A węgiel to koks, to antracyt

Piotr Maciążek pisze:

W równoległej rzeczywistości:

Dziennik Gazeta Prawna: Surowca tyle, że się nie mieści w głowie (artykuł o rekordowym imporcie rosyjskiego węgla).

Gazeta Polska Codziennie: Węgiel – polskie dobro narodowe. [nie wiem, czy nie pomyłka co do gazety, ale artykuł prawdziwy]

Znalazłam linki do artykułów, o które chodzi:

W Polsce zalega węgiel. Import z Rosji jest dwa razy wyższy niż rok temu  (Gazeta Prawna)

Węgiel – polskie dobro narodowe  (Niezależna, a nie, jak podano wyżej, GPC)

Jeszcze taka ciekawostka: To może być węgiel kradziony Ukraińcom z okupowanego przez Rosję Donbasu?


Komentarze
2018/10/31 10:16:58
Ale jednak Niezależna powołuje się na GPC

„Dobry zwyczaj, nie pożyczaj”?

Wojewódzki Sąd Administracyjny w Krakowie wydał orzeczenie (sygn. I SA/Kr 957/08), z którego wynika, iż nieoprocentowana pożyczka jest zyskiem dla pożyczkobiorcy. Dlatego trzeba zapłacić oprócz PCC (podatku od czyności cywilnoprawnych) w wysokości 2%, dodatkowo podatek od odsetek, które by się zapłaciło, gdyby pożyczka została udzielona przez bank. Taką korzyść trzeba ujawnić fiskusowi. Jesli się tego nie uczyni, grozi za to kara finansowa. (notka ze strony internetowej „Rz”).

Z punktu widzenia prawniczego i ekonomicznego jest wszystko w porządku. Brak odsetek od pożyczanej kwoty jest zyskiem, gdyż zatrzymujemy tę kwotę w swojej kieszeni. Więc jako, że się wzbogacliliśmy, powinniśmy zapłacić podatek od wzbogacenia. Jest małe ale. Nie zawsze państwu opłaca się przymuszać swoich obywateli do postępowania lege artis. Dlaczego?? Bowiem zmusza ich do wypracowania metod postępowania mających na celu omijanie tych zbyt szczegółowoy traktowanych przepisów. W tym przykładzie rozwiązanie jest takie. Pożyczam koledze pewną kwotę pieniędzy, piszemy umowę i określamy wysokość odsetek. Informuję urząd skarbopwy o tej pożyczce i płacę PCC. Następnie, zbliża się termin zapłaty. Spłacam pożyczoną kwotę i odsetki poprzez przelew bankowy. Wszystko jest zgodnie z prawem, urząd skarbowy jest zadowolony. Ale następnie zwracam koledze te odsetki już z ręki do ręki. I fiskus o tym nie dowie się. I w ten sposób umowa pożyczki oprocentowana stała się nieoprocentowana. Wszyscy są zadowoleni. Tylko, że obywatel jest nauczony obchodzenia przepisów prawnych. I nie ma pewności, że tego nie zastosuje względem innych, które powinny być przestrzegane bezkompromisowo. Ale co tam. Zysk dla fiskusa jest tu i teraz, nieważna przyszłość.

Mam jeszcze jedną świetną propozycję dla organów skarbowych. Niech ścigają tych, co kupują rzeczy taniej lub nie kupują. Wszak oni też mają zysk w postaci niewydanych pieniędzy. Niech informują US o zaoszczędzonej kwocie i płacą podatki. Aha, NIK wytknęła urzędom skarbowym, iż niechętnie podejmują egzekucję zaległych należności podatkowych od dużych firm i doprowadzają je do przedawnienia. Nihil novi sub sole. Przecież łatwiej ścigać szaraczka niż grubą rybę.

Nowy model biznesowy (copyright – all right reserved)

Przedstawiam Państwu mój nowy pomysł na biznes. Oczywiście od tego momentu każdy kto zechce go użyć, musi mnie płacić tantiemy. Dotyczyć to będzie głównie koncernów multimedialnych, gdyż ów pomysł dotyczy ich działki. A więc zaczynamy. Po przeczytaniu rozmowy z dr Wojciechem Machałą (podaję link do rozmowy, ale wkrótce i to może być nielegalne) doszedłem do wniosku, iż teraz od zwyczajnej sprzedaży utworu muzycznego czy filmu bardziej opłacalne może być uzyskiwanie zadośćuczynienia. Natchnął mnie ten fragment rozmowy:

Nasze sądy najczęściej przyjmują, że ściąganie narusza interes twórcy. Co wtedy?

– Odpowiedzialność jest surowa. Karna – do dwóch lat więzienia, oraz cywilna. W praktyce najczęściej wytwórnie domagają się zryczałtowanego odszkodowania w wysokości dwu- lub trzykrotnej ceny sklepowej produktu.

Jeśli ściągnę z sieci pierwszy sezon "Gotowych na wszystko", który kosztuje w sklepie 179 zł, to mnożymy to razy trzy?

– Dokładnie.

I proszę. Zamiast się męczyć i liczyć się z nikłą sprzedażą oferowanych produktów czy "piractwem komputerowym", zarabiamy na odszkodowaniach sądowych!!. Oto przykład: serial 24 odcinkowy oferowany w USA po 2 $ za odcinek czyli za całość 48$ + koszt tłoku płyt + druk itp. niech kosztuje całość 60$. Teraz w Polsce ten produkt kosztowałby przeliczając po kursie 1 $=3 PLN (dla uproszczenia) 180 PLN. Ale to za mało, niech gawiedź z Bolandii wie, że to produkt elitarny z USA, więc doliczamy 10%* za napis "made in USA" + 10% za przewóz + 10% za walkę z globalnym ociepleniem + 10% w imię dobrych stosunków amerykańsko-polskich (wszak to są nasi sojusznicy i nie dadzą nam umrzeć z głodu). Razem mamy 252 PLN. Coś ta cena mało okrągła, więc jeszcze 10% za obecność Polski na liście krajów słabo walczących z piractwem. Drogo dla zwykłego zjadacza chleba w Polsce te 270 PLN? Trudno, to jest elitarny produkt, nie dla mas (chociaż w USA oferujemy to samo jako produkt dla każdego bo jest kryzys w cenie dużo niższej patrząc na zarobki). Polacy nielegalne kopiują i ściągają. Teraz dogadujemy się z policją i stowarzyszeniami ochrony praw autorskich. Procesik sądowy, orzeczenie sądowe i zamiast produktu za 252 PLN, którego prawie nikt nie kupił, mamy gratisowe 810 PLN. Co prawda, może być problem z egzekucją długu, ale wystarczy 50% skuteczność i zarabiamy że hej. I jeszcze głosimy wszędzie, iż jesteśmy stratni, bowiem nikt naszego produktu nie kupuje.  

Proszę przedstawicieli koncernów medialnych o kontakt ze mną w celu sutalenia honorarium dla mnie za ten nowatorski pomysł na biznes. Nie warto trudzić się z dostosowywaniem produktu do wolnego rynku, z ustalaniem ceny w takiej wysokości, aby sprzedać i zarobić. Teraz liczy się zysk przy minimalnym trudzie. Model ten sprawdza się głównie dla krajów na dorobku typu Polska, gdyż potrzebują one kredytów z naszych banków czy inwestycji naszych firm. Kraje takie jak Chiny odpadają, więc tam się staramy i oferujemy nasze produkty cenowo w zgodzie z tamtejszą rzeczywistością.

*te i kolejne 10% naliczam od ceny bazowej czyli 180 PLN.

Na kryzys socjalizm?

Już pół roku media ogólnoświatowe i polskie trąbią o wszechświatowym kryzysie ekonomicznym. Dla mnie to raczej spowolnienie gospodarcze niż kryzys, bowiem ten ostatni kojarzy mnie się ze stanem zapaści gospodarczej w stylu lat 30. ubiegłego wieku lub tego co się działo w PRL za Jaruzelskiego. Ale dla bogatej części świata, wszystko to co nie jest wzrostem, jest kryzysem. Ale do rzeczy.
 
Tak sobie patrzę, czytam i słucham jak rządy wielu państw probują skutecznie walczyć z ową katastrofą. I na razie głównym kierunkiem działań to interwecjonizm a la socjalizm. Czyli nacjonalizacja, sterowanie ręczne gospodarką, drukowanie pieniądza celem pobudzenia konsumpcji, dopłaty dla kupująych określone dobra przemysłowe, dopłacanie do bankrutów. Jednym słowem, coś czego liberał unikał i czym się brzydził. Jak na razie Polska pozostaje trochę w tyle za tymi "świetlanymi i nowoczesnymi" metodami działań. Co prawda nie daje grubych miliardów złotych bankom (vide USA, Wielka Brytania), nie wykupuje akcji czyli nie następuje częściowa nacjonalizacja (Niemcy), ale i tak mamy z ukrytymi na razie formami pomocy sprzecznymi dla mnie z wolnym rynkiem.
 
I tak oto, głośny program "Rodzina na swoim" to nic innego jak pompowanie kasy developerom, którzy zamiast obniżać ceny za ich słabo sprzedające się produkty (mieszkania), co byłoby zgodne z liberalizmem, dostają zastrzyk gotówki. Obniżają oni ceny tylko do pułapu wyznaczonego dla danego województwa i ani złotówki mniej. I mamy oligopol wspierany przez państwo, który drenuje budżet państwa czyli nas, podatników. I to w imię pomocy dla rodzin chcących kupić mieszkanie. Jakby ceny spadły do poziomu ogólnoeuropejskiego czyli cena za metr kw. równa miesięcznej pensji, to by developerzy nie mieliby problemów z upłynnieniem mieszkań i tak by zarobili wystarczająco. Ale oni się przyzwyczaili do nierzeczywistych wpływów i nie chcą zejść na ziemię. A ponieważ jakoś mało kto się pali do kupowania wedle tego programu w obecnym kształcie, to się pojawiają pomysły pomocy państwa dla nich. Ich propozycje to jawna kpina. Objęcie programem tylko nowowybudowanych mieszkań (przeciez akurat kupno z rynku wtónego jest lepsze na start życiowy), podwyższenie limitu kosztowego z 30% na 60-70% (ten limit to tak naprawdę zarobek firm developerskich). O reszcie głupot nie piszę, można tu sobie poczytać – link. Czekam teraz na program "Szynka dla każdego", dzięki któremu kupujący będą dostawac częściowy zwrot kupna szynki w wysokości 10%, ale tylko za produkt z ceną do 25 zł/kg. A producenci wędlin lub sklepy akurat sprzedawać będa szynki tylko za 24,99zł/kg. 
 
Również  wielcy przedsiębiorcy z Lewiatana upominali się o pomoc państwa dla siebie.  Oczywiście zatroskani byli o swoich pracowników, których trzeba będzie zwolnić bez pomocy państwa dla przedsiębiorców. A ja się pytam – czy my mamy kapitalizm czy socjalizm?? Jak na początku lat 90. padały nierentowne firmy, ludzie szli na bezrobocie, to Lewiatan przypominał o kapitalizmie, o możliwości przebranżowienia się, szukania pracy w innej części kraju czy nawet za granicami Polski.  Grzmiał na nierobów, że nie chcieli brać pracy za minimalną płacę. To teraz ja mam dla nich taką radę. Czyńcie wedle tych samych rad, zobaczcie jak to jest na wolnym rynku, kiedy prowadzenie firmy, to nie tylko sukces, ale też i porażka. Bankructwo jest wpisane w ryzyko prowadzenia firmy. Nie należy przerzucać tego ryzyka na barki społeczeństwa.
 
PS. 10.IV.2009 No proszę bardzo.  Nawet pan Marek Wielgo się ze mną zgadza (chcoiaż nie wiem czy to zaszczyt ;-]). Napisał, iż "Rodzina na swoim" to trzymanie poziomu cen mieszkań na poziomie odstającym od rzeczywistościi nijak związanym z możliwościami finansowymi Polaków. Warto poczytać jak dotychczasowy nadworny piewca developerów kąsa swoich płatników – link.

Panu Gorzelakowi do wiadomości..

 

Gazeta Wyborcza zamieściła obszerny tekst, odpowiedź pana profesora, która odnosi się do wypowiedzi forumowiczów. Miłe to jest. Ja też czuję się wywołany do tablicy i postaram się odpowiedź rzeczowo, bez emocji na ten tekst.

1. Pan profesor skarży się na kierowane wobec niego wyzwiska. Ma rację, to nie jest miłe słyszeć różne takie epitety. Ale dlaczego nie raczył zauważyć, że jego zwolennicy i obrońcy tak samo wyzywali nas mieszkańców Polski Wschodniej. Czy tylko grzeczność ma nas obowiązywać?? Ponadto ja tylko argumentami podważam argumenty pana profesora, nie traktuję siebie jako wszechwiedzącego. Jeśli pan Gorzelak uważa, że nie jestem interlokutorem dla niego, to niestety podważa również ideę dialektyki (w ujęciu tradycyjnym, nie marksistowskim) propagowaną przez Sokratesa. Teorie głoszone ex catedra bez możliwości dyskusji są tylko pustymi dogmatami.

2. Powtarzany argument o budowie autostrady w Appalachach, jako przykład inwestycji drogowej nie przynoszącej zysków ekonomicznych nie ma żadnego porównania z sytuacją w Polsce. U nas wystarczy zbudować kilka autostrad, aby cały kraj był w ich zasięgu. Wystarczy 2 na linii północ-południe i 2 wschód-zachód. W USA takiej możliwości nie ma i tam budowa kolejnych autostrad w niektórych rejonach jest faktycznie pozbawiona sensu, gdyż inna jest skala. Ponadto S19 na całej długości jako droga ekspresowa jest faktycznie idiotyzmem. Jedno małe ale. Odcinek Barwinek-Lublin musi być ekspresową drogą, gdyż łamie w ten sposób zaszłości porozbiorowe i łączy wschodnią część zaboru austriackiego (Galicję) z zaborem rosyjskim (Kongresówką). Ponadto świetnie odciążyłaby ona ruch w kierunku Warszawy, jadący obecnie przez Świętokrzyskie, gdzie i tak wszyscy się pchają jadąc z Krakowa na północ. Ponadto dlaczego buduje się drogę ekspresową S3 Szczecin – Gorzów, a odmawia się budowy S19, mimo iż ruch na tej drugiej drodze krajowej na trasie Barwinek – Lublin jest większy niż na drodze krajowej nr 3?? Dowód – raport MRR, strona 15. Tym bardziej, że przewidywane na stronie 21 potoki dla więźby ruchu jasno wskazują duży wzrost ruchu na trasie Rzeszów – Lublin (z 8400 samochodów osobowych w 2005 do 21150 w 2025). Najciekawszy jest jednak wniosek ze strony 44 tego raportu. Cytuję (pogrubienie dokonane przeze mnie):

"Hierarchia działań:

– Drogi: usuwanie wąskich gardeł w sieci, wzmocnienia nawierzchni na kluczowych ciągach, podniesienie klasy na ciągach autostrady A4 (A2 może "poczekać", brak ruchu), S8, S17 i S19 (etapowo), podniesienie standardu technicznego DK16."

A2? Nie ma ruchu? Przecież to środek Polski!! Argumentem pana profesora na brak przebudowy DK19 na S19 jest własnie brak ruchu, a tu proszę jaki kwiatek w raporcie rządowym. Brak ruchu na A2 jest argumentem na brak konieczności podniesienia klasy tego ciągu ruchu.

3. Gdyby Amerykanie myśleli tak jak pan Gorzelak, to po II wojnie światowej nie realizowano by planu Marshalla. Wystarczyłoby wepchnąć inwestycje w Wielką Brytanię, trochę we Francję, Belgię i Holandię. A reszta niech korzysta z rozwoju tych krajów. Już teraz Hiszpania, dzięki inwestycjom i funduszom europejskim, przegoniła gospodarczo Włochy, które inwestowały wyłącznie w północną i środkową część kraju. Grecja powoli dogania i przy takim tempie Włochy będą za tym krajem w 2012 roku. (źródło). Rolnicze Bawaria i Badenia-Wirtembergia skorzystały na powojennej odbudowie, dzięki znalezieniu się w amerykańskiej strefie i przeobrażeniu tych landów z biednych w bogate. Obecnie budżet federalny Niemiec jest zasilany przez 5 landów (w tym B-W i Bawaria), reszta landów – 11 – tylko wypłaca z budżetu.

 

budżet federalny Niemiec na rok 2007

 

źródło: "Der Spiegel" nr 9/ 25.02.08, str. 15

Ciekawa jest również historia powstania Doliny Krzemowej, kiedy władze USA w obawie przed zbyt małym rozproszeniem ośrodków technologicznych i badawczych (większość znajdowała się na Wschodnim Wybrzeżu) postanowiły wybudować w rolniczym zakątku Kalifornii w okolicach Stanford nowy ośrodek. W Polsce, przy takich poglądach raczej by do tego nie doszło.

4. Wodociągi i kanalizacja wiejska to nie są duperele i luksusy. Na zachodzie kontynentu to są sprawy podstawowe, a u nas wielu traktuje je jako sprawy zbędne. Co ciekawe, to niby zapóźniona cywilizacyjnie Polska B jest bardziej świadoma ekologicznie niż "rozwijająca się" Polska A. Ponadto, lepiej zapobiegać niż leczyć. Lepiej i taniej. Niestety ekologia i ochrona środowiska sa traktowane jako fanaberie młodych lewicowców i innych tego typu fanatyków, podczas gdy Niemcy starają się upowszechniać podstawowe zasady ochrony środowiska, chociażby poprzez segregację śmieci. W Polsce lepiej śmieci spalać niż segregować, co pokazała polityka władz Krakowa, gdzie wywóz segregowanych śmieci jest droższy niż niesegregowanych. Rozwiązanie? Budowa spalarni śmieci. Ot polski absurd.

5. Podstawowa teza "wzmacniając bogatych, wzmacniamy cały kraj" jest enigmatycznie prezentowana. W jaki sposób Polska B skorzysta z rozwoju gospodarczego reszty kraju?? Pan profesor nie rozwinął tej tezy, nie przedstawił szczegółów, co wg mnie oznacza tylko jedno. Nie będzie możliwości skorzystania z rozwoju!!! Po prostu zostawi się Polskę wschodnią jako swego rodzaju rezerwat. Kraków zamierza uchylić obowiązek płacenia tzw. janosikowego, czyli dopłaty gmin bogatszych dla gmin biedniejszych. Jeśli nie przez bezpośrednie albo pośrednie dopłaty do budżetów gmin w Polsce B, to jak? Na pewno państwo nie będzie płacić za inwestycje w tej części kraju, gdyż sabotować to będą miasta z Polski A. Brak szczegołówych argumentów w tym zakresie pokazuje miałkość prezentowanych tez pana profesora.

6. Polska Wschodnia od dawna się wyludnia. To nie jest nowy proces bądź proces, który się rozpocznie. Od paru lat ludzie wyjeżdżają na zachód UE, głównie do Wielkiej Brytanii i Irlandii. Paradoksalne jest to, że obecnie większą mobilnością wykazują się ludzie stąd niż z reszty kraju. A argument przeciwko budowaniu dróg w Polsce wschodniej, iż jakoby dzięki nowym drogom młodzi szybciej wyjadą stąd, jest bzdurny. Teraz mimo braku tych dróg, młodzi wyjeżdżają.

7. Rzecz najważniejsza. Jeśli zgodnie z tezą, rząd zainwestuje w lepiej rozwiniętą część Polski i będzie możliwość znalezienia tam dobrej pracy, to gdzie ci nowi pracownicy mają mieszkać?? Normalny rynek mieszkaniowy w Polsce nie istnieje. Ceny za metr kwadratowy nie są w zdrowej korelacji z zarobkami. I proszę popatrzeć na medianę, a nie na średnią GUS-u, bo ona jest fikcją. Brak planów zagospodarowania przestrzennego utrudnia budowę nowych osiedli i jednocześnie podwyższa cenę za metr kwadratowy, gdyż im mniej towaru (ziemi pod budowę bloków), tym jest droższy. Efekt? Dużo nowych mieszkań stoi pustych z powodu wysokich cen żądanych przez developerów. Klientów brak, owszem paru kupi, ale to nie jest efekt masowy. A dodatkowo na nowych blokowiskach z powodu braku dostatecznego miejsca nie przewiduje się sklepów, przedszkoli, szkół, co obniża atrakcyjność takich miejsc. Można sąsiadowi zaglądnąć do jego mieszkania i spojrzeć jakie książki ma na regale. Wynajem mieszkania?? Ceny skutecznie odstraszają, tym bardziej, że właściciele nastawiają się na studentów czyli upchać jak najwięcej w mieszkaniu, standard niski, zero kłopotów (ew. mniejsze niż w przypadku innych wynajmujących). Małżeństwo?? Z dzieckiem?? Przecież to samobójstwo im wynająć! Ale to nie koniec problemów. Za brakiem dostatecznej liczby mieszkań, dochodzi fatalny system komunikacji w większości miastach – (np. Warszawa). Skoro już teraz władze tych miast nie radzą sobie z taką liczbą mieszkańców, to co będzie później, kiedy ona wzrośnie dzięki "przepływowi" ludności ze wschodu Polski?? Ponadto, dochodzi poczucie bezpieczeństwa ważne dla ludzi. W badaniach i statystykach największa przestępczość dotykająca ludzi najbardziej (pobicie, kradzież, włamanie itp.) jest w dużych miastach.

8. Dlaczego pan profesor prezentuje opinię przeciwną wobec opinii wyrażonej w raporcie własnego autorstwa (remedia.edu.pl) oraz dlaczego pani minister zamierza czynić niezgodnie z raportem przyjętym w jej własnym ministerstwie i publikowanym na stronie internetowej (raport mrr)?? Ten brak konsekwencji i brak argumentów za zmianą poglądów wskazuje, wg mnie, na łatwość wypowiadania się na tematy, które dotykają dużej części mieszkańców Polski.

9. Jak podaje Gazeta Prawna najlepiej fundusze europejskie wykorzystują województwa tzw. Polski Wschodniej, najgorzej mazowieckie, łodzkie i wielkopolskie. Jeśli fundusze europejskie pójdą tylko do tej bogatszej części naszego kraju, to przy takim stopniu wykorzystania, niewykorzystane środki przepadną. I stara prawda o psie ogrodnika się sprawdzi.

 

Wydawcy sami napędzają piractwo!!

 

Znów powracam do problemu nielegalnych kopii i ich używania. Tym razem dochodzę do wniosku, że za zakres piractwa odpowiadają również wydawcy/ dystrybutorzy i ich polityka cenowa. Podam przykład. Przyjechałem na okres świąteczny do Polski i postanowiłem sprawdzić w księgarni Empik, jakie są nowe książki itp. Zauważyłem polecane do kupna wydanie specjalne trzech części "Władcy Pierścieni". Hmm, pomyślałem, zupełnie jak w Niemczech. Ale zobaczyłem jaka jest cena tych płyt, to mnie zmroziło. Za każda część mam płacić koło 90zł??? Czyli razem za 3 części wychodzi 270zł?? Przecież ten sam zestaw i to nie sprzedawany oddzielnie częściami, tylko w tzw. boxie, kosztuje w Augsburgu dużo mniej. Ile?? Ano, 46 euro 20 euro czyli 161zł (kurs 1 Euro=3,50 PLN). Nie wierzycie?? No to patrzcie. Wpierw, linki do empiku (każda część oddzielnie, bo trzeba porządnie zarobić na Polakach "Drużyna Pierścienia" , "Dwie Wieże", "Powrót Króla), podobnie w Merlinie. Tylko dlaczego w bogatszych Niemczech, ta pozycja kosztuje trzykrotnie mniej niż w biedniejszej Polsce?? Nie wierzycie? Księgarnia Thalia sprzedaje w cenie 20 Euro zestaw 3 filmów, a nie pojedyńczych części. Nic dziwnego, że nawet średnio zarabiający Polak nie może sobie pozwolić na kupno oryginalnych czyli legalnych kopii filmów. A biedniejszy Niemiec może kupić.

Dodatkowo, w Polsce wydaje się okrojone wersje filmów albo wcale. Dostępna w Polsce wersja "Nocnej straży" ma zaledwie 110 minut, mniej niż wersje dostępne chociażby w Niemczech (117 minut lub 114 minut ). Oczywiście filmy sprzedawane w Niemczech można kopiować, bowiem kupujący ma prawo do wykonania kopii, w Polsce nie (tak jest napisane na okładce). Wiele filmów nie jest w ogóle sprzedawanych w Polsce. co powoduje, iż albo trzeba nielegalnie uzyskać kopię filmu albo obejść się ze smakiem albo kupić internetowo film z kraju macierzystego (jak to jest możliwe, gdyż nie zawsze sklepy internetowe wysyłają do Polski przesyłki z towarem zamówionym). Ale to wszystko w imię praw autorskich, na których nikt nie zarabia jeśli dostępność utworu jest żadna albo sztucznie ograniczana.

Taka polityka wskazuje na traktowanie Polski jako kraju typowo kolonialnego, gdzie można sprzedawać towar za ceny z kosmosu, niedostosowane do siły nabywczej wynagrodzenia otrzymywanego przez przeciętnego Kowalskiego. A to się mści w postaci powszechnego przyzwolenia na piractwo. Dodatkowo, aby ułtawić grabież, ustanowione są rejony dla DVD i ograniczanie dostepnych napisów w różnych wersjach językowych. Dlatego dla mnie, jest problemem kupno w Niemczech filmów, gdyż płynnie nie mówię po angielsku, niemiecku czy turecku. Zanim organizacje typu ZAIKS czy ZPAV zacznie atakować i szukać dziuery w całym, niech się zastanowi nad rynkiem, czy jest on dobrze skonstruowany? Czy klient ma możliwość kupna pełnych utworów czy też jest zmuszany do nabycia okrojonych wersji dla tubylców, bo i tak nie znają prawdziwej wartości.

Skandal! Producenci zabijają nasze twarde dyski!

Kowal zawinił, Cygana powiesili. Czy zwróciliście już uwagę na sensacyjne nagłówki w czasopismach komputerowych – "Ubuntu niszczy twarde dyski w laptopach"? Po internecie rozpowszechnił się ostatnio mit – i głowę daję, że wiem, za czyje pieniądze – iż system Ubuntu Linux odpowiada za niewłaściwe sterowanie twardym dyskiem, które prowadzi do jego skandalicznie przedwczesnego zużycia. W rzeczywistości za ten skandal odpowiadają… sami producenci twardych dysków.

Prawdą jest, że to użytkownicy Ubuntu pierwsi rozpoznali problem. Na jednej z setek stron jemu poświęconych, pewien użytkownik wyjaśnia:Parkowanie dysku polega na przesunięciu
głowicy poza powierzchnię nośnika, ewntualnie nad jej nieużywany obszar
w celu uniknięcia uszkodzenia danych, co może się wydarzyć w momencie
gwałtownego wstrząsu, czy upadku komputera. Na moim laptopie dysk
ucieka z głowicą mniej więcej raz na minutę, w zasadzie zawsze gdy
tylko system wykryje, że nie jest używany. Dużo za często.
Dlaczego to źle? Mechanizm zatrzymujący parkującą głowicę ma określoną wytrzymałość. Producenci podają, że dysk może znieść maksymalnie np. 200 000 parkowań. Łatwo policzyć, że gdy głowica parkuje raz na minutę, to dysk wytrzyma 3333 godziny, czyli 138 dób pracy…

I tu zaczyna się cały skandal. Skąd bierze się takie zachowanie dysku? A otóż są to ustawienia producenta. Dysk montowany jest w komputerze z fabrycznym oprogramowaniem (firmware), sterującym jego pracą. Producenci ustawili sobie sterowanie parkowaniem głowicy tak a nie inaczej, pod pretekstem oszczędnego zarządzania energią. Istotnie, problem ujawnia się najsilniej przy pracy laptopa na baterii.

Mit o winie Ubuntu wziął się stąd, że poszczególne systemy operacyjne mogą (ale nie muszą) osobno kontrolować politykę zarządzania energią. W szczególności, pod Ubuntu da się dokonać takich ustawień, aby podczas pracy tego systemu dysk zachowywał się inaczej niż każą mu ustawienia producenta. Jednak jak dotąd domyślne ustawienia Ubuntu są nie najlepsze. Należy je skorygować ręcznie.

Przeprowadziłam diagnostykę na moim
Ubuntu. Ale… okazało się kilka rzeczy! Ubuntu mam od kilku tygodni.
Licznik parkowań (Load Cycle Count) sięga już granicy wytrzymałości: 169 239. (Taką granicę, 200 000, podaje SpeedFan, o którym będzie poniżej, a który zbiera realne dane o sprzęcie użytkowników. Specyfikacja producenta jest bardziej optymistyczna i daje mi czas do 600 000 parkowań.) Ale, ale – czy to Linux
zdążył tyle narozrabiać w tak krótkim czasie? Sprawdziłam, jak często
zwiększa się licznik. Nie było tragicznie. Raz na jakieś 20 minut. Mimo
wszystko dokonałam poprawek zalecanych w poniższych linkach (zainteresowanym mogą się przydać):

1. Opis samego błędu
2. Dodatkowe komentarze na temat błędu
3. Najobszerniejsza, jaką znalazłam, instrukcja rozwiązania problemu.
4. Uwaga, ważne! Po wprowadzeniu zmian należy monitorować, czy dysk się nie grzeje. Niektóre modele (Seagate) nie znoszą całkowitego lub niemal całkowitego wyłączenia zarządzania energią (czyli opcji 255 lub 254). Tak było właśnie w przypadku mojego dysku. Idąc za radą z tego linku, ustawiłam 192. Teraz działa bez zarzutu. Licznik parkowań przeskakuje o 1 raz na kilka godzin. Temperatura dysku w normie.

No dobrze, ale w takim razie kto mi tak horrendalnie nakręcił licznik? Czyżby nie tylko Ubuntu "lekce sobie waży limit parkowań głowicy", jak pisze jeden ze "specjalistów"?

Na drugiej partycji mam ja sobie Windows XP. Używałam go na codzień przed zainstalowaniem Ubuntu. Uruchomiłam Windows. Ściągnęłam program diagnostyczny SpeedFan. Pozostawiłam Windows włączony przez jakąś godzinkę na rozruch, po czym zaczęłam co parę minut monitorować dysk za pomocą przycisku zaawansowanej analizy on-line.

Masakra, proszę państwa! Licznik parkowań zaczął przyspieszać, aż doszedł do średniej 1 parkowanie na 2 minuty!!! (Co by się – 235 dób roboczych – z grubsza zgadzało z czasem użytkowania mojego dysku.)

Spiesząc na ratunek dyskowi, zaczęłam szukać, gdzie tu można coś przełączyć równie łatwo jak w Ubuntu?

Nie ma!!

Windows posiada jedynie jakieś lamerskie ustawienia zarządzania energią, w których nic konkretnego nie można ustawić. Poszukałam w BIOSie. Tam też nie ma nic na temat twardego dysku. Powędrowałam na stronę Seagate, producenta mojego dysku. Sciągnęłam program Seatools – pozwala on grzebać w firmware.

I tu trafiła mnie ciężka cholera.

Seatools nie rozpoznaje mojego dysku
ST96812AS jako produktu Seagate i w związku z tym oświadcza, że nie może mi w niczym pomóc. Może już mi zbywa na inteligencji, ale na stronie Seagate nie jestem również w stanie znaleźć żadnego innego programu, ani update’u fabrycznego oprogramowania dla mojego dysku.

Pozostaje mi teraz zrobić backup danych i z pokorą czekać dnia, gdy mój dysk zechce odejść do krainy wiecznych łowów…

I kto nas tak załatwił? Producenci, którzy celowo tak ustawiają dyski, żeby szybciej się niszczyły. Wtedy klient oczywiście przyjdzie kupić nowy. Tymczasem winę zrzucono na Bogu ducha winne Ubuntu, system darmowy i przyjazny dla użytkownika, który powoli staje się konkurencją dla Windows. A Windows małym paluszkiem nie kiwnie, żeby zrobić coś wbrew producentom dysków. Gorzej, założę się, że to Microsoft rozpętał nagonkę przeciwko Ubuntu. Ach! No tak! A co się stanie po zniszczeniu twardego dysku z moją licencją OEM na Windows, ja się pytam???

Kowal zawinił, Cygana powiesili.

(Wrzucam wpis do działu Gospodarka, bo nie chodzi tu o nic innego, jak o pieniądze.)


P.S. Będę wdzięczna, jeśli ktoś mi powie, jak w końcu zmienić te ustawienia pod Windows.

Straty z piractwa – prawda a iluzja producentów

W niniejszym wpisie chcę rozprawić się z jednym mitem, służacym do obliczania wirtualnych strat producentów bądź wydawców muzyki, filmów czy kserowanych książek. Aby nie było niedomówień, nie będę się rozwodził co to jest piractwo, a co nie.

Pan Tomasz Klecor w felietonie pt:" Kiedy pirat osiąga korzyść majątkową" na swoim serwisie używa owego słynnego mitu służącego do wyliczania strat w wyniku piractwa. Polega on na założeniu, iż jeśli ja dostanę kopię filmu wykonaną bez wiedzy autora czyli w sposób nielegalny, to uzyskam korzyść majątkową. Ponieważ korzystając z takiej kopii zaoszczędziłem określoną kwotę pieniędzy, którą bym wydał na kupno legalnej kopii. I tu się zgina dziób pingwina. Albowiem, życie nie jest tak proste jakbyśmy chcieli. Gdyby była tylko możliwa taka sytuacja, to pan Klecor ma rację. Ale tak nie jest. Nie przeprowadził on dalszych rozważań na innych możliwych przypadkach. Takich przypadków jest 4 i oto one:

1. Dostaję piracką kopię filmu i wskutek tego nie kupuję oryginału – mam korzyść majątkową, gdyż zaoszczędziłem pieniądze. Straty są prawdziwe. Często tak jest, ale nie zawsze!!!

2. Dostaję piracką kopię filmu i kupuję potem legalną kopię filmu – czy mam korzyść majątkową a producent/wydawca stratę?? Z jednej strony mam korzyść (korzystam z nielegalnej kopii), z drugiej nie mam korzyści (kupiłem legalną kopię i wydałem zaoszczędzoną kwotę pieniędzy). Czyli jestem na zero. Czy popełniłem przestępstwo? Jeśli jest to uzależnione od uzyskania korzyści majątkowej, no to sąd może mieć może trudny orzech do zgryzienia, jeśli oskarżony by się bronił, iż nielegalna kopia przyczyniła się do kupna legalnej kopii. Paradoks?? Wcale nie.

3. Nie dostaję pirackiej kopii i kupuję legalną kopię – tak winno być zawsze wedle życzeń dystrybutorów filmów, muzyki itd. Nie ma żadnych strat (przynajmniej dla nich), każda strona coś zyskuje (jak wiadomo, tak nie jest, kupujący często jest potem rozczarowany zawartością).

4. Nie dostaję pirackiej kopii i nie kupuję legalnej kopii – no to mamy tutaj dopiero poligon. Nie posiadając nielegalnej kopii nie uzyskuję korzyści majątkowej, ale jednocześnie zaoszczędziłem pewną kwotę nie kupując legalnej kopii filmu. Czyli naraziłem wydawcę/producenta na straty!! Poszkodowani przez piractwo zaliczają często sytuację nr 4 jako patologiczną i według ich stanowiska zawsze niekupowanie oryginału jest stratą z powodu piractwa.

Na koniec polecam wspaniałe opowiadanie nawiązujące do tego tematu i w jaki sposób można celowo doprowadzić do upadłości np. Microsoft czy Warner Bros. Czytajcie!


Kwestia opodatkowania rolników

Ostatnio pojawiły się artykuły w "Gazecie Wyborczej" związane z drażliwą wciąż kwestią opodatkowania rolników. Mowa o artykułach "Dlaczego wszyscy płacą za rolników", "Podatek, ale nie zemsta na wsi" oraz "Jaki system podatkowy w rolnictwie". Problem nie dotyczy, czy opodatkować rolników, tylko w jaki sposób to uczynić. Najbardziej do przyjęcia jest dla mnie propozycja Grzegorza Spychalskiego, byłego szefa ARiMR, który pisze, że:
Wśród polskich gospodarstw rolnych jedynie 30-40 proc. ma bezpośrednie relacje rynkowe, czyli sprzedaje swoje wyroby, a jeszcze mniej jest w stanie udokumentować poziom i strukturę kosztów. A bez tych warunków nie da się wprowadzić podatku dochodowego od działalności rolniczej. Należy więc przede wszystkim zidentyfikować rynkowe gospodarstwa rolne i wprowadzić w nich jeden z wielu możliwych systemów rachunkowości rolnej – nawet bardzo uproszczony. Wówczas na podstawie deklaracji podatkowej te przedsiębiorstwa można objąć neutralną polityką fiskalną – tak jak w innych sektorach – 19-proc. stawką podatku CIT. Pozostałe nietowarowe gospodarstwa rolne o charakterze "samozaopatrzeniowym" nie powinny być objęte podatkiem dochodowym, lecz jedynie formą podatku od nieruchomości rolnej, czyli podatkiem majątkowym – tak jak inni właściciele gruntów niekomercyjnych.

Jednak mam małe zastrzeżenie, gdyż podatek CIT odnosi się do osób prawnych (ustawa), co powoduje, iż takie gospodarstwo rolne musiałoby być prowadzone w formie takiej osoby prawnej. Najłatwiej w formie spółki jawnej, jednak do jej zawarcia konieczna jest umowa spółki zawarta przez co najmniej 2 wspólników (ustawa). I tu jest szkopuł. Spółdzielnie rolnicze wciąż nie są popularne, ponadto nie do każdej produkcji rolnej się one nadają. Pozostaje ewentualność płacenia przez rolników podatku od osób fizycznych w formie jak osoby prowadzące działalność gospodarczą (przedsiębiorca). Czy Ministerstwo Finansów stać na akceptację takiej formy? Wątpię. Tu jest pole do popisu dla koalicji rządzącej, by w ramach "Polski solidarnej" dobrze zarabiający rolnicy płacili większe podatki oraz składki do KRUSu, bowiem obecny status powoduje, że ci biedniejsi rolnicy są relatywnie bardziej obciążeni niż bogatsi. Zmiana tego stanu to wyższe renty i emerytury rolnicze, możliwość inwestowania, modernizacji i rozwijania gospodarstw rolnych przy dobrze skrojonym systemie podatkowym dla rolników. O to powinni walczyć rolnicy, również ci mający dobre dochody, dla to nich to też szansa.

Protestować raczej będą ci rolnicy-politycy, którym zależy na utrwaleniu takiego stanu, na tym by ich majątek nie został w pełni ujawniony. Będą stawać w obronie biednych rolników, mimo iż przysłowie jasno mówi: "Syty nigdy nie zrozumie głodnego". W dodatku owi politycy celowo gmatwają oświadczenia majątkowe w celu ukrycia prawdziwej wartości majątku – absurdalne wpisy to np. przychód za rok to 5000zł z 42ha (tu:) albo dochód patrz PIT-37 (tu:). To kpina w żywe oczy. Zdarzają się też co uczciwsi posłowie rolnicy (tu: albo tu:) i chwała im za to. Reforma podatkowa dla rolników jest również elementem budowania Polski solidarnej.