić kradzione winko za 8stówek i to jest cała ich życiowa motywacja. I taką starają się wpoić młodzieży. Nawet takie osoby jak Anuszka, czy PFG wpadają w tą poetykę, jakby nie rozumiały znaczenia prosty spraw: tego że od Sienkiewiczowego Kmicica uczymy sie podnoszenia z upadku, że od Borowskiego zaczynamy rozumieć ogrom zła, że od matematyki uczymy sie rzetelności i zdobywamy wiedzę że istnieją obiektywne zasady których nie da się ominąć „ustawą” albo groźbą, że uczenie sie fizyki wskazuje na ogrom i piękno świata i że są to rzeczy których trzeba dzieci uczyć by umiały podnosić się z upadków, rozumiały ogrom zła i były wobec siebie samych uczciwe. I aby dostrzegały piękno i ogrom świata a od życia oczekiwały czegoś więcej niż tylko więcej konsumpcji plastikowych miłości.
2015/01/06 21:01:20
@kakaz,
jeśli chcemy nauczyć X, to może prostu uczmy X?
2015/01/06 22:13:13
@RED.GRZEG – jak chcemy uczyć honoru uczmy honoru? Odyseusz by zrozumieć swoje miejsce w świecie odbył długoletnią podróż. Tylko człowiek głupi może chcieć wlecieć na Mt.Everest śmigłowcem sądząc że dokona tego samego co Hillary I Tenzing. Z samego Twojego pytania, wynika że nie rozumiesz na czym polega wychowanie dzieci.
2015/01/07 00:33:31
@kakaz,
No dokładnie, jak chcemy uczyć honoru to uczmy honoru.

Wiemy przecież co to jest i jak budować takie poczucia. Sienkiewicz i spółka do tego są całkowicie zbędni (podobnież jak matematyka).

2015/01/17 18:20:13
Zamiast iść w stronę bajki, autorzy powinni pójść w stronę reporterską, podając przykłady praktycznych błędów czy sukcesów związanych z matematyką. Na przykład mogliby opowiedzieć historię Szybowca z Gimli aby opisać przeliczanie jednostek (Szybowiec z Gimli to samolot pasażerski, któremu w trakcie lotu skończyło się paliwo i który musiał wylądować na nieużywanym pasie startowym lecąc do niego lotem ślizgowym, jak szybowce – przyczyną wszystkiego był błąd operatorów, którzy zamiast zatankować X kilogramów paliwa wlali X funtów). A przy liczeniu pól różnych figur mogą się posłużyć przykładem układania posadzki z kafelków, czy jakąś historyjką o błędzie przy wyznaczaniu działki. Procenty można ubarwić opowieścią o jakimś oszukańczym banku z lichwiarskimi pożyczkami na kilkadziesiąt procent miesięcznie. Do każdego działu można dobrać prawdziwą opowieść o ludziach, którzy mieli problem, który należało rozwiązać matematyką, i wtedy nie będą potrzebne żadne księżniczki czy smoki.
2015/01/18 08:31:52
@zaciekawiony,
bardzo bym docenił jakbyś podał przykład który można rozwiązać matematycznie.

Bo błąd funty/kilogramy to nie matematyka (i robią takie błędy nawet ludzie świetni matematycznie). Podobnie z procentami, kafelkami, itp. Albo bardzo prosta matematyka, albo nie od tego zależy.

Cały czas wracam do tego samego: bardzo trudno znaleźć niespecjalistyczny przykład życia codziennego w którym umiejętności matematyczne, wyższe niż połowa podstawówki się przydają.

Gość: ccccc, *.dynamic.gprs.plus.pl
2015/02/21 00:17:05
Już starożytni wiedzieli, że matematyka jest królową nauk, już to że dyskutujemy o tym czy jest ona potrzebna czy nie świadczy o upadku cywilizacji.
Gość: Doprawdy?, *.b-ras2.prp.dublin.eircom.net
2015/03/16 17:04:36
„Już starożytni wiedzieli, że matematyka jest królową nauk…” Nieprawda. W starożytnej Grece mathema oznacza mniej więcej ‚to, czego się uczy’, czyli prościej ‚nauka’. Zatem twierdzenie, że już starożytni wiedzieli, że nauka jest królową nauk podpada pod tautologię, od której zęby bolą. Powszechne dziś, czy potoczne rozumienie matematyki jako swoistego języka wyrażania wielkości i mnogości oraz zachodzących między nimi stosunków dających przedstawić się w sposób liczbowy to trochę późniejsze czasy. W średniowieczu termin ‚matematyk’ równoznaczy był z dzisiejszym ‚astrologiem’ lub ‚astronomem’…
2015/04/22 13:44:43
Nie uczmy dzieci matematyki tylko logicznego myślenia – nauka matematyki wtedy przyjdzie łatwiej.

Takich ludzi trzeba dopiero przekonać, że logika i jasne zasady do czegoś się przydają.
Nie przekona się, skoro na wcześniejszym etapie edukacji zostali przekonani, że się nie przydają.

To tak jak w tym żarcie:

Wiele razy wam mówiłam, że nie ma mniejszej i większej połowy – one obie są równe! Ale pewnie większa połowa klasy tego nie rozumie.

😀

2015/04/22 13:50:46
Mówisz to jako osoba uzdolniona matematycznie, czyli już na starcie mająca skłonność do rzeczy spójnych logicznie i cechujących się prostymi zasadami.
Nie ma czegoś takiego jak wrodzone uzdolnienia matematyczne. 😛 Skłonność ‚na starcie’ to po prostu skłonność wybrana dzieciom przez rodziców i nauczycieli na początku procesu edukacji.

Oni nie czują do tego fascynacji ani pociągu sami z siebie.
To działa tak – masz dziecko którego rodzice swoje decyzje wychowawcze tłumaczą nielogicznie i niespójnie. W dodatku, dostaje ono przekaz że dziecko myślące logicznie jest mniej cenione, oraz w praktyce społecznej słabiej sobie radzi niż to które intuicyjnie łapie inne metody rozumowania. Dlaczego miałoby więc ono po tym doświadczeniu chcieć włożyć wysiłek aby zrozumieć przedmioty ścisłe? Wloży tyle, żeby mieć 4 z matematyki, i mieć spokój – co się za tą wiedzą kryje z ulgą zapomni. Potem dowie się, że nie ma uzdolnień matematycznych, i nigdy nie miało, więc szkoda wysiłków aby nadrobić materiał.

2015/04/22 14:01:18
I jeszcze jeden stereotyp zauważyłam, który też mnie niepokoi. Mylenie matematyki, fizyki, chemii itd. w szkole z logiką. Otóż szkolna matematyka (i inne podobne) nie mają wiele wspólnego z jakąkolwiek logiką, tylko z czystą pamięciówką. ‚Logiczne’ zostają te dzieci, które lepiej zapamiętują informacje podane językiem podręcznika i nauczyciela. Te które mają słabszą zdolność koncentracji na wiedzy podanej w ten sposób, i przez to słabiej ją zapamiętują, zostają zakwalifikowane jako nielogiczne.

Przekonanie o logice lub jej braku jako trwałej cesze obosobości a nie tylko konkretnego ciągu rozumowania pozostaje na całe życie.

To co piszę opieram na swoim doświadczeniu jako korepetytorka. Większość definiujących się jako humanistycznych, nie rozumiejących matematyki uczniów, lepiej radziło sobie z tworzeniem logicznych ciągów myślenia i wnioskowania na codzień, niż ścisłowo uzdolnieni uczniowie, oraz pozostawali bardziej krytyczni wobec swoich pierwszych intuicji poza matematyką. Uczniowie przekonani o uzdolnieniu matematycznym byli natomiast znacznie mniej krytyczni wobec swojej wiedzy i przekonań, oraz programu nauczania przedstawianego im w szkole.

Problem jest w przenoszeniu nawyków myślenia z matematyki do codziennego życia. Uczniowie niematematyczni odnoszą swoje rozumowanie bezpośrednio do świata który ich otacza przez co w praktyce jest ono logiczniejsze, utwierdzają się więc w przekonaniu że zajmowanie się matematyką nie ma sensu.

Maestro, wydało się!

Nucąc sobie, odkryłam, że środkowa część poloneza z „Pana Tadeusza” przypomina… sygnał „Dziennika Telewizyjnego”. A teraz sprawdziłam – obydwa skomponował Wojciech Kilar. 🙂

Wojciech Kilar najwyraźniej nie jest jednak ze swojego dzieła dumy – a może raczej z samego faktu jego powstania. Informacji o utworze próżno szukać na jego stronie internetowej, a Maestro nie odnosi się do niej w wywiadach.
[to oczywiście o „Dzienniku Telewizyjnym”]

No to wydało się!

Polonez z „Pana Tadeusza” – 2:30-3:00 – ta fanfara na rogach: link powinien otwierać się na tym fragmencie, a chyba nie chce. To sobie przewińcie.

A tutaj dla porównania: czołówka „Dziennika”.


http://www.wrzuta.pl/embed_audio.js?key=8wMAoQ6Poaa&login=djrm79&width=300&height=110