Plemienny atawizm

"1 shot 2 kills" – izraelscy żołnierze noszą koszulki z nadrukiem, zachęcające do zabijania Palestynek w ciąży. Także do zabijania dzieci i gwałcenia kobiet. Nieraz robią to za aprobatą dowódców. Nie ponoszą za to konsekwencji. Ale ja nie o tym.

Żydowscy internauci zostawili pod tekstem o sprawie wiele komentarzy. Jedne bronią żołnierzy i koszulek, inne potępiają. Lecz nawet te ostatnie często starają się znaleźć jakieś usprawiedliwienia dla tych ludzi. Ale ja nie o tym.

Izraelska gazeta Haaretz podobno jako pierwsza odważyła się o tym napisać. Oczywiście napisała w tonie potępienia. Ale nawet autor tego artykułu… układa słowa tak, aby broń Boże nie dotknąć nimi samej prawdy:

A few of the images underscore actions whose existence the army officially denies – such as "confirming the kill" (shooting a bullet into an enemy victim’s head from close range, to ensure he is dead).

Kilka obrazków uwidacznia poczynania, których istnieniu armia oficjalnie zaprzecza – takie jak "potwierdzenie zabicia" (wystrzelenie kuli w głowę wrogiej ofiary z bliskiej odległości, aby upewnić się, że nie żyje).

Nie do wiary. Nawet krytyczny dziennikarz dobijanie rannego nazywa – "upewnianiem się, że nie żyje".

Rzeczywiście, nie ma lepszego sposobu na upewnienie się czy aby ktoś przypadkiem nie zmarł, niż strzelenie mu w głowę z bliskiej odległości.

Dla mnie ten tekst to króciutkie studium psychologii narodu. Każdego narodu. Gdy trzeba bronić "swoich", zdrowy rozsądek  umyka przed plemiennymi emocjami. Atawizm mąci myśli, każe z lekka zmieniać znaczenie wyrazów, owijać w bawełnę, podkoloryzować.

Powinniśmy się tego bać. Jak to cholernie łatwo wejść w takie myślenie. Każdy naród ryzykuje coś takiego w pewnych sytuacjach. My, Polacy, też.

Mesjaniści i mesjasze, czyli wojny żydowskie

 Żydowska wspólnota chasydów Chabad znana jest z tego, że swego zmarłego rabina, Menachema Mendla Schneersona, uznała za mesjasza. Który zmartwychwstanie i wróci w chwale, lub wręcz – który już zmartwychwstał. Pewnego razu, gdy gdzieś w USA wspólnota postawiła billboardy z portretem rabbiego – naprzeciw wyrosły billboardy Żydów-chrześcijan z napisem „Right idea. Wrong person.”

Religia żydowska nie ma papieża, ani żadnego ściśle wyznaczonego centrum. Dzieli się na rozmaite, czasem dość dziwne odłamy. Na ogół jednak tolerują się one wzajemnie znacznie bardziej niż odłamy chrześcijaństwa. Główną racją jest: „i tak wszyscy jesteśmy Żydami”. A więc „chabadnicy” są przez ogół wspólnoty żydowskiej wciąż uznawani za Żydów. Mimo, iż zwykli Żydzi nieraz się z nich śmieją, a nieśmiertelnego rabbiego nazywają „bozią” (czytałam na forum Żydów polskich!). Ale są też tak zwani mesjaniści, czyli żydowscy chrześcijanie. Ci zachowują rytuały religijne judaizmu, lecz za mesjasza uznają Jezusa. Jednak ich – inaczej niż „chabadników” – reszta Żydów absolutnie nie uznaje za Żydów. W tym artykule pewien izraelski dziennikarz stara się wyjaśnić dlaczego. A tutaj – o złu i głupocie mesjanizmu naucza… sam Chabad. Nie bardzo mnie to wszystko przekonuje. Jak to widzę, to mam wrażenie, że czytam Gościa Niedzielnego, tylko w drugą stronę… Albo nawet Nasz Dziennik.

Żydzi-mesjaniści są głęboko nielubiani zarówno przez izraelskich Żydów, jak i muzułmanów. Chyba dlatego, że oto pomiędzy dwa bezkompromisowe żywioły religijne wcisnął się i trzeci. Marginalny – mesjanistów jest w Izraelu naprawdę garstka – ale dość upierdliwy. Zachowują się oni bowiem jak fundamentalni protestanci amerykańscy… którymi zresztą są. Z zadziwiającą determinacją starają się naśladować świętych apostołów. Główny pastor mesjanistów skarży się więc, że gdy chodzi po muzułmańskich wioskach, głosząc, iż Jezus jest Panem i rozdając Ewangelie – to jest obrzucany kamieniami, a raz nawet koktajlem Mołotowa… Tymczasem od Żydów syn pastora dostał bombę schowaną w prezencie na święto Purim. Żydzi oskarżają mesjanistów o odciąganie rodaków od judaizmu, co w tym teokratycznym społeczeństwie oznacza antypatriotyzm. Malowniczo musiała się przedstawiać scena, gdy pewnego dnia bojówka chasydów napadła na kościół mesjanistów, akurat podczas ceremonii chrztu. Pobożni chasydzi puścili w ruch krzesła i ławki, a duchownego wepchnęli do chrzcielnicy. Jednak i mesjaniści nie pozostali dłużni, gdyż innego razu podpalili Żydom… chasydzki klub szachowy.

Podczas wizyty w Izraelu przeczytaliśmy o owych perypetiach w gazecie Jerusalem Post [1][2][3]. Czy w tym kraju nie mają poważniejszych problemów?

Stereotypy: kobieta i mężczyzna na Bliskim Wschodzie

Pobyt w orientalnym tyglu, jakim jest Jerozolima, szybko odziera nasze myślenie z europejskich stereotypów.

Cóż, że Palestynki noszą muzułmańskie chusty? Za to stroje młodych arabskich dziewczyn są nieraz tak obcisłe, że Europejka nie zdecydowałaby się tak ubrać. Opinające dżinsy – z pośladkami wcale niekoniecznie zakrytymi spódniczką. Bluzki tak wąskie, że niejednej pannie można policzyć każdy wałek tłuszczu. Europejscy „obrońcy kobiet” uważający noszenie chust za represjonowanie żeńskiej seksualności – zwyczajnie nie wiedzą, o czym mówią.

Z drugiej strony – nikt jakoś nie walczy o wyzwolenie ortodoksyjnych Żydówek! One też – jako mężatki – muszą zakrywać włosy. Muszą ponadto wypełniać przepisy dotyczące „skromnego ubioru” i zachowania, które są nierównie bardziej szczegółowe i restrykcyjne, niż przykazanie Koranu, by „nie odkrywać swych ozdób”. Ortodoksyjna Żydówka musi nosić rękawy poniżej łokcia, spódnicę, w największe upały nie pokazywać gołych kostek ani dekoltu. Podczas miesiączki i jeszcze tydzień po – nie może w ogóle dotykać męża. Nie może też nigdy dotykać obcych mężczyzn, czyli np. witać się podaniem ręki.

Na koniec obalmy nasze stereotypy o tym, co męskie, a co niemęskie. Asi Haskal – mężczyzna – mistrz tańca brzucha. Irakijczyk mieszkający w Izraelu i prowadzący tam znaną szkołę tańca orientalnego.

Szok kulturowy

Z nudnych i przewidywalnych Niemiec trafiliśmy do miejsca, gdzie na ulicach spotyka się co krok osoby z karabinami maszynowymi. Z miejsca, gdzie zaparkowanie na niewłaściwym prostokącie pod własnym blokiem grozi surowymi konsekwencjami – do miejsca, w którym kierowcy uwielbiają jeździć okrakiem po ciągłej linii i stawać na przejściu dla pieszych. Z miejsca, gdzie religia jest sprawą delikatną i prywatną – do miejsca, gdzie ludzie demonstrują swą religijność w sposób tak intensywny, że nieraz zagrażający zdrowiu i życiu.

Byliśmy w Jerozolimie.

Kilka notek poświęcimy wrażeniom z tej podróży.