Kobieca solidarność

Leciałam wczoraj samolotem LOTu. Kilka rzędów dalej siedziało dwóch miśków w wieku 50-60 lat. Przed startem nagle odezwał się z głośników damski głos:

-Tu kapitan.

Kapitanem samolotu była kobieta. Wśród miśków zapanowało poruszenie, które wkrótce przeszło w rechot:

-Kobieta! A jak ona wystartuje? A jak ona wyląduje? Etc. etc.

Samolot wystartował. Gdy nadeszły stewardesy z napojami, miśki wybudziły się.

-Proszę proszę, no macie panią kapitan! Całkiem ładnie wystartowała – dodali łaskawie – ale jak to będzie z lądowaniem?

Zgadnijcie, jaka powinna tutaj nastąpić odpowiedź lojalnej i zgranej załogi? Pani kapitan zawsze startuje i ląduje jak należy? Otóż nie. Stewardesa odrzekła miśkom wśród uroczego chichotu:

-Nooo, mamy nadzieję, że wyląduje…

Polska prawica i eumemika

Słowo „eumemika” pojawia się w polskim internecie tylko raz (stan na 7.11.2011). Choćby dlatego warto odnotować ciekawostkę: W konserwatywno-prawicowym kwartalniku Pressje pojawił się tekst niezwykły jak na młodą polską prawicę – Michał Zabdyr-Jamróz, Dlaczego prawica powinna kochać lewicę? Niezwykła jest tutaj otwartość ideowa:

Nawołujemy do postawy szczerego heterointelektualizmu – otwarcia się na inność, obcość w życiu umysłowym. (…) Heterointelektualizm rozumiemy nie jako postawę zmierzającą tylko do tego, by odpierać krytykę, rugać i gnębić innego, lecz raczej szukającą w nim inspiracji, nowych pomysłów, rozwiązań. Postawa taka opierałaby się na otwartym dążeniu do zrozumienia, a nie jedynie na „poznaniu wroga”. (…) Rozumiemy też, że prawda może ukrywać się dosłownie w każdej myśli i w każdym umyśle.

– Że aż „katolewacki” magazyn Kontakt dziwi się: Czy to cytat z Juliusza Eski, Jerzego Turowicza, Józefa Tischnera? Niełatwo się w dzisiejszych czasach spodziewać, że coś takiego może napisać młoda polska prawica. W samej rzeczy, Fronda już wyraziła swoją dezaprobatę.

Ale ja nie o tym. Cała interesującość tego artykułu polega na tym, że konieczność otwartości intelektualnej wobec lewicy autor uzasadnia – dbałością o jakość memów.

Jedni ludzie szukają więc nieśmiertelności, płodząc potomstwo, inni szukają sławy, są też  jednak tacy „co wolą zapładniać dusze” (…). Ci ostatni to oczywiście intelektualiści. Celem każdego z nich − choćby najbardziej nam nienawistnego − jest zawsze miłość w tym platońskim sensie. Dlatego dążeniem każdego „miłośnika wiedzy” jest publikowanie i konferowanie, czyli przekazywanie myśli − dyseminacja, inseminacja, proliferacja.

Płcie intelektualne? Analogię ewolucji biologicznej i kulturowej należy pociągnąć dalej. Wystarczy dostrzec, że podobne prawidła rządzą złożonymi kompleksami genów i zespołami idei. Każdy gatunek zyskuje ciągłość przez rozmnażanie się osobników. Geny podlegają doborowi pośrednio, za sprawą cech fenotypowych, które kodują. (…)

Ale istotną cechą replikatorów – zarówno genów, jak i memów – prócz reprodukcyjnej trwałości, jest też zmienność, generująca różnorodność. Geny, raz na jakiś czas, ulegają mutacji, zazwyczaj przypadkowej, i tak zmienione dalej są reprodukowane. Zmienność jest szalenie ważna dla ewolucji. Bez niej właściwie by jej nie było. (…) Niezmienny twór zawsze wpadnie w końcu w ślepą uliczkę ewolucji.

(O, oni uznają teorię ewolucji!)

A teraz uwaga:

Z systemami ideologicznymi jest podobnie jak z genotypami. Jeśli teoria mnoży się tylko przez pączkowanie, szybko trafia w swoją własną koleinę i petryfikuje się. W takim stanie przetrwać mogą tylko bardzo proste systemy. Podobnie jest, gdy wymiana materiału memetycznego następuje z systemami o bardzo bliskim pokrewieństwie. Początkowo wzmaga to atuty koncepcji, ale z czasem ujawniają się u niej choroby kazirodcze. (…)

Pewne cechy charakterystyczne karykaturalnie rosną i tym sposobem nawet atuty mogą zmienić się w wady. W takich wypadkach przede wszystkim jednak upośledzeniu ulega system odpornościowy, to znaczy spada odporność na krytykę. W ten sposób ideologie – niezależnie od tego, czy mają charakter społeczno-polityczny, teologiczny, naukowy, czy artystyczny – brną w ślepą uliczkę. Ostatecznie wymierają jej nosiciele i zewnętrzne
przejawy. (…)

Prokreacja homointelektualna może bowiem przyjmować dwie postaci. Pierwszą jest podejście szkolarskie. Odpowiada mu w biologii rozmnażanie przez pączkowanie i służy ono raczej repetycji, podtrzymywaniu istnienia prostych bądź bardzo zwartych systemów wiedzy.

Druga postać homointelektualnej prokreacji to generowanie nowych systemów ideologicznych przez łączenie koncepcji spokrewnionych, zbliżonych memetycznie, mających wspólne pochodzenie. Taką postawę zasadnie można nazwać intelektualnym kazirodztwem. Dość częstym produktem tej praktyki są idee potworkowate, karłowate, z wyraźnymi defektami, chorowite, przede wszystkim zaś idee o znikomej i stale malejącej odporności na krytykę, stanowiącą niejako intelektualny odpowiednik wirusów i bakterii.

Podkreślone przeze mnie wyrażenia, z całą ich stylistyką, są przecież żywcem wyjęte z wczesno-XX-wiecznych pism o eugenice! To dosyć zabawne wykorzystanie idei i wyrażeń, które obecnie są tabu. Przeniesienie ich z gruntu objętego tabu na grunt zupełnie świeży. Sam autor nie używa zresztą ani słowa eugenika, ani eumemika. Ale wygląda na to, że musiał czytać dużo publicystyki z tamtego okresu, bo styl („potworkowate, karłowate”!) dźwięczy mi wyraźnie tamtymi nutami – porównajcie.

Ciekawe jest, że w angielskojęzycznym internecie słowo eumemics, też dość w sumie rzadkie, pojawia się zazwyczaj w kontekście przeciwnym niż tutaj – jest używane np. tu w sposób politycznie poprawny, czyli z podejściem analogicznym do tego, jakie dziś mamy wobec eugeniki: Powiada się więc, że eumemika to celowe wyłączanie z puli memów tych, które uznajemy za słabe i nieużyteczne, a prowadzi ona do memocydu, czyli masowego memobójstwa – celowej eksterminacji jakiejś części dziedzictwa kulturowego.

Nie daję żadnego podsumowania. Po prostu ciekawostka.

Czy to winowajca awarii?

 

Rozpocznę jak „dziennikarze” mediów Agory: Cała Polska żyje sprawą lądowania Boeinga 767. Powoli wychodzą na jaw opowieści uczestników lotu. I tak jeden z pasażerów, ksiądz z TV Trwam o. Piotr Chyła, przyznał się, że miał przy sobie podczas lotu relikwie JP II i dla niektórych jest już jasne, kto tak naprawdę uratował pasażerów. Nie kapitan Tadeusz Wrona i reszta osób, które były zaangażowane w przygotowanie lotniska do lądowania, lecz JP II. Ale czy ktoś się zastanowił, kto jest może winien tej awarii? Ja wiem! To Szatan, a dokładniej członkowie death metalowej grupy z Krosna Decapitated, którzy również byli na pokładzie. Jak powiedziałby obywatel Rydzyk, chcieli poświęcić życie swoje i pasażerów dla Złego, ale dobry Bóg czuwa i jego sługa JP II. Klasyczna walka dobra ze złem. I znów Bóg zwycięża Lucyfera. A karuzela bredni się kręci dalej.