Cała awantura o powstanie

„Powstanie warszawskie było wymierzone militarnie przeciw Niemcom, politycznie przeciw Sowietom, demonstracyjnie przeciw Anglosasom, faktycznie przeciw Polsce – Paweł Jasienica”

Dziś jest pierwszy dzień sierpnia. I jak co roku cała Polska ma czcić wybuch Powstania Warszawskiego. Za co? Tak się zastanawiam. Gdy zaczniemy oceniać bez emocji ów zryw „najlepszej młodzieży polskiej” (ciekawe, że mieszkała ona w czasie okupacji tylko w Warszawie!), to to podsumowanie będzie miażdżące. Było ono zupełnie niepotrzebne. Rozpatrzmy kolejne aspekty.

1. Aspekt militarny:

AK nie była przygotowana na długotrwałe walki w mieście. Brakowało uzbrojenia dla większości powstańców, nie było też zgromadzonej wystarczającej ilości amunicji i granatów. Bez tego nie da się walczyć, no chyba że kosami postawionymi na sztorc albo jako kamikadze idąc na pewną śmierć. Ponadto dopiero w trakcie walk (14 sierpnia 1944 roku), Komenda Główna AK wydała rozkaz koncentracji innych oddziałów w Warszawie czyli przemarszu przez całą przedwojenną Polskę. Już to widzę, jak Niemcy przepuszczają uzbrojonych partyzantów zdążających do Warszawy czy też Armia Czerwona na terenach zajętych do sierpnia 1944 roku. Toż to głupota militarna.

Pozwolę sobie zacytować dwa ważne fragmenty relacji jednego z powstańców, odznaczonego dwukrotnie Krzyżem Walecznych, prof. Jana Ciechanowskiego:

„Poszliśmy w bój bez broni. Gdy 1 sierpnia moja kompania nacierała na gmach Sejmu, na 170 ludzi mieliśmy 3 karabiny, 7 pistoletów, 1 pistolet maszynowy strzelający tylko ogniem pojedynczym i 40 granatów. Jak zobaczyliśmy, że właściwie nie mamy broni, to pytaliśmy dowódcę: z czym do gości?”

„(…) co najmniej do połowy lipca 1944 roku Komenda Główna AK nie brała pod uwagę powstania w Warszawie. Ze stolicy wysyłano ludzi i broń na wschód, by wesprzeć kolejne etapy akcji „Burza”. Plany operacyjne zmieniono niemal w ostatniej chwili, mając już wiedzę o militarnym i politycznym fiasku podobnych wystąpień w Wilnie i Lwowie.”

2. Aspekt polityczny:

Przeciwko komu skierowane było Powstanie Warszawskie? Militarnie przeciw Niemcom, ale politycznie adresatem był Związek Radziecki. Ponadto miało ono wstrząsnąć sumieniem Anglosasów co do przyszłych losów Polski.

„W WARSZAWIE MURY BĘDĄ SIĘ WALIĆ I KREW POLEJE SIĘ STRUMIENIAMI, AŻ OPINIA ŚWIATOWA WYMUSI NA RZĄDACH TRZECH MOCARSTW ZMIANĘ DECYZJI Z TEHERANU”
Gen. Leopold Okulicki – wypowiedź na naradzie Komendy Głównej AK w lipcu 1944 (według zachowanych stenogramów)”

Dla mnie to obłęd, jeśli dowództwo AK sądziło, iż po fiasku akcji „Burza” na terenach wschodnich (Lwów i Wilno), powstanie zmieni nastawienie Aliantów i Sowietów co do losów Polski. Stalin wiedział jaki los czeka nasz kraj. Los satelity. I dlatego, aby sobie ułatwić zadanie to, Radio Kościuszko namawiało do wybuchu walk w Warszawie, obiecując pomoc wojskową ze strony ACz. Super. Czy ktoś z KG AK wierzył w tę pomoc? Chyba tak, skoro przez długie lata pod adresem ZSRR kierowano żale o brak pomocy wojskowej! Czy nikt się nie nauczył po losie oddziałów AK w Wilnie i Lwowie, co znaczą obiecanki komunistów? Totalne zdziecinienie. Naiwność. Dodatkowo wybuch powstania miał uniemożliwić rozpowszechnianie przez ZSRR zarzutów o współdziałaniu AK z hitlerowcami. I tego nie dokonał, gdyż do dziś w Rosji takie opinie są popularne. Po wojnie wielu żołnierzy AK skazywano za kolaborację, mimo udziału w powstaniu czy walkach partyzanckich. Mimo! KG AK zrobiła to, czego oczekiwali Sowieci.

3. Aspekt społeczny:

Jeśli rząd londyński oraz dowództwo AK domyślało się, co może czekać Polskę po wojnie czyli wciągnięcie jej w orbitę wpływów sowieckich, to dlaczego wydali rozkaz wyniszczenia w walce oddziałów AK na terenie Warszawy? Czy nie lepiej mieć wyćwiczonych w konspiracji cywili i przeszkolonych militarnie żołnierzy na czas późniejszy? Czy łatwo byłoby wówczas opanować Polskę? W Warszawie zginęło 200 tysięcy mieszkańców, którzy gdyby nie powstanie, utrudniliby przejmowanie władzy przez towarzyszy. Po wojnie komuniści pod hasłem „Cały naród odbudowuje stolicę” mogli zjednoczyć naród pod swymi skrzydłami. Bo któż wówczas nie chciał przywrócić Warszawie jej dawnego wyglądu? Wrogowie Polski! Kolaboranci! Dlaczego tereny ze starą strukturą społeczną, ukształtowaną od wieków, nie ulegały szybkiej fascynacji komunizmem? Bo każdy obcy był widoczny. Trudno jest rozbić solidarność rodzinną. A w miejscu, gdzie dopiero struktury społeczne się tworzą, gdzie napływają obcy, nieznani sobie ludzi, łatwo manipulować ludźmi. I tak Stalin rękoma Polaków i Niemców dokonał to czego chciał. Rozbicia społeczności w Warszawie, miasta, które nie mogło być niepokorne, kiedy będzie stolicą Polski Ludowej.

Ponadto mam wiele zastrzeżeń co do argumentacji zwolenników tego zrywu. Twierdzenie, iż gdyby nie podjęto w lipcu decyzji o wybuchu powstania, to młodzi Polacy i tak by zaczęli atakować Niemców, świadczy raczej o braku karności i nagminności łamania rozkazów wojskowych w AK. W to nie wierzę. Wszak panował tam dryl wojskowy. Nawet jeśli jakieś grupki ropzpoczęłyby walki, to dowództwo AK spacyfikowałoby sytuację i nie pozwolono by do eskalacji walk. Kolejnym mitem wg mnie jest tworzenie „Festung Warschau” jako recepty na zatrzymanie wojsk radzieckich na linii Wisły. Hmm. Utworzenie przyczółka magnuszewsko-wareckiego (1-16 sierpnia 1944r.) nie było działaniem ad hoc, lecz przygotowaną operacją, która była początkiem przeprawy wojsk radzieckich z dala od ufortyfikowanych obszarów. Armia Czerwona raczej nie zamierzała toczyć walk o miasta, tylko je omijała prąc dalej (Kraków, Wrocław, Gdańsk, Poznań). Czy nawet fortyfikując Warszawę, Niemcy wydaliby polecenie o ewakuacji mieszkańców, szczególnie Polaków, którzy mogliby podczas walk o miasto zaatakować obrońców czyli wojska niemieckie.

Summa summarum. Generał Anders, któremu trudno zarzucać brak patriotyzmu czy chodzenie na pasku komunistów, nazwał PW „zbrodnią”. W trakcie walk, gen. „Bór” Komorowski cały czas się modlił, zaś gen. Okulicki nadużywał alkoholu (cytuję za prof. Wieczorkiewiczem). Czy mam czcić Powstanie Warszawskie z tym całym sztafarzem błędnych decyzji i celowym spisaniem miasta na zniszczenie? Czy można oddzielić je od bohaterstwa, męczeństwa i ofiary powstańców czy mieszkańców Warszawy? Wolę pamiętać o niepotrzebnej ofierze krwi, o losie cywili ginących w czasie walk jako memento na przyszłość.

Inne krytyczne opinie o Powstaniu Warszawskim:

wpisz.24.pl

powstanie.pl

wspomnienia powstańca

artykuł Adama Krzemińskiego (Polityka)

Powstanie Warszawskie: Atmosferka emocjonalnego szantażu

W przededniu rocznicy powstania, zwłaszcza siedząc w Warszawie, wyczuwam narastającą atmosferkę emocjonalnego szantażu [1], [2], [3], [4].

Dlatego na odtrutkę przypominam:

Z drugiej strony chciałabym wyrazić votum separatum co do modnych ostatnio sloganów, że kwiat polskiego społeczeństwa zginął w powstaniu i dlatego Polska już nie jest taka, jaka mogłaby być.

Po pierwsze, nie wszystko co dobre w przedwojennej Polsce mieszkało w Warszawie. Cała reszta młodych ludzi konspirujących i walczących w całej Polsce i na świecie – czy oni się nie liczyli? Uważam, że wybudowali Polskę nie gorszą i nie lepszą, niż zrobiliby to młodzi warszawiacy.

Po drugie, młodzi powstańcy byli młodzi i nawet jeśli wśród kilkunastu tysięcy znalazło się dwóch wybitnych poetów, to i tak nie wiadomo, co by z nich wyrosło. Twierdzenie, że ci młodzi ludzie, gdyby żyli, zbudowaliby lepszą Polskę jest nieuzasadnione. Przecież ci sami młodzi ludzie rzucili się na główkę w powstanie. Ślepego entuzjazmu im nie brakowało, ale to nie jest równoznaczne z umiejętnością budowania państwa, raczej przeciwnie. Skończmy z tym polskim kultem młodych i dobrze zapowiadających się, którym nie wyszło. Zacznijmy wreszcie oceniać po efektach, a nie po dobrych chęciach i wrodzonych talentach.

Po trzecie, od powstania minęły już trzy pokolenia i doprawdy był czas wykształcić ludzi mądrych. Jeśli mimo to odczuwamy w kraju dotkliwy ich brak, to może warto dopuścić myśl, że to nie dlatego, że zabrakło powstańców. A co z tymi powstańcami, którzy jednak przeżyli? Okazuje się, że są z nich mniej więcej tacy sami Polacy jak inni.  A dziś są już dość posunięci w latach i ich pokolenie już nie ma dużego wpływu na życie publiczne.

Narodowy defekt mózgu

W drodze na moj wymarzony urlop na Bialorusi zatrzymalam sie w Warszawie i obejrzalam muzeum powstania warszawskiego.

Piekne i pomyslowe, ale brakuje w nim trzech rzeczy:

  1. Informacji o liczbie ofiar. (200 000, slownie: dwiescie tysiecy.)
  2. Trojwymiarowej makiety pokazujacej wielkosc zniszczen. (80% miasta zrownane z ziemia.)
  3. Informacji, co to powstanie wlasciwie dalo. (Nic.)

Kurioza, ktore mozna natomiast zobaczyc w muzeum to:

  • Graffiti „Powstanie 44 – Solidarnosc 80”, przedstawiajace ramie w ramie powstancow warszawskich i strajkujacych robotnikow. (Absurd. Biorac pod uwage trzy punkty wymienione wyzej, Solidarnosc byla czyms dokladnie odwrotnym niz powstanie warszawskie.)
  • Plakat akcji rowerowej Masa Krytyczna, lobbujacej na rzecz budowy sciezek rowerowych itp. Plakat nosi tytul „Masa Powstancza” i przedstawia peleton powstancow na kolarkach.
  • Pokoj dla dzieci z replika pomnika malego powstanca i zabawami typu: pokoloruj samochod pancerny. W tle dziewczynka spiewa piosenke „Warszawo, czy cie jutro jeszcze zobacze”.
  • W sklepie muzealnym T-shirt z nadrukiem: Powstaniec warszawski pomyka na deskorolce.
  • Do kupienia takze ksiazeczki dla dzieci o tym, jak to fajnie bylo w powstaniu i puzzle z rozesmianymi chlopczykiem-powstancem i dziewczynka-sanitariuszka. (Tu juz zaczely przychodzic mi na mysl palestynskie obozy dla nieletnich terrorystow samobojcow. Oraz lzawe reportaze polskich gazet o afrykanskich dzieciach-zolnierzach.)

Muzeum jest fantastyczne do sprzedawania ladnego mitu zagranicznym turystom, ale pokazywanie go obywatelom Polski moze spowodowac u nich poczucie, ze raz na pare lat powinnismy sobie organizowac jakies fajne powstanie. Taka narodowa impreza integracyjna.

Tymczasem w rok(!!!) po powstaniu opinie o nim byly calkiem inne, niz promowane dzis przez media i politykow. przeczytajcie, co pisal o tym Stefan Kisielewski w Tygodniku Powszechnym z 1945 roku. Calosc mozna znalezc w moim dawnym wpisie My, dzieci wojny. Fragment tu:

Społeczeństwo warszawskie było w roku 1944 (…) pozbawione jednak informacji z zewnątrz, pozbawione możliwości trzeźwej oceny sytuacji ogólnej, uległo „psychologicznej konieczności” narzuconej przez młodzież. Tu tkwi właśnie tragiczny paradoks powstania – mniejszość narzuciła swoje kompleksy, swoje urazy psychiczne, swoją niecierpliwość i swój temperament – większości.

Młodzież, która rozpoczęła powstanie, to młodzież dojrzewająca w warunkach okupacyjnych. Młodzież, mająca wciąż przed oczyma przejawy straszliwego, niebywałego w historii terroru niemieckiego, młodzież, żyjąca tylko jedną myślą: zemsty, młodzież zajęta bez reszty żarliwymi przygotowaniami do akcji zbrojnej. A jednocześnie jest to młodzież, która wzrastając w warunkach wyjątkowych, niespotykanych dotąd na przestrzeni naszej historii, nie mogła zdawać sobie dokładnie sprawy, co to właściwie jest Polska, jej historia, jej polityka, jej sztuka, i zrozumieć w pełni tę banalną prawdę, że o istnieniu narodu decyduje istnienie jego odrębnej i niezależnej kultury, tak duchowej jak i materialno-cywilizacyjnej. Jest to młodzież pozbawiona właściwie przez potwornie nienormalne warunki życia kontaktu z prawdziwą tradycją polską i atmosferą wolnej Polski, a także z orzeźwiającą atmosferą intelektualną wielkich demokracyj Zachodu. Dla młodzieży tej jedynym celem życia była owa wymarzona walka – młodzież ta miała, jak to określa Kętrzyński, „zbiorowy uraz psychiczny” i nie było dla niej innego wyjścia jak tylko powstanie. (…)

Młodzież warszawska była – nie zdając sobie z tego sprawy – obojętna w stosunku do kultury polskiej, której pomnikami były warszawskie gmachy, kościoły, biblioteki, wobec zasobów materialnych, nagromadzonych w Warszawie, wobec tej sumy wielkiej pracy pokoleń, jakiej wytworem była Warszawa. Młodzież nie zawahała się postawić to wszystko jako stawkę w walce, która miała jej dać za to wyładowanie niewyżytych potrzeb bohaterstwa, ofiary i walki.


 

O powstaniu warszawskim pisalismy wczesniej:

My – dzieci wojny

Przeszłość przestaje kryć się w mitycznych mrokach. Dzięki Małopolskiej Bibliotece Cyfrowej każdy z nas może mieć na własnym biurku gazety sprzed ponad 60 lat. Nie musimy już słuchać sztucznie spreparowanych legend o bohaterach. Tak jak wchodzimy na onet lub gazetę, aby poznać najnowsze wiadomości i opinie – możemy teraz zanurzyć się w świat przeszły i dowiedzieć się, co sądzili sami owi bohaterowie. Dotychczas ten komfort mieli tylko nieliczni, posiadający dostęp do archiwów. Dziś – każdy internauta.

Tygodnik Powszechny w 1945 roku – rok po Powstaniu Warszawskim – opublikował dyskusję na temat motywów psychologicznych, które popchnęły mieszkańców stolicy do walki. Okazuje się dopiero, jak skamieniałym i świątobliwym mitem stało się Powstanie w dzisiejszej propagandzie. Ze zdziwieniem zauważamy, że wówczas – zaraz po traumie klęski! – rozmawiano o nim znacznie bardziej otwarcie i krytycznie niż obecnie.

Nie mam tu na myśli ocen politycznych. To jest akurat najsłabsza strona tekstów, które przytaczam poniżej. W każdym razie sami autorzy starają się raczej pomijać tę kwastię. Powodów jest kilka: pierwszy – choć nie nazwany wprost – to aktualna sytuacja polityczna w Polsce przejętej przez sowietów; drugi zaś – to krótki czas, który minął od tamtych wydarzeń.

Ten właśnie brak perspektywy czasowej – wada w rozważaniach historyczno-politycznych – jest jednak zaletą przy analizie emocji, kierujących wówczas społeczeństwem. Te emocje jeszcze wtedy nie opadły, a w każdym razie były dobrze zapamiętane. Nie przesłonięte jeszcze kombatanctwem i mitomanią. Świeża dyskusja Wojciecha Kętrzyńskiego (historyka) i Stefana Kisielewskiego (publicysty) o psychologii kolektywnej powstańców jest bardziej wiarygodna niż współczesne prasowe domysły.

W artykule Warszawa 1944 (TP nr 21, 12.8.1945) Kętrzyński pisze:

Wśród powodzi wypowiedzi prasowych, którą wywołała sierpniowa rocznica, jeden pogląd przeważa w sposób zasadniczy. Oddając słuszny hołd bohaterstwu stolicy oddziela on tych, którzy za powstanie ponoszą odpowiedzialność od tych, którzy w nim brali osobisty udział. Potępiając winę jednych, wynosi pod niebosy ślepe bohaterstwo i poświęcenie drugich.

A więc wówczas, rok po Powstaniu, prasa nie wahała się krytykować, a nawet potępiać! Nie wierzę, że było to jedynie wynikiem sowieckiej propagandy.

Sam Kętrzyński powiada dalej:

Są problemy, które naród polski na swój specyficzny, irracjonalny sposób pojmuje. Są to przede wszystkim honor i suwerenność. Jakiekolwiek naruszanie tych pojęć powoduje odruch rozpaczliwego protestu, który wybucha wbrew i mimo wszystkiemu. Jakkolwiek beznadziejne byłyby okoliczności walki – naród poświęci zawsze wszystko w obronie tych świętości. Być może, że inne narody mają na te zagadnienia pogląd inny, bardziej utylitarny. Mozę nawet mają rację. Polacy jednak rozumieją to inaczej. Można to słusznie określić jako zbiorowy uraz psychiczny społeczeństwa polskiego. (…)

Naród poświęcił stolicę, gdyż sądził, że jest to potrzebne w obronie honoru i suwerenności Polski. Następnie autor wyraża przekonanie, iż warszawiacy praktycznie od początku wiedzieli, że przegrają. Pomimo krytycznego wstępu, Kętrzyński z wyraźną sympatią podkreśla straceńczą postawę powstańców, mających jasną świadomość klęski.

Kisielewski w tekście Porachunki narodowe (TP nr 24, 2.9.1945) odpowiada jednak, że wręcz przeciwnie, walka ta „przedstawiona została społeczeństwu warszawskiemu jako krótkie i pozbawione ryzyka intermezzo, jako manifestacja naszej woli i naszej niezależności.” Polemista zarzuca również Kętrzyńskiemu błędne utożsamienie entuzjastycznych nastrojów młodzieży z nastrojem ogółu.

Społeczeństwo warszawskie było w roku 1944 społeczeństwem o ambicjach i upodobaniach realistycznych. Pozbawione jednak informacji z zewnątrz, pozbawione możliwości trzeźwej oceny sytuacji ogólnej, uległo „psychologicznej konieczności” narzuconej przez młodzież. Tu tkwi właśnie tragiczny paradoks powstania – mniejszość narzuciła swoje kompleksy, swoje urazy psychiczne, swoją niecierpliwość i swój temperament – większości.

Najciekawszym fragmentem artykułu jest analiza mentalności młodzieży wychowanej podczas okupacji. Nie ma tu śladu wpajanych nam od najmłodszych lat zachwytów nad patriotyczną postawą tego pokolenia. Przeciwnie.

Młodzież, która rozpoczęła powstanie, to młodzież dojrzewająca w warunkach okupacyjnych. Młodzież, mająca wciąż przed oczyma przejawy straszliwego, niebywałego w historii terroru niemieckiego, młodzież, żyjąca tylko jedną myślą: zemsty, młodzież zajęta bez reszty żarliwymi przygotowaniami do akcji zbrojnej. A jednocześnie jest to młodzież, która wzrastając w warunkach wyjątkowych, niespotykanych dotąd na przestrzeni naszej historii, nie mogła zdawać sobie dokładnie sprawy, co to właściwie jest Polska, jej historia, jej polityka, jej sztuka, i zrozumieć w pełni tę banalną prawdę, że o istnieniu narodu decyduje istnienie jego odrębnej i niezależnej kultury, tak duchowej jak i materialno-cywilizacyjnej. Jest to młodzież pozbawiona właściwie przez potwornie nienormalne warunki życia kontaktu z prawdziwą tradycją polską i atmosferą wolnej Polski, a także z orzeźwiającą atmosferą intelektualną wielkich demokracyj Zachodu. Dla młodzieży tej jedynym celem życia była owa wymarzona walka – młodzież ta miała, jak to określa Kętrzyński, „zbiorowy uraz psychiczny” i nie było dla niej innego wyjścia jak tylko powstanie. (…)

Młodzież warszawska była – nie zdając sobie z tego sprawy – obojętna w stosunku do kultury polskiej, której pomnikami były warszawskie gmachy, kościoły, biblioteki, wobec zasobów materialnych, nagromadzonych w Warszawie, wobec tej sumy wielkiej pracy pokoleń, jakiej wytworem była Warszawa. Młodzież nie zawahała się postawić to wszystko jako stawkę w walce, która miała jej dać za to wyładowanie niewyżytych potrzeb bohaterstwa, ofiary i walki.

Dalej Kisielewski krytykuje używanie kategorii „honoru” w sprawach międzynarodowych. Przedstawia też swoją wizję patriotyzmu opartego raczej na woli przetrwania narodu, niż na woli śmierci z bronią w ręku.

Bo na tym polega prawdziwy patriotyzm, patriotyzm obciążony instynktem życia. Instynkt życia, nakazujący cierpliwość, ostrożność, powściągliwość, subtelność taktyczną w dążeniu do celu zasadniczego posiadają oprócz państw wielkich i takie narody jak Czesi, Szwedzi, Szwajcarzy. My natomiast mamy przedziwny instynkt życia a rebours, który w praktyce staje się – instynktem śmierci. Tak bardzo tęsknimy do wielkości, do walki, do zwycięstwa, tak nam spieszno do winobrania, że pomijamy poprzedzające je żmudne psychicznie etapy pracy i w rezultacie – osiągamy całkowite fiasko, spadamy na samo dno.

Polska zawsze jest żebrakiem i płaczką Europy, sprawa polska zawsze jest kłopotliwa, dwuznaczna, siejąca ferment, niecierpliwiąca; historia Warszawy nie ma precedensów w dziejach Europy. Dlaczego? Jeśli odrzucimy koncepcje mesjanistyczne, że Polska cierpi za wszystkich i jest upostaciowanym „wyrzutem sumienia”, to pozostaje jedna tylko odpowiedź: obok walorów jak odwaga, poświęcenie, bohaterstwo brak nam – męskiego, opanowanego realizmu.

Gdy porównać te teksty z treściami wpajanymi nam w szkołach, z tymi wszystkimi wypracowaniami i akademiami ku czci, przez które musieliśmy przebrnąć – widzimy, że „zbiorowy uraz psychiczny” młodzieży okupacyjnej udało się z powodzeniem namnożyć i wszczepić już kilku kolejnym pokoleniom. Z etykietką przykładnej, patriotycznej postawy. W wolnej Polsce wciąż żyjemy jak dzieci wojny.


Całość przytoczonych tekstów można przeczytać tutaj (skonwertowane do html):

Oryginalne artykuły w postaci skanów znajdują się tu:

„Powstanie Warszawskie – bez niedomówień”

Pod takim tytułem w czasopiśmie „Pro Memoria” ukazał się artykuł Jana Sidorowicza o zrywie w 1944 roku. Przy aktualnym zadęciu pseudopatriotycznym, utwierdzaniu społeczeństwa w mesjanizmie narodu polskiego, taki zimny kubeł jest potrzebny, ba, konieczny. Wystarczyło wysłuchać premiera mówiącego:

„Bardzo trudno ponosić tak wielką ofiarę, ale Polska byłaby dzisiaj słabsza, gdyby nie Powstanie Warszawskie”

Ciekawa teza. Czyżby sądził, że w razie braku powstania, to te 200 tysięcy ludzi pomogło by skuteczniej budować komunizm w Polsce?? Jeśli pan Kaczyński tak sądzi, to obraża pamięć tych zmarłych i ich żyjących krewnych. Ja rozumiem, że on patrzy przez pryzmat swojej rodziny, gdzie były żołnierz AK nauczał przyszłych rządzących doktryny marksistowskiej przez długie lata i wspierał w ten sposób budowę bazy ideologicznej PRL-u. Ale to nie znaczy, że każdy by tak czynił. Zacytuję teraz pewno zdanie z wyżej wspomnianego artykułu.

„Twierdzenie, że polegli Powstańcy odnieśli dziś pogrobowe zwycięstwo, bo odzyskaliśmy niepodległą Rzeczpospolitą, jest tylko piękną metaforą. Tylko, gdyby Oni zobaczyli jak ta Polska, gwałcona przez komunistów przez 55 lat dziś wygląda – to by zapłakali. Nie o taka Polskę walczyli ci Wspaniali Chłopcy i Dziewczęta. W Katyniu i przez lata wojny utraciliśmy część elity narodu. W Powstaniu straciliśmy resztę. I to był GWOŹDŹ DO TRUMNY NASZEJ NIEPODLEGŁOŚCI. Bo w komuniźmie panował już tylko negatywny dobór kadr, w myśl zasady „mierny ale wierny”. Nowa „elitę” zaczęli tworzyć tylko zdrajcy lub miernoty. I skutki tego odczuwamy do dziś, gdy patrzymy z jakim trudem odradzają się nasze nowe elity polityczne, kulturalne czy naukowe.”
Wciąż nie potrafimy się przyznać, że wybuch powstania to był błąd, tym bardziej bolesny, że zginęło tam 200 tysięcy warszawian, zostało zniszczone miasto, dano do ręki komunistom mit „odbudowy stolicy” spajający społeczeństwo pod sztandarem komunistów. Decyzja o podjęciu walki zbrojnej było straszliwym błędem. Nie należy się dziwić kombatantom, którzy teraz czują się doceniani za udział w powstaniu, ale fałszowanie historii i mówienie półprawd to nie droga do odnowy moralnej zapowiadanej przez tę jeszcze istniejącą koalicję.
Gloryfikowanie osób bezpośrednio winnych masakry, to aprobowanie nieodpowiedzialności, to szkodliwe dla przyszłych pokoleń utrwalanie jako pozytywnych wzorców ludzi, którzy doprowadzili do tragedii. Według mnie, aby nie zafałszowywać historii, trumny z prochami przywódców Powstania, winnych tej hekatomby ofiar, nie powinny spoczywać na Kwaterze Powstańców, obok grobów ich młodocianych żołnierzy, których bez broni i bez sensu wysłali na pewną śmierć.
Dla opornych zacytuję tym razem końcowy fragment książki Jana Matłachowskiego „Kulisy genezy Powstania Warszawskiego”

„Powstanie Warszawskie to synonim polskiego heroizmu i niemieckiego barbarzyństwa. Tym niemniej powszechny heroizm i jego kult nie może przesłaniać problemu odpowiedzialności. Na tych, co szafują życiem ludzi, ich dorobkiem i zasobami kultury narodowej, ciąży wyjątkowa odpowiedzialność. Powstanie to wielkie historyczne wydarzenie, którego prawda powinna być należycie znana, aby kłamstwa o nim nie rodziły zatrutych owoców.

Powstanie Warszawskie rodzi nakaz podejmowania wzmożonych wysiłków nad właściwą i powszechną poprawą kultury politycznej narodu. Prawda o Powstaniu unaocznia skutki niewłaściwego mechanizmu selekcji i doboru właściwego człowieka na właściwe stanowisko. Te wady naszego organizmu narodowego są schorzeniami zadawnionymi, powstałymi przez zaniedbywanie na przestrzeni wieków i do dziś, zasad umiejętnego rządzenia się.

Pamięć o Powstaniu winna uczyć kultu wielkości człowieka oraz kultu kompetencji i odpowiedzialności za życie i wartości Narodu. Czas na polską szkołę realizmu i kult rzetelnej kompetencji. O to wołają gruzy Warszawy i tysiące poległych, a wołają na miarę wielkości i powszechności bohaterstwa ujawnionego w Powstaniu”