Piloci prezydenta: „Czas zacząć o tym mówić”

Na forum lotnictwo.net.pl pojawiły się dwie relacje pilotów, którzy wozili Lecha Kaczyńskiego. Są bardzo, bardzo niekorzystne dla prezydenta.

Pilot 1 (post #1431, 22:08, 25.5.2010)

Pilot 2 (post #1439, 10:17, 26.5.2010)

Być może któryś z nich jest tym zganionym za tchórzostwo w drodze do Gruzji.

Zwracam uwagę, że jest to forum profesjonalne, wyjątkowo ostro moderowane. Jedno z niewielu miejsc w internecie, gdzie dyskutuje się na takim poziomie konkretności. Użytkownicy to w większości zawodowi lotnicy.

P.S. Żeby było jasne: Przy tym wszystkim uważam, że dobrze wyszkolony pilot nie robiłby głupstw pod wpływem tego typu stresów. Na forum lotnictwo.net.pl panuje zgodna opinia, że tak czy inaczej łamanie procedur było wynikiem złego wyszkolenia załogi.

 

Jak za Stalina: „Ale nie piszcie tego na maturze!”

Ratując, co się jeszcze da, wprowadzono na maturze z powrotem matematykę. Oczywiście pojawiła się dyskusja o niskim poziomie tego egzaminu. Pfg pisze, że mimo wszystko lepsze to, niż zupełny matematyczny analfabetyzm:

Poziom podstawowy rzeczywiście był banalny, poziom rozszerzony niewiele wyższy, ale pomyśl, co by się działo, gdyby w pierwszym roku po przywróceniu obowiązkowej dano trudne zadania, tak że 1/3, a może i 1/2 kandydatów nie zdałaby poziomu podstawowego? Byłby płacz i zgrzytanie zębów, powszechne protesty i żądania usunięcia matematyki z listy przedmiotów obowiązkowych. I kto wie, tak mogłoby się stać.

Przy okazji, jak zawsze, protestuję przeciwko utożsamianiu postawy- zainteresowań-wykształcenia humanistycznego z nieznajomością matematyki i nauk ścisłych. Znam wielu matematyków i fizyków, którzy są humanistami. Znam jeszcze więcej absolwentów kierunków humanistycznych, którzy nie tylko nie znają matematyki, ale humanistami też nie są.

Jako że mam pewne minimum zainteresowań humanistycznych, chciałabym nawiązać do dyskusji o ratowaniu polskich umysłów: Skoro już zapobieżono analfabetyzmowi matematycznemu, życzyłabym sobie teraz ratunku przed analfabetyzmem kulturowym.

Dzień po maturze z polskiego rozmawiałam z ojcem ucznia, przyszłego kandydata na politechnikę lub międzywydziałowe studia matematyczno-przyrodnicze. Maturzysta, choć umysł ścisły i sam nie przeczytał „Świetoszka”, jednak był zniesmaczony. Okazało się, że rzeczywiście nie musiał tego czytać. Test polegał na streszczeniu wydrukowanego małego fragmentu – dokonaniu opisu jednej postaci – a nie na zrozumieniu znaczenia sztuki jako całości.

Widzę, że w ten sposób rośnie pokolenie odcięte od kultury europejskiej. A ono nawet nie ma nic w zamian! Za czasów stalinowskich przynajmniej oferowano młodzieży „nową, lepszą” kulturę alternatywną:

Mniej więcej trzy miesiące przed egzaminami nasza polonistka na którejś lekcji powiedziała: podyktuję wam teraz piętnaście stron tekstu. Będzie tu mowa o książkach, których już nie zdążycie przeczytać, o sprawach, których już wam nie wytłumaczę. Wyuczcie się tego na pamięć, bo może się to wam przydać na maturze. Było to kompendium nowego nauczania: o klasowym podejściu do poezji i prozy, o pisarzach radzieckich, o ostatnich polskich „produkcyjniakach”. I rzeczywiście, na egzaminie maturalnym pojawił się młody człowiek, przedstawiony nam jako „czynnik społeczny”, który usiłował nas z nowej wiary przesłuchiwać.

Jeśli jednak pominąć ten brak „nowej, lepszej” kultury – to współczesna szkoła jest zaskakująco podobna do szkoły do szkoły stalinowskiej. Pewna uczciwa (była?) nauczycielka pisze:

Najlepszy polonista, jakiego znałam, zrezygnował z pracy w szkole twierdząc, ze nie bedzie uczestniczył w procederze oduczania myślenia.

Jako, ze wiele lat prowadziłam kursy, wiem, jakie to trudne – musiałam mowic uczniom rózne rzeczy, ktore byly 100% prawdą z dodatkiem „Ale nie piszcie tego na maturze”. Czułam się jak za czasow głębokiego PRL-u.