Maskulinista

W jednym z wcześniejszym wpisów postulowałam założenie Ruchu wyzwolenia mężczyzn. Jeśli nie wierzycie, że istnieje na świecie co najmniej paru mężczyzn, którzy się z tym zgadzają, to polecam blog maskulinisty:

Jak wiadomo istnieje zjawisko zwane feminizmem. I wprawdzie feministki
to mniejszość, jednak dzięki dotarciu do mediów mogły stać się pozorną
większością.
Maskulinizm to taki feminizm, ale w odniesieniu do mężczyzn.
Nie jest to ruch powszechnie znany, gdyż mężczyźni nie lubią się
"chwalić", że są dyskryminowani (najczęsciej przez samych siebie
hahaha).

Nie wiem, czy ten mój wpis będzie reklamą, czy antyreklamą idei wyzwolenia mężczyzn… To znaczy – w moim zamyśle powinien być reklamą, ale w oczach czytelników może stać się anty. Bo ten pan maskulinista z bloga lubi do męskiego stroju ubierać damskie buty na szpilce i tak przechadzać się po Warszawie.

Pomysł ładny, w końcu kobiety mogą chodzić zarówno w szpilkach, jak w martensach, zarówno w spódniczkach mini, jak w bojówkach. Ale jakoś obawiam się, że większość czytelników go nie doceni. Albo ja nie doceniam czytelników.

Przy okazji – mój mąż jest zdania, że byłoby miło, gdyby mężczyźni mogli latem chodzić w spódnicach. Bo to chłodniej i wygodniej. Starożytne kultury basenu Morza Śródziemnego wiedziały coś o tym. Nawet Pan Jezus nie nosił spodni.

Nawiasem mówiąc, do dziś tradycję tę podtrzymują Arabowie. Ale zwróćmy uwagę, że jednocześnie powszechnie znany jest konserwatyzm kultury arabskiej co do ról płciowych. W dodatku Arabowie uważają, że oznaką zniewieścienia jest krawat… Wyobraziłam sobie arabskiego maskulinistę, który w ramach protestu chodzi po mieście w krawacie…

Lekcje religii

Artykuł: Pała z wiary.
Dało mi do myślenia kilka rzeczy.
Ksiądz Sreberski: – Wyprowadzenie religii ze szkół do kościołów
spowodowałoby, po pierwsze, że świeccy katecheci stracą źródło
utrzymania, bo przecież Kościół by im nie płacił.

Toż to patologia: uczymy przedmiotu, nieważne czy z sensem czy bez, nie po to żeby ktoś zyskał wiedzę – a jedynie po to, żeby nauczyciele mieli pracę…

Dalej znów:

Wyprowadzenie religii ze szkół do kościołów spowodowałoby, po pierwsze, że
świeccy katecheci stracą źródło utrzymania, bo przecież Kościół by im nie
płacił. (…) Wzmacniając pozycję religii w szkołach, Kościół myśli też o
księżach katechetach. Za 20 lat katolicy będą w Polsce w mniejszości, z tacy
nie utrzyma się rzeszy księży emerytów. A tak przynajmniej katecheci w
sutannach będą mieli państwową emeryturę.

Internauta rafvonthorn komentuje:
Nie wierzę, że tak lekko przychodzi im mówienie, w jaki sposób sięgają po moje pieniądze…
I jest to całkiem trafna uwaga. Emerytury nie biorą się znikąd. Jakoś nie podoba mi się pomysł podłączania się pod instytucje państwowe tylko po to, aby korzystać z państwowych świadczeń. W końcu państwo to obywatele – którzy mogą sobie tego nie życzyć. Taki układ byłby sensowny, gdyby większość obywateli państwa jako katolicy życzyła sobie, aby ich państwo wspierało Kościół katolicki. Jest to politycznie niepoprawne, łamie zasadę równości religii – ale jakiś rozsądek w tym jest. Natomiast taki sam układ w sytuacji, gdy większość obywateli nie jest katolikami – traci sens już kompletnie i staje się żerowaniem na pieniądzach podatników.

 – Ja tam wolę, żeby na religii syn uczył się tego, co w Biblii, niż
żeby jakiś katecheta mu "o życiu" opowiadał – mówi Marcin Michałek z
Bydgoszczy, ojciec dziesięciolatka. – Od wychowania i poruszania
trudnych tematów jest dom rodzinny. Szkoła ma uczyć i oceniać. Nie
chcę, by syna wychowywał jakiś katecheta, chłopak bez studiów, który
był za słaby, żeby zostać nauczycielem matematyki.

Jeśli się dobrze zastanowić, to on ma rację. Religia to nie "gadanie o życiu", nie roztrząsanie osobistych problemów, ani nie nauka moralności. Aż dziwne, że tak mało ludzi to zauważa, a szczególnie dziwne, że tak wielu katechetów daje się wpuścić w koleinę "dyskusji o życiu".

Rozumiem rodziców, którzy katechezę woleliby traktować jako przedmiot "podstawy wiedzy o teologii katolickiej". Dlaczego by nie wymagać od katechezy po prostu tego, żeby dziecko przyswoiło pewne wiadomości z szeroko pojętej doktryny Kościoła katolickiego? I tyle. A co z tymi wiadomościami zrobi, to już rzecz dziecka, oraz ewentualnie jego rodziców.

Kogo nie przekonałam, tego proszę o zajrzenie pod ten link. Znajduje się tutaj forum "Scenariusze zajęć z religii" – firmowane przez opoka.org.pl, oficjalny serwis internetowy Kościoła katolickiego. Konkretny scenariusz katechezy ma na celu "przekonać" uczniów, że

Wszystkie środki antykoncepcyjne są szkodliwe dla zdrowia kobiety.

Jest to oczywiste kłamstwo. Gdybym była rodzicem, absolutnie nie życzyłabym sobie, żeby moje dziecko było "wychowywane" poprzez wmawianie mu nieprawdy. Jakie świadectwo wiary daje katecheta, który kłamie?

Wuj-Truj czyli o Romanie Giertychu

Roman Giertych już wielokrotnie gościł na łamach gazet jako bohater negatywny. Począwszy od pierwszego dnia urzędowania, każdy tydzień czy miesiąc bez dziwacznych pomyslów ministra jest okresem straconym. Jego zacietrzewienie ideologiczne stanowi dużo większy problem niż się wydaje. W imię własnych poglądów narzuca innym widzenie świata. Uważa, że odgórnie narzucony patriotyzm, porządek i dryl osiągany metodami siłowo-dyscyplinarnymi czy też jednolitość ubioru, poglądów i wyglądu to przyszłość polskiego szkolnictwa. Warto przyjrzeć się z bliska jego działaniom jako ministra czy polityka.
 
Prowadząc krucjatę przeciwko "Gazecie Wyborczej" oraz przemianom po 1989 roku, chce zanegować dobre strony porozumienia Okrągłego Stołu i jedynie podkreślić złe. W tym celu nakazał powołanie komisji weryfikacyjnej (weryfikacja podręczników do historii), a znając ministra, pełno tam będzie historyków o ideologicznym zacięciu. Ciekawe jak ukryją fakt uczestnictwa w tym wydarzeniu panów Kaczyńskich, jaką bajeczkę wpiszą. Ponadto minister ma pewien problem. Występując i kreując się jako polityk o zacięciu antykomunistycznym, jednocześnie jest obciążony flirtem swojego obozu politycznego z komunistami. Wiele osób przed II wojną światową działających w ONR-ABC czy ONR-Falanga, po wojnie równie ochoczo rozpoczęło współpracę z komunistycznym reżimem (Bolesław Piasecki, czy Jan Dobraczyński). Również ojciec Romana, Maciej Giertych, współpracował z reżimem (PRON czy Rada Konsultacyjna). Jasno widać, że politycy opcji narodowo-konserwatywnej zbyt łatwo szli na współpracę z komunistami, stawali się parawanem dla ich działań, byli bronią w walce z kościołem katolickim o dusze katolików (Stowarzyszenie PAX). I słowa Giertycha o nowej Targowicy w wykonaniu uczestników Okrągłego Stołu brzmią obłudnie, bowiem cała jego formacja jest co najmniej tak samo naznaczona współpracą z komunistami.
 
Od września mają być osławione mundurki w szkołach podstawowych i gimnazjalnych. Mnie to się od razu kojarzy z PRLem i urawniłowką. Jako powód ich wprowadzenia to walka z kolorową rewią i wojną na markowe ciuchy. Tylko, że idąc za ciosem należy również wprowadzić jednolite obuwie (walka na markowe obuwie jest możliwa) oraz jednolite zegarki itp. elementy ubioru czy przybory szkolne. A przy okazji okazuje się, że MEN nie rozumie specyfiki osób niepełnosprawnych i dzieci autystyczne również będą musiały nosić mundurki (artykuł). Czas na rozprawienie się z argumentem szybkiego zauważenia obcego w szkole. Ma to na celu zapobieganie handlu narkotykami przez dilerów. Tylko, że biedny minister nie zdaje sobie sprawy, że narkotykami również handlują uczniowie, że można kuopwac narkotyki poza terenem szkoły, gdzie uczeń nie musi nosić mundurku. Bez mundurka też można zauważyć dorosłego obcego, gorzej z równolatkiem.
 
Cała szalona działalność ministra Giertycha jest spowodowana sytuacją w LPRze oraz podziałem ministerstw na koalicjantów. Cóż takiego ciekawego jest do rozdawnictwa w ministerstwie edukacji narodowej czy rybołóstwa?? Samoobrona w ramach ministerstwa rolnictwa może zyskiwać przychylność dołów partyjnych synekurami, a LPR nie ma takiej możliwości. Dlatego, aby utrzymać LPR w sondażach powyżej progu wyborczego 5%, Roman Giertych jako minister i wicepremier wymyśla różne pomysły i się z nich po jakimś czasie wycofuje lub je zmienia. Jedynym plusem z istnienia PiSu może być skuteczna marginalizacja LPRu i skazanie tej partii na niebyt, czego wszystkim życzę.

Niezdrowe podniety polskich dziennikarzy


Gazeta.pl
podaje za Rzeczpospolitą (bez żadnego komentarza!) informację sformułowaną tak, aby wywołać w czytelnikach święte oburzenie: "Msza erotyczna" z występem roznegliżowanych tancerek uświetniła pięciodniowy zjazd niemieckich ewangelików w Kolonii! Sodoma i Gomora!

Nie mam pojęcia, dlaczego obie gazety uważają swoich czytelników za idiotów. Język niemiecki nie jest w naszej części świata szczególnie egzotyczny, a dotarcie do internetowego wydania Spiegla średnio rozgarniętemu internaucie zajmie kilka sekund. Z niemieckiej gazety dowiadujemy się "troszeczkę" czegoś innego:

  • Gazeta.pl i Rzeczpospolita piszą: Msza erotyczna.

    Spiegel pisze – nie msza, a nabożeństwo. Kto chodził w szkole na religię, ten powinien załapać różnicę.

  • Gazeta.pl i Rzeczpospolita "przytaczają" słowa pastora Buschnera: Erotyzm nie jest oddzielony od Boga. Trzeba dać upust swej żądzy.

    Spiegel przytacza je całkiem inaczej: Erotyzm i pożądanie nie są oderwanymi od Boga, zakazanymi obszarami. Pożądanie "chce" być przeżyte w pełni.

  • Gazeta.pl i Rzeczpospolita:
    Potem uczestnicy mszy masowali się wzajemnie, a w rytm muzyki tańczyły skąpo ubrane tancerki.

    Spiegel pisze natomiast, że duchowny zaprosił gości do wzięcia udziału w rytuale namaszczenia, do pomasowania sąsiadom czoła i dłoni. W samej rzeczy, zdjęcia na stronie Spiegla pokazują obie te czynności.

    Jeśli chodzi o jakoby skąpo odziane tancerki, na zdjęciach Spiegla widać tylko dwie, każda tańcząca solo. Ubrane są w sukienki. Wykonują coś w rodzaju baletu nowoczesnego. Cóż, jedynie przy niektórych figurach widać im gatki…

Warto zresztą przyjrzeć się minom i postawom zebranych. Impreza jako żywo w niczym nie przypomina dzikiej orgii.

Ze strony Focusa poznamy jeszcze opowiastkę prowadzącego spotkanie duchownego: Lekarz rodzinny zaskoczył go raz pytaniem – Czy modlicie się z żoną regularnie i czy regularnie współżyjecie? Tu pastor wyjaśnił nowe, głębsze rozumienie skompromitowanego pojęcia "małżeńskiego obowiązku": Zarówno duchowość, jak i erotyzm – żyją ćwiczeniem. Po rytuale namaszczenia leciwa mieszkanka Bawarii, Gertrud Schirmer (lat 72) przyznała, że z całego spotkania ta ceremonia wydaje się jej najpiękniejsza. Na zakończenie wszyscy zmówili "Ojcze nasz" i ksiądz pobłogosławił obecnych słowami: Chwalcie Boga waszym ciałem, waszym pożądaniem i waszą czułością.

I kto tu wyszedł na śliniącego się poszukiwacza obleśnych podniet? Ano dziennikarze Gazety i Rzeczpospolitej. Nasi polscy dziennikarze.

Myślę, że sam papież Benedykt XVI nie zgorszyłby się tą imprezą. Jego nowa encyklika jest przecież o Erosie.

P.S. Najśmieszniejsze z tego wszystkiego – to że jedyną polską gazetą, która trzyma poziom jest… Dziennik:

Kazanie dotyczyło udanego życia erotycznego małżonków. W trakcie
czytania Biblii między wiernymi tańczyły ubrane w przewiewne suknie
kobiety, a uczestnicy mszy jako wyraz miłości smarowali sobie nawzajem
dłonie i czoła wonnymi olejkami.

Współczesna 17-latka pękłaby ze śmiechu

Pozwól, drogi Leszlongu, że wetknę ci szpileczkę. W całej tej dyskusji na forach i w mediach denerwuje mnie jej jednostronność. Gdy tylko Giertych powiedział: zakładajmy szkoły jednopłciowe, bo dają lepsze wyniki w nauce – to zaraz wszyscy się rzucają do krytyki, że wcale nieprawda, bo właśnie lepsze wyniki w nauce są w szkołach koedukacyjnych!

Tymczasem ważniejsze od wyników w nauce jest wychowanie do życia w społeczeństwie. Raczej o tym warto podyskutować.

Przypowieść do przemyślenia (inspirowana wpisem forumowiczki ysobeth):

W czasach, gdy szkoły jednopłciowe były jeszcze standardem, psychologowie uważali, że typową fazą w rozwoju dorastających dziewcząt jest okres zakochiwania się w nauczycielkach. Irena Krzywicka opowiada o przedwojennej szkole żeńskiej:


Przez rok chyba wykładałam też w gimnazjum, i to w jednej z wyższych klas. (…) Miałam wówczas lat dwadzieścia, a uczennice szesnaście, siedemnaście. (…) Dziewczynki były miłe i z zainteresowaniem słuchały lekcji, bo ja – obok głupstw – mogłam im dać i rzeczy cenne, byłam bowiem naprawdę oczytana. Ale co gorsza, tłumnie, jak to bywa u pensjonarek, kochały się we mnie. Pewnego dnia, kiedy weszłam do klasy, zobaczyłam na wszystkich pulpitach moje fotografie. Zareagowałam niezmiernie ostro: kazałam fotografie schować i powiedziałam, że gdyby coś podobnego jeszcze raz się powtórzyło, będę zmuszona zrezygnować z nauczania. Bardzo były potem markotne, niektóre płakały. Stare krowy, były przecież prawie moimi rówieśnicami. Odprowadzały mnie też po kilka do domu, ale i temu musiałam położyć kres, bo inne były zazdrosne. Jedna kochała się we mnie rozpaczliwie, gorączkowo, zasypywała mnie listami. Słowem, bez mojej wiedzy i woli, wytworzyła się w klasie niezbyt zdrowa atmosfera.


Irena Krzywicka, Wyznania gorszycielki

Jednak najciekawsze jest to, że u dzisiejszej młodzieży żeńskiej ta „typowa faza rozwoju” jakoś niepostrzeżenie przestała występować… Wpółczesne siedemnastolatki pękłyby ze śmiechu, gdyby ktoś je posądził o wyżej opisane zachowania.

Wydobywanie potencjału z płci

Minister Giertych zapowiedział realizację koncepcji "edukacji zróżnicowanej" tj. oddzielnych klas dla dziewcząt i chłopców. Początkowo miałoby to być po jednym takim gimnazjum w województwie (gimnazjum??, skoro mają być zlikwidowane zgodnie z chęciami ministra Giertycha). Start najwcześniej we wrześniu 2009r. Więcej o szczegółach tego pomysłu w artykule.
Ale zwolennicy szkół zróżnicowanych uważają, że dzięki nim dziewczęta poprawiają wyniki z przedmiotów ścisłych i są bardziej zmotywowane do uprawiania sportu, bo pozbywają się kompleksów wobec chłopców. Z kolei chłopcy mają być bardziej zainteresowani nauką i chętniej brać udział w kółkach dyskusyjnych, muzycznych, teatralnych i plastycznych, od których w szkołach koedukacyjnych stronią.
No coż, ten cytat jest dla mnie okazją do śmiechu. Przecież obecnie w szkołach koedukacyjnych nie ma lekcji tzw. wf-u koedukacyjnego, lecz właśnie rozdzielonego ze względu na płeć. Nikt dziewczynom nie przeszkadza uprawiać sportu, kompleksy nabywają w trakcie dorastania ze względu na powszechnie obowiązujące przesądy dotyczące kobiecości i sportu. A chłopców już widzę jak garną się do kółek teatralnych i plastycznych. Jakimś cudem zainteresowania takimi kółkami nie było w zawodówkach i technikach, a tam prawie sami chłopcy w klasach. Muzyką chlopcy zawsze się interesują, ale te kółka nie byłyby oblegane bo nie wierzę, że przy tym ministrze "heavy metal", "hiphop" czy "punk" by przeszedł. Co do wyników nauczania koedukacyjnego polecam przeczytać raport OECD pt. "Education at a Glance: OECD Indicators – 2006 Edition. Summary in Polish", gdzie jasno jest napisane, że:

Równowaga płci: pod względem wyników w nauce dziewczęta wyprzedzają chłopców.
Różnice wykształcenia między płciami zmieniają się na korzyść kobiet. W przypadku osób w wieku 55–64 lata tylko w trzech krajach średni czas trwania formalnego kształcenia jest dłuższy dla kobiet, ale w grupie 25–34 lata średnia liczba ukończonych lat kształcenia jest wyższa dla kobiet w 20 z 30 państw OECD. Z pozostałych 10 państw tylko w dwóch (Szwajcarii i Turcji) różnice przekraczają pół roku na korzyść mężczyzn.W 19 z 22 państw OECD i w trzech państwach partnerskich, w których całkowita liczba absolwentów obu płci jest porównywalna, więcej dziewcząt niż chłopców kończy szkoły ponadpodstawowe II stopnia. Różnica na korzyść dziewcząt przekracza 10 punktów procentowych w Danii, Finlandii, Islandii, Irlandii, Nowej Zelandii, Norwegii, Polsce, Hiszpanii i Brazylii. W Turcji liczba absolwentów jest o osiem punktów procentowych wyższa dla chłopców. W Korei i Szwajcarii różnica jest mniejsza niż jeden punkt procentowy.

Wniosek: klasy koedukacyjne nie szkodzą dziewczętom, skoro o wiele dłużej się kształcą niż chłopcy. Przy realizacji koncepcji Giertycha, to wówczas dziewczyny krócej by się kształciły i …. No właśnie, o co tu chodzi? Swego LPR propagowała swój pomysł na walkę z bezrobociem w postaci przymusowego zwalniania kobiet i zatrudniania na ich miejsce mężczyzn. A w razie realizacji tej koncepcji, to w przyszłości gorzej wyedukowane kobiety mające problemy ze znalezieniem pracy, jedynie co by mogły robić to tylko prowadzić dom. I tu jest sedno tej koncepcji, sprowadzić kobiety jedynie do roli rodzicielki i karmicielki. Wiedza w tej roli nie jest potrzebna, przy okazji można ideologicznie przygotować dziewczynki.

Na potwierdzenie mojego wniosku znów się sięgnę do raportu OECD, tym razem za rok 2004.

Płeć a wyniki nauczania oraz nastawienie uczniów.
Na poziomie czwartej klasy dziewczynki osiągają średnio znacznie lepsze wyniki niż chłopcy w umiejętności czytania; wśród uczniów w wieku 15 lat różnica między płciami pod względem umiejętności czytania jest zazwyczaj duża (tabela A9.2 oraz A9.3). Jesli chodzi o matematykę, 15-letni chłopcy mają w większości krajów nieznaczną przewagę nad dziewczynkami: w przypadku przedmiotów ścisłych prawidłowości odnoszące się do płci są mniej wyraźne i dość nierówne (tabela A9.2). W przypadku wiedzy obywatelskiej wśród 14-latków ujawniają się mniejsze różnice w wynikach nauczania związane z płcią (tabela A9.4). Wydaje się, że dziewczęta mają większe oczekiwania odnośnie do przyszłego zawodu niż chłopcy, ale istnieją znaczne wahania oczekiwań obu płci w poszczególnych krajach (tabela A9.1). W mniej więcej połowie badanych krajów więcej dziewcząt niż chłopców wolało naukę opartą na współpracy, zaś chłopcy w większości krajów wykazywali większą niż dziewczynki skłonność do nauki opartej na współzawodnictwie (tabela A9.5b)

A teraz weźmy się za profesora Riordana.

Wczoraj tłumaczył, że nie można jednoznacznie wykazać wyższości tego typu szkół nad koedukacyjnymi. Według niego na osiągnięcia uczniów trzykrotnie większy wpływ mają środowisko domowe (m.in. poziom wykształcenia rodziców i dochody) oraz środowisko szkolne (umiejętności nauczycieli i innych uczniów).

Skoro edukacja zróżnicowana tak mocno nie wpływa za zmianę jakości nauczania, bo ta jest zależna od środowiska domowego i szkolnego (co doskonale można wyczytać ze wspomnianych raportów OECD za lata 2004 i 2006), to odgórne wprowadzanie takiej koncepcji edukacji jest zastanawiające. Znów pozwolę sobie zacytować, tym razem ze streszczenia referatu prof. Riordana wygłoszonego w Barcelonie w kwietniu br..
Riordan twierdzi, iż rzeczywisty wpływ, jaki ma uczęszczanie do szkoły koedukacyjnej, czy też zróżnicowanej, w najlepszym wypadku jest mały, a często będzie tak niewielki, że statystycznie nie będzie wykrywalny. Wyjaśnia on, że naiwnym byłoby myślenie, iż wszyscy uczniowie, na każdym poziomie, skorzystają z kształcenia zróżnicowanego. Niektórzy z nich mogą sobie radzić całkiem nieźle w szkołach zróżnicowanych w porównaniu do szkół koedukacyjnych, podczas gdy inni mogą reagować negatywnie, a jeszcze innym nie sprawi to żadnej różnicy. Niekiedy wpływ może być uwarunkowany cechami ucznia i wyjątkowymi cechami każdej szkoły. Kiedy obliczy się średnią pozytywnych i negatywnych efektów, nie powinno dziwić, iż efekt szkolny jest taki mały.
Klasy jednopłciowe jako cudowne lekarstwo to bzdura. Sam propagator tej idei powtarza, że nie wszystkie dzieci na tym korzystają. Dużo więcej zależy od nauczycieli i rodziców, aby tym słabszym uczniom pomóc. Ale na to nie ma pieniędzy, woli i chęci pomocy ze strony ministerstwa, bawiącego się w snucie i realizcję pomysłów nieprzemyślanych, pochopnych czy wręcz głupich.

Typowa polska rodzina

Z dyskusji, która odbyła się jakieś 2 miesiące temu:


anuszka_ha3.agh.edu.pl:

Odwiedziłam dziś grób Stanisława Lema. Było to między 15.00 a 15.30. Parę metrów dalej, przy swoim grobowcu stała typowa polska rodzina. Mama, tata, dwoje dzieci. Oporządzali grób, zapalali świeczki, zaczęli przystępować do modlitwy. Powaga i dostojeństwo.

Właśnie zapalałam świeczkę na grobie Mistrza, gdy wtem typowy polski tatuś… wrzasnął do swojego synka, że aż się rozległo po cmentarzu:

– NO CO ROBISZ, BO CI PRZYPIERDOLEEEEEEEEE !!!

Słowo daję, pierwszy raz w życiu spotkałam się z czymś takim! 😯

Kazałam temu panu uspokoić się, bo jest na cmentarzu – na co obraził się i… pogrążył w modlitwie. 😯


amii2:

Ręce mi opadły. I szczęka…

Przyszło mi na myśl, że … Ijon Tichy, zwiedziwszy dokładnie kosmos, takiego ufoluda z pewnością nie widział.


anuszka_ha3.agh.edu.pl:
Powaliło mnie zwłaszcza to, że ten ufolud starał się w ten sposób upomnieć swoje dziecko, żeby było grzeczne

Co za apsurt…….


boldhead:
A mnie powalilo, ze piszesz, ze zaraz po swoim "wystepie" pograzyl sie w modlitwie. Wole nie myslec co to byla za modlitwa…



peteen:

A skąd ona wie, w czym on sie pogrążył?



anuszka_ha3.agh.edu.pl:

No, cała rodzina zrobiła poważne miny i stanęła rządkiem ze złożonymi rękami. Zgaduję, że się modlili… 😉



peteen:

Tyko zgadujesz, anuszko miła, równie dobrze mogli w skrytości ducha złorzeczyć przodkowi z powodu zatajenia, nawet w obliczu zgonu, miejsca zakopana słoika ze świnkami, lubo zdradzenia hasła do konta w szwajcarskim banku…
Wiemy tyle, ile wiemy.


anuszka_ha3.agh.edu.pl:

Gdyby złorzeczyli przodkowi, to nie sprzątaliby mu nagrobka ani świeczek nie zapalali. Świeczki i kwiatki przecież kosztują, panie…

Kwestia opodatkowania rolników

Ostatnio pojawiły się artykuły w "Gazecie Wyborczej" związane z drażliwą wciąż kwestią opodatkowania rolników. Mowa o artykułach "Dlaczego wszyscy płacą za rolników", "Podatek, ale nie zemsta na wsi" oraz "Jaki system podatkowy w rolnictwie". Problem nie dotyczy, czy opodatkować rolników, tylko w jaki sposób to uczynić. Najbardziej do przyjęcia jest dla mnie propozycja Grzegorza Spychalskiego, byłego szefa ARiMR, który pisze, że:
Wśród polskich gospodarstw rolnych jedynie 30-40 proc. ma bezpośrednie relacje rynkowe, czyli sprzedaje swoje wyroby, a jeszcze mniej jest w stanie udokumentować poziom i strukturę kosztów. A bez tych warunków nie da się wprowadzić podatku dochodowego od działalności rolniczej. Należy więc przede wszystkim zidentyfikować rynkowe gospodarstwa rolne i wprowadzić w nich jeden z wielu możliwych systemów rachunkowości rolnej – nawet bardzo uproszczony. Wówczas na podstawie deklaracji podatkowej te przedsiębiorstwa można objąć neutralną polityką fiskalną – tak jak w innych sektorach – 19-proc. stawką podatku CIT. Pozostałe nietowarowe gospodarstwa rolne o charakterze "samozaopatrzeniowym" nie powinny być objęte podatkiem dochodowym, lecz jedynie formą podatku od nieruchomości rolnej, czyli podatkiem majątkowym – tak jak inni właściciele gruntów niekomercyjnych.

Jednak mam małe zastrzeżenie, gdyż podatek CIT odnosi się do osób prawnych (ustawa), co powoduje, iż takie gospodarstwo rolne musiałoby być prowadzone w formie takiej osoby prawnej. Najłatwiej w formie spółki jawnej, jednak do jej zawarcia konieczna jest umowa spółki zawarta przez co najmniej 2 wspólników (ustawa). I tu jest szkopuł. Spółdzielnie rolnicze wciąż nie są popularne, ponadto nie do każdej produkcji rolnej się one nadają. Pozostaje ewentualność płacenia przez rolników podatku od osób fizycznych w formie jak osoby prowadzące działalność gospodarczą (przedsiębiorca). Czy Ministerstwo Finansów stać na akceptację takiej formy? Wątpię. Tu jest pole do popisu dla koalicji rządzącej, by w ramach "Polski solidarnej" dobrze zarabiający rolnicy płacili większe podatki oraz składki do KRUSu, bowiem obecny status powoduje, że ci biedniejsi rolnicy są relatywnie bardziej obciążeni niż bogatsi. Zmiana tego stanu to wyższe renty i emerytury rolnicze, możliwość inwestowania, modernizacji i rozwijania gospodarstw rolnych przy dobrze skrojonym systemie podatkowym dla rolników. O to powinni walczyć rolnicy, również ci mający dobre dochody, dla to nich to też szansa.

Protestować raczej będą ci rolnicy-politycy, którym zależy na utrwaleniu takiego stanu, na tym by ich majątek nie został w pełni ujawniony. Będą stawać w obronie biednych rolników, mimo iż przysłowie jasno mówi: "Syty nigdy nie zrozumie głodnego". W dodatku owi politycy celowo gmatwają oświadczenia majątkowe w celu ukrycia prawdziwej wartości majątku – absurdalne wpisy to np. przychód za rok to 5000zł z 42ha (tu:) albo dochód patrz PIT-37 (tu:). To kpina w żywe oczy. Zdarzają się też co uczciwsi posłowie rolnicy (tu: albo tu:) i chwała im za to. Reforma podatkowa dla rolników jest również elementem budowania Polski solidarnej.

Ruch wyzwolenia mężczyzn

Kilkanaście dni temu odbyło się na Śląsku duże wydarzenie religijne: Pielgrzymka Mężczyzn (EDIT: link już nie działa). Brał w niej udział również premier Jarosław Kaczyński. Wywołało to falę złośliwych komentarzy: internauci skojarzyli pielgrzymkę samych mężczyzn z paradą gejów. Było to mało wyszukane i powierzchowne. Jak zwykle w przypadku takich hałaśliwych faktów medialnych, nikt nie zwrócił uwagi na głębsze sensy.Po co organizuje się pielgrzymki mężczyzn? Należą one do tradycji kościelnych imprez „stanowych”, powstałej w czasach, gdy poszczególne grupy społeczne były silnie rozgraniczone, a każdej przypisywano powołanie do innych spraw.

Tegoroczna pielgrzymka odbywała się właśnie pod hasłem „Przypatrzmy się powołaniu naszemu”. Arcybiskup Damian Zimoń nie miał wątpliwości, że istnieje coś takiego, jak powołanie mężczyzny – i że jest ono zasadniczo różne od powołania kobiety:


Mężczyzna to mocny człowiek. Mówi się dzisiaj czasem, że jest deficyt
mocnych ludzi, mężczyzn. Trzeba ludzi zdolnych do ryzyka, do zmiany, do
podjęcia wyzwań, do mocnej ekspansji, do odwagi. Bracia, mężczyzn
trzeba! Przyszliśmy tu, by się jeszcze bardziej nimi stać.

W dzisiejszych czasach paradoksalnie to mężczyźni żyją w ciasnym gorsecie stereotypów. To mężczyźni potrzebują emancypacji. Wmawia się im, że muszą być „mocni”, „zdolni do ryzyka”… Nawet jeśli ktoś jest z charakteru spokojny, musi robić za macho. Albo mieć wyrzuty sumienia, że nie dorasta do oczekiwań. Niezależnie od ich prawdziwych cech charakteru, mężczyźni muszą tacy być, bo inaczej… nie są „prawdziwymi mężczyznami”.

Obecnie już nie wypada zwracać się do kobiet wprost – „rób to i to, bo inaczej nie jesteś prawdziwą kobietą”. Tymczasem mężczyzn takie otwarcie stawiane wymagania spotykają na każdym kroku. Mężczyźni żyją pod ogromną presją stereotypów i nawet sami nie zdają sobie z niej sprawy. Żeby tę presję jakoś „przetrawić”, wmawiają sobie, że to jest ich „naturalne powołanie”.

Uważam, że już pora aby na wzór ruchu feministycznego powstał ruch wyzwolenia mężczyzn.