W obronie kartofla

W powszechnej świadomości jest on winowajcą problemów z wagą Polaków. Wróg numer 1. Do chóry korygującego przyzwyczajenia żywieniowe naszego narodu dołączyła Gazeta.pl. W dialogu dwóch szacownych geniuszy smaku, padło stwierdzenie, że zamiast ziemniaków powinniśmy jeść więcej kaszy. Postulat słuszny, ale użyty argument jest kłamliwy i stereotypowy. Bo ziemniak tuczy, gdyż ma węglowodany i to w dużej ilości. I tu mało co nie umarłem ze śmiechu. Co jak co, ale ziemniak składa się w 80% z wody, więc jak do licha płyn ten może tuczyć bardziej niż kasza czy ryż?? Nie wierzycie? No to patrzcie.

 produkt (100 g)
 energia (kcal)
 białko (g)
tłuszcz (g)
węglowodany  (g)
 kasza gryczana
 359 12  3  70
 kasza jęczmienna
 358  8  2  74
 makaron dwujajeczny
 364  12  3,1  72
 makaron z pszenicy durum
 375  12,8  1,7  77,2
 ryż biały
 349  6,7  0,7  78,9
 ryż brązowy
 353  7,1  1,9  76,8
 ziemniaki  87  1,7  0,1  19,9

infomacje o wartościach odżywczych, podane w tabelce, oparłem na tabeli kalorycznej z tej strony.

I jak tam? Dalej uważacie, że ziemniaki same w sobie są tuczące??? To dodatki do nich powodują przyrost energetyczności czyli masło i śmietana (piure), omasta (skwarki) lub zużyty olej po kotletach. To one są sprawcami nadwagi, a nie ziemniaki. Kartofel z wody, bez omasty, posypany ziołami jest zdrowy i pyszny. Ale czarny PR dalej jest propagowany przez wielu znawców kuchni i dietetyków niektórych.  Na szczęście są głosy rozsądku, gdzie bez ideologicznego zadęcia pisze się o tym, jak należy przygotować ziemniaki, aby jak najbardziej zachowały swoje wartości – strona Vitalii.

Ponadto pozwolę sobie zacytować wypowiedź pana Marka Szczygielskiego, kujawsko-pomorskiego inspektora jakości towarów rolno-spożywczych z rozmowy na temat jakości naszego pożywienia.

"To było biedne gospodarstwo, często się jadło ziemniaki z zsiadłym mlekiem. Dziś dietetycy mówią, że to jedno z najlepszych połączeń produktu skrobiowego z białkowym, należy tak jeść."

Czy tylko poeci sławili socjalizm??

Ostatnimi czasy, ilekroć jest mowa o Janie Brzechwie i Julianie Tuwimie, przywołuje się ich wiersze czczące Stalina i socjalizm. Ma to być dowód za brakiem kwalifikacji na patrona szkół i przedszkoli. A ja się pytam: Czy tylko poeci sławili socjalizm? Czy inni artyści wówczas protestowali?
 
Może warto odświeżyć pamięć i wiedzieć, iż wielu obecnie chodzących w sławie i glorii, też miało swój udział w gloryfikacji tego paskudnego systemu i to przed 1956 rokiem. Pierwszy przykład: Andrzej Wajda. Teraz to patriota, bo reżyserował "Katyń", "Pan Tadeusza". A kto pamięta jego udział w filmie "Piątka z ulicy Barskiej" jako asystent Aleksandra Forda, reżysera filmu? A może samodzielnie wyreżyserowany film "Pokolenie", to nie był pomnik ku chwale Związku Walki Młodych? Przecież powinno się o tym pamiętać, jak w przypadku wspomnianych na początku poetów!! Widocznie potem odkupił swoje winy, ale dlaczego stosuje się podwójne miary ocenia ludzi? Jerzy Kawalerowicz ze swoimi filmami "Celuloza" i "Pod gwiazda frygijską" też nie powinien nigdy zostać patronem.
 
Teraz przypomnijmy udział aktorów. Jan Łomnicki, występujący w w/w filmach jak i w "Dwóch brygadach", o wyższości pracy kolektywnej i współzawodnictwa nad starym systemem pracy wywodzącym się z II Rzplitej. Grał tam też Andrzej Łapicki, potem występujący w filmie o gen Świerczewskim – "Żołnierz zwycięstwa".
 
Takich przykładów można snuć tysiące. Tak więc o co chodzi, że poetom się nie wybacza, a reszcie artystów tak? Czy dlatego, iż wiersz można szybko przeczytać i znaleźć w sieci, a z filmami nie tak prosto? Może powód jest inny, wszak to tylko Polacy walczyli z komunizmem, a inni nie, według wielu myślących prawicowo. Bo Brzechwa i Tuwim to byli Żydzi, a jak wiadomo, to tylko oni popierali komunizm. Polacy nie. A jeśli fakty przeczą takiej propagandzie, to tym gorzej dla faktów.

Plemienny atawizm

"1 shot 2 kills" – izraelscy żołnierze noszą koszulki z nadrukiem, zachęcające do zabijania Palestynek w ciąży. Także do zabijania dzieci i gwałcenia kobiet. Nieraz robią to za aprobatą dowódców. Nie ponoszą za to konsekwencji. Ale ja nie o tym.

Żydowscy internauci zostawili pod tekstem o sprawie wiele komentarzy. Jedne bronią żołnierzy i koszulek, inne potępiają. Lecz nawet te ostatnie często starają się znaleźć jakieś usprawiedliwienia dla tych ludzi. Ale ja nie o tym.

Izraelska gazeta Haaretz podobno jako pierwsza odważyła się o tym napisać. Oczywiście napisała w tonie potępienia. Ale nawet autor tego artykułu… układa słowa tak, aby broń Boże nie dotknąć nimi samej prawdy:

A few of the images underscore actions whose existence the army officially denies – such as "confirming the kill" (shooting a bullet into an enemy victim’s head from close range, to ensure he is dead).

Kilka obrazków uwidacznia poczynania, których istnieniu armia oficjalnie zaprzecza – takie jak "potwierdzenie zabicia" (wystrzelenie kuli w głowę wrogiej ofiary z bliskiej odległości, aby upewnić się, że nie żyje).

Nie do wiary. Nawet krytyczny dziennikarz dobijanie rannego nazywa – "upewnianiem się, że nie żyje".

Rzeczywiście, nie ma lepszego sposobu na upewnienie się czy aby ktoś przypadkiem nie zmarł, niż strzelenie mu w głowę z bliskiej odległości.

Dla mnie ten tekst to króciutkie studium psychologii narodu. Każdego narodu. Gdy trzeba bronić "swoich", zdrowy rozsądek  umyka przed plemiennymi emocjami. Atawizm mąci myśli, każe z lekka zmieniać znaczenie wyrazów, owijać w bawełnę, podkoloryzować.

Powinniśmy się tego bać. Jak to cholernie łatwo wejść w takie myślenie. Każdy naród ryzykuje coś takiego w pewnych sytuacjach. My, Polacy, też.