"1 shot 2 kills" – izraelscy żołnierze noszą koszulki z nadrukiem, zachęcające do zabijania Palestynek w ciąży. Także do zabijania dzieci i gwałcenia kobiet. Nieraz robią to za aprobatą dowódców. Nie ponoszą za to konsekwencji. Ale ja nie o tym.

Żydowscy internauci zostawili pod tekstem o sprawie wiele komentarzy. Jedne bronią żołnierzy i koszulek, inne potępiają. Lecz nawet te ostatnie często starają się znaleźć jakieś usprawiedliwienia dla tych ludzi. Ale ja nie o tym.
Izraelska gazeta Haaretz podobno jako pierwsza odważyła się o tym napisać. Oczywiście napisała w tonie potępienia. Ale nawet autor tego artykułu… układa słowa tak, aby broń Boże nie dotknąć nimi samej prawdy:
A few of the images underscore actions whose existence the army officially denies – such as "confirming the kill" (shooting a bullet into an enemy victim’s head from close range, to ensure he is dead).
Kilka obrazków uwidacznia poczynania, których istnieniu armia oficjalnie zaprzecza – takie jak "potwierdzenie zabicia" (wystrzelenie kuli w głowę wrogiej ofiary z bliskiej odległości, aby upewnić się, że nie żyje).
Nie do wiary. Nawet krytyczny dziennikarz dobijanie rannego nazywa – "upewnianiem się, że nie żyje".
Rzeczywiście, nie ma lepszego sposobu na upewnienie się czy aby ktoś przypadkiem nie zmarł, niż strzelenie mu w głowę z bliskiej odległości.
Dla mnie ten tekst to króciutkie studium psychologii narodu. Każdego narodu. Gdy trzeba bronić "swoich", zdrowy rozsądek umyka przed plemiennymi emocjami. Atawizm mąci myśli, każe z lekka zmieniać znaczenie wyrazów, owijać w bawełnę, podkoloryzować.
Powinniśmy się tego bać. Jak to cholernie łatwo wejść w takie myślenie. Każdy naród ryzykuje coś takiego w pewnych sytuacjach. My, Polacy, też.