Teoria ewolucji w służbie konserwatyzmu

Popularne jest ostatnio w mediach prezentowanie pozornie logicznych „wyjaśnień” różnych współczesnych zjawisk społecznych za pomocą teorii ewolucji. Nazwę to „psychologią ewolucyjną”. Specjalnie cudzysłów, żeby uniknąć zarzutu, że istnieją też poważne badania naukowe z psychologii ewolucyjnej (choć są także głosy krytyczne wobec metodologii wielu takich badań). Ale to co podaje się w mediach jako „psychologię ewolucyjną”, to jest papka nie mająca już nic wspólnego z nauką.

Różni blogerzy [1,2,3,4] zajęli się już krytykowaniem poszczególnych artykułów i medialnych argumentów pojawiających się w tej papce. Ja natomiast chcę tutaj wyjść o poziom wyżej i pokazać, po co w ogóle ta „psychologia ewolucyjna” jest.

 

Co jest tak chwytliwego w „psychologii ewolucyjnej”? To, że podaje ona ciągi zdań, które brzmią logicznie. Odbiorca słysząc, że coś brzmi logicznie, przyjmuje to jako prawdę. Tymczasem zdanie logiczne wcale nie musi być prawdziwe!

W argumentach „psychologii ewolucyjnej”, z jakimi spotykam się w polskich mediach, pojawiają się dwa błędy:

 

Błąd 1. Stosowanie niesprawdzonych przesłanek. W przypadku, gdyby okazały się one nieprawdziwe, to „wyjaśnienie” nadaje się do kosza. Ale cały myk polega na tym, że zazwyczaj nie da się ich sprawdzić. Pokażę na przykładzie, że mogę jednak wymyślić równie dobre (i równie niesprawdzalne) alternatywne argumenty, które zaprzeczają tym oryginalnym i burzą cały „dowód”.

Przykładowe pytanie: Dlaczego w naszym społeczeństwie kobiety są statystycznie bardziej monogamiczne od mężczyzn?
Logicznie brzmiące „wyjaśnienie”: Kobiety są monogamiczne, bo muszą utrzymać jednego partnera, aby dostarczył im zasobów podczas gdy one wychowują dziecko.
Niesprawdzona przesłanka:
Ludzie pierwotni żyli tak jak my obecnie, w samowystarczalnych rodzinach składających się z mamy, taty i dzieci. Samotna mama siedziała w jaskini z dziećmi, a tata – samotny myśliwy – polował. Istni Flintstonowie, czyli amerykańska rodzina z lat 50. w jaskiniowych dekoracjach.
Mój alternatywny argument:
Ludzie pierwotni mogli żyć w większych gromadach żyjących na zasadzie kooperacji. Zamiennie pewna grupa zajmowałaby się dziećmi pozostałych, a tamci zajmowaliby się poszukiwaniem jedzenia. Wewnątrz takiej gromady monogamia nie byłaby do niczego potrzebna. Za moją wersją przemawia to, że w warunkach dzikiej przyrody ciężko byłoby przeżyć grupie złożonej tylko z dwojga dorosłych ludzi, przy czym w dodatku tylko jeden z nich może w pełni oddać się poszukiwaniom pożywienia. Kto mi udowodni, że tak nie było na odpowiednio wczesnym etapie dziejów ludzkości? A jeśli tak było, to kto mi udowodni, że nie zostawiło to u kobiet genu poliandrii, która została tylko przykryta przez późniejsze wzorce kulturowe?

Zastrzeżenie: Uwaga! To nie znaczy, że moim zdaniem ja mam rację, a „psycholodzy ewolucyjni” nie! Należałoby to dopiero udowodnić. A jak udowadnia się w naukach przyrodniczych? Wykonując powtarzalne eksperymenty. Powodzenia.
Jak na razie nie udowodniono, że psycholodzy ewolucyjni na pewno nie mają racji. Ale też, uwaga, w chwili obecnej nikt mi nie udowodni, że to ja nie mam racji!
Ja tylko podaję przykład alternatywnych stwierdzeń, w które np. osobiście wolałabym wierzyć, bo są fajne i utwierdzają mnie w mojej wizji świata, ale które – podobnie jak twierdzenia „psychologów ewolucyjnych” – tak naprawdę nic nie wnoszą do naszego poznania rzeczywistości.


Błąd 2: Przesłanki danego twierdzenia są niespójne z przesłankami innego twierdzenia. Czyli wybieramy to, co w danej chwili nam bardziej pasuje.

Przykładowe pytanie: Dlaczego więcej Polek ma dzieci z Brytyjczykami, niż Polaków z Brytyjkami?
Wyjaśnienie: Bo nasi najbliżsi kuzyni, szympansy, są egzogamiczne, t.j. samica opuszcza rodzinną grupę, przyłącza się do innej grupy, i dopiero tam ma dzieci.
Przesłanka:
Powołujemy się na szympansy, ponieważ są nam najbliższe genetycznie.
Niespójność: Każdą tezę udowadniamy używając przykładu innego zwierzęcia, którego zachowanie akurat bardziej pasuje do tej właśnie tezy, a przemilczając przypadki niepasowania.
„Psycholodzy ewolucyjni” powołują się na szympansy tylko tam, gdzie im wygodnie. Jeśli już twierdzimy, że ludzie są tak podobni do szympansów, iż można wyciągać z tego wnioski na temat ludzkich społeczeństw – to dlaczego w sprawie monogamii nie powołujemy się na bonobo, które uprawiają seks każdy z każdym dla towarzystwa i dla złagodzenia obyczajów?

(I znów stosuje się tu Zastrzeżenie, które podałam wyżej.)


Z błędów 1 i 2 wynika błąd podstawowy: Przekonanie, że „psychologia ewolucyjna” cokolwiek wyjaśnia.

Psychologia ewolucyjna” niczego nie wyjaśnia, lecz jedynie utwierdza nas w dotychczasowych przekonaniach i daje nam oręż, by nakazywać innym dostosowanie się do tych naszych przekonań.

Błędy 1 i 2 pozwalają na fabrykowanie dowolnych argumentów. Wówczas logicznie brzmiące wywody tylko udają, że coś wyjaśniają. W rzeczywistości cała ta zabawa jest to tylko dobieranie argumentów pod z góry przyjętą tezę.


Po co wkładać tyle energii w wykreowanie tej czy innej tezy? Otóż po to, aby powiedzieć ludziom, że skoro Bozia tak dała ewolucja tak dała, to tak musi być. A więc jest to teza do szpiku kości konserwatywna. Co ciekawe, konserwatyści uważani są często za niechętnych teorii ewolucji. A tu proszę, już 150 lat po Darwinie przetrawili tę nowinkę tak dobrze, że stała się dla nich młotem na czarownice.

A jest to subtelniejszy młot, bo gdyby konserwatysta chciał coś tłumaczyć „zamysłem Bożym”, to ludzie by powiedzieli: „E tam, skąd ty wiesz, co Bóg myśli, a w ogóle to ja np. nie wierzę w Boga”. A teraz – uuu… nie powiedzą przecież: „Ja nie wierzę w ewolucję”…!


Zauważmy, że „psychologia ewolucyjna” zajmuje się właśnie tymi sprawami, które są przedmiotem największych społecznych przemian. Są to: pozycja kobiet w społeczeństwie i obyczaje seksualne kobiet. A im bardziej coś się zmienia na naszych oczach, tym bardziej konserwatyści starają się udowodnić, że to jest niezmienne.

Robią to mówiąc: „Nie możecie tego zmieniać, bo jest to porządek na wieki wieków stworzony przez ewolucję!”. Może przetłumaczę, co stoi za tym stwierdzeniem: „Jeśli robicie coś, czego ewolucja nie przewidziała, to dokonujecie herezji przeciwko naturze!”.

Myślę, że już dostatecznie głęboko rozgrzebałam pokłady myśli konserwatywnej, żeby czytelnicy zauważyli, jakie nonsensy przezierają z ich dna. Przecież jasne jest, że cywilizacja z powodzeniem działa przeciwko naturze – ewolucja nie przewidziała ratowania wcześniaków, leczenia chorych, podróży inaczej niż na własnych nogach etc. Ale powiedzieć komuś: „robisz coś wbrew naturze!” jest wciąż silnym emocjonalnym batem na ludzi. Dlaczego? Bo z tyłu głowy ludzie tłumaczą to sobie: „jesteś nienormalny!”. To jest milczące utożsamienie: „natura = normalność = to, co robi większość społeczeństwa”. Ale to nie ma nic wspólnego z przyrodą.

Ciężka praca przy analizie ruchu lotniczego

Michał Tusk, syn premiera, został przez dziennikarzy zapytany o pracę w niesławnej firmie OLT Express.

Jak wyglądała współpraca z OLT?

– Przez telefon bądź mailem Frankowski prosił o konkretne materiały: propozycje kierunków i ułożenie lotów, aby umożliwić przesiadki. Kilka razy siedziałem do białego rana i dłubałem w Excelu i PowerPoint.

Nie wiedziałam, że zagadnienie optymalizacji połączeń lotniczych rozwiązuje się w Excelu i PowerPoincie… ;-D

Internauta vv8v8v8b8b9 skomentował jeszcze złośliwiej:

Nie – analiza była w PowerPoint, w Excelu wyliczył VAT do faktury, którą im wystawił. Podobno przy tym 3 razy dzwonił do Rostowskiego z pretensjami, że jak to jest, jak doliczy do 10000 VAT 23% to faktura wychodzi na 12300, a jak sobie policzy ile to jest % 2300 z 12300 to wychodzi tylko 18,7%. Że to jakiś szwindel musi być.