Straty z piractwa – prawda a iluzja producentów

W niniejszym wpisie chcę rozprawić się z jednym mitem, służacym do obliczania wirtualnych strat producentów bądź wydawców muzyki, filmów czy kserowanych książek. Aby nie było niedomówień, nie będę się rozwodził co to jest piractwo, a co nie.

Pan Tomasz Klecor w felietonie pt:" Kiedy pirat osiąga korzyść majątkową" na swoim serwisie używa owego słynnego mitu służącego do wyliczania strat w wyniku piractwa. Polega on na założeniu, iż jeśli ja dostanę kopię filmu wykonaną bez wiedzy autora czyli w sposób nielegalny, to uzyskam korzyść majątkową. Ponieważ korzystając z takiej kopii zaoszczędziłem określoną kwotę pieniędzy, którą bym wydał na kupno legalnej kopii. I tu się zgina dziób pingwina. Albowiem, życie nie jest tak proste jakbyśmy chcieli. Gdyby była tylko możliwa taka sytuacja, to pan Klecor ma rację. Ale tak nie jest. Nie przeprowadził on dalszych rozważań na innych możliwych przypadkach. Takich przypadków jest 4 i oto one:

1. Dostaję piracką kopię filmu i wskutek tego nie kupuję oryginału – mam korzyść majątkową, gdyż zaoszczędziłem pieniądze. Straty są prawdziwe. Często tak jest, ale nie zawsze!!!

2. Dostaję piracką kopię filmu i kupuję potem legalną kopię filmu – czy mam korzyść majątkową a producent/wydawca stratę?? Z jednej strony mam korzyść (korzystam z nielegalnej kopii), z drugiej nie mam korzyści (kupiłem legalną kopię i wydałem zaoszczędzoną kwotę pieniędzy). Czyli jestem na zero. Czy popełniłem przestępstwo? Jeśli jest to uzależnione od uzyskania korzyści majątkowej, no to sąd może mieć może trudny orzech do zgryzienia, jeśli oskarżony by się bronił, iż nielegalna kopia przyczyniła się do kupna legalnej kopii. Paradoks?? Wcale nie.

3. Nie dostaję pirackiej kopii i kupuję legalną kopię – tak winno być zawsze wedle życzeń dystrybutorów filmów, muzyki itd. Nie ma żadnych strat (przynajmniej dla nich), każda strona coś zyskuje (jak wiadomo, tak nie jest, kupujący często jest potem rozczarowany zawartością).

4. Nie dostaję pirackiej kopii i nie kupuję legalnej kopii – no to mamy tutaj dopiero poligon. Nie posiadając nielegalnej kopii nie uzyskuję korzyści majątkowej, ale jednocześnie zaoszczędziłem pewną kwotę nie kupując legalnej kopii filmu. Czyli naraziłem wydawcę/producenta na straty!! Poszkodowani przez piractwo zaliczają często sytuację nr 4 jako patologiczną i według ich stanowiska zawsze niekupowanie oryginału jest stratą z powodu piractwa.

Na koniec polecam wspaniałe opowiadanie nawiązujące do tego tematu i w jaki sposób można celowo doprowadzić do upadłości np. Microsoft czy Warner Bros. Czytajcie!


Cenzura – Gazeta Wyborcza tuszuje wpadkę z filmem porno?

Wykazując obywatelską postawę, padłam dziś ofiarą cenzury (tak! tak! CENZURY!) ze strony redakcji gazeta.pl. Ujawniłam bowiem wpadkę Gazety Wyborczej z filmem pornograficznym nagranym rzekomo przez uczniów w szkole w Sanoku. Gazeta rozkręciła ogólnopolską aferę, naruszyła dobre imię kilku osób i instytucji, po czym okazało się, że film najprawdopodobniej w ogóle nie został nakręcony w Polsce.

Ogólnopolski szok wywołały ostatnie doniesienia prasowe na temat filmu pornograficznego znalezionego na komórkach uczniów z Sanoka. Sprawę rozdmuchała Gazeta Wyborcza, a napompowała do absurdalnych rozmiarów – telewizja Polsat.

Dziennikarze rozpowszechnili na całą Polskę pomówienia pod adresem uczennicy, rzekomo bohaterki filmu:

Wicedyrektor [jednej ze szkół w Sanoku] opowiada: – Wydawało mi się, że dziewczyna, która tam występuje była w zeszłym roku naszą uczennicą. Wydawało mi się, że skądś ją znam. Rozmawiałem z jej byłą klasą, ale uczniowie twierdzili, że to nie ona. Dziewczęta były zbulwersowane jej zachowaniem. Chłopcy nie mówili nic. (Gazeta Wyborcza)

Gazeta rozniosła aferę po rozmaitych instytucjach:

Po naszej interwencji sprawą zajęło się też starostwo powiatowe w Sanoku. W piątek na spotkaniu z dyrektorami właśnie o tym rozmawiano: – Wszyscy dostali polecenie, aby sprawdzić, czy to nie miało miejsca u nich. W szkołach ponadgimnazjalnych mamy 5 tys. uczniów Na razie nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy film został nakręcony w Sanoku. Ale bez względu na to czy powstał u nas, czy gdzie indziej, jest porażający – mówi Zofia Krzanowska, naczelnik wydziału oświaty w sanockim starostwie.

Telewizja Polsat nadała rozmowę z rzecznikiem prasowym rzeszowskiej policji, tak zmontowaną, że policjant zdaje się twierdzić iż film nakręcono w jednej z sanockich szkół.

Dla dodatkowego nakręcenia emocji Polsat pokazał wywiad z prof. Lwem-Starowiczem, gdzie ten ostatni wypytywany jest, czy uczniom na filmie grozi trwała dewiacja.

Tymczasem na rzeszowskim forum portalu gazeta.pl internauci zaczęli dyskutować o sprawie. Szybko znaleziono w internecie linki do rzeczonego filmu. Okazało się, że film najprawdopodobniej w ogóle nie został nakręcony w Polsce.

W związku z tym napisałam emaila do redakcji rzeszowskiej Gazety Wyborczej, do redakcji TV Polsat, oraz do Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie:
Szanowni Państwo,
Zdążyliście w sposób nieprzemyślany ogłosić w mediach, że ten oto film:
http://www.overlook.ro/pamoka.swf
został nakręcony w jakiejś szkole w Sanoku.

Zanadto się Państwo pospieszyli.

Uprzejmie proszę zwrócić uwagę na następujące fakty:

1. Plik ten znajduje się na rumuńskim serwerze i ta właśnie jego wersja jest rozpowszechniana na polskich forach internetowych:
http://www.google.pl/search?hl=pl&q=pamoka.swf&btnG=Szukaj+w+Google&lr=

2. Plik ma nazwę litewską!!! Po litewsku "pamoka" znaczy "lekcja".

3. Proszę też zwrócić uwagę na uczesania chłopców na filmie. Takie fryzury: krótkie włosy z długą grzywką są obecnie bardzo modne wśród młodzieży w krajach b. ZSRR, natomiast nie w Polsce.

4. Na filmie nad tablicą ani nad drzwiami nie ma godła Polski. Są natomiast 2 portrety, których nie udało mi się zidentyfikować.

Pozdrawiam i na przyszłość życzę Państwu – a zwłaszcza Policji – głębszego namysłu przed podawaniem różnych stwierdzeń do wiadomości całej Polski.
Tylko policja wykazała przyzwoitość i odpowiedziała na mój list. Wyraziła ubolewanie z powodu nieprzemyślanego ujawnienia niesprawdzonych danych:
Szanowna Pani,

Ma Pani słuszność. Przed upublicznieniem stwierdzenia namysł jest nieodzowny. Problem jednak twki gdzie indziej – przekazując informację Pani Redaktor użyłem sformułowania "Nie wykluczamy, a są to nasze wstępne ustalenia, że film mógł powstać w jednej z sanockich szkół". Odpowiedziałem dziennikarce, na jej sugestię, że Zespół Szkół nr 5 także jest w obrębie naszych zainteresowań.

Szanowna Pani, ja niczego nie stwierdziłem, zrelacjonowałem jedynie postęp naszych ustaleń, co istotne, trwających wówczas (kiedy rozmawiałem z Panią Redaktor) niespełna godzinę. Użyłem sformułowań "wstępne ustalenia" i mógł powstać", co wyklucza stwierdzenie.

Rzeczywiśćie, w druku wypowiedź moja wyglądała nieco inaczej, ale to moja wina, bo nie poprosiłem o autoryzację.

Ubolewam nad tym, dołożę wszelkich starań, by podobne incydenty, o wielkiej wadze dla zaintersowanej w tym przypadku szkoły, nie miały miejsca.

Dziękuję za list,

młodszy aspirant Paweł Międlar, Wydział Komunikacji Społecznej KWP w
RzeszowieGazeta Wyborcza ani Polsat nie zająknęły się słówkiem. Wysłałam więc do nich list:
Szanowne Redakcje!

Policja w Rzeszowie wyraziła ubolewanie z powodu nieprzemyślanego wypuszczenia do mediów niesprawdzonych informacji o tym, że film pornograficzny przekazywany sobie przez uczniów z Sanoka był nakręcony w którejś z sanockich szkół. Poniżej cytuję list od Policji.

Teraz kolej na Państwa. Jako na dziennikarzach ciąży na was odpowiedzialność za słowo. Przyczyniliście się do nagonki na szkołę, oraz wręcz na konkretną uczennicę. Telewizja Polsat wyemitowała materiał, gdzie uczniowie wypowiadają się z potępieniem o uczennicy która to zrobiła, w taki sposób, jakby to była osoba im znana. Znany seksuolog na wizji nagabywany był o opinię, czy takie osoby mogą stać się "zboczone". Gazeta Wyborcza podała, że nauczycielka podejrzewała i nawet przepytała jedną uczennicę. Poruszyliście całą Polskę sprawą, która wedle wszelkiego prawdopodobieństwa w ogóle się w Polsce nie zdarzyła. Różne osoby i instytucje poniosły szkody moralne na skutek waszego braku odpowiedzialności.

Jak zamierzają Państwo przeprosić zainteresowanych?


Jednocześnie na rzeszowskim forum portalu gazeta.pl, we wspomnianym już wyżej wątku, zacytowałam list z wyrazami ubolewania od policji.

W ciągu niecałej godziny cały wątek, łącznie z moją wiadomością, został skasowany z forum!!!

Gazeta Wyborcza stara się zatuszować swoją wpadkę poprzez stosowanie cenzury?

Nie zamierzam odpuścić. Utworzyłam nowy wątek na forum rzeszowskim, gdzie upubliczniłam sprawę. Napisałam też ponownie do redakcji Gazety Wyborczej:
Szanowna Redakcjo!

Gazeta Wyborcza i Gazeta w Rzeszowie pisała o znalezieniu filmu porno na komórkach uczniów z Sanoka. Gazeta stwierdziła, jakoby film został nagrany w którejś szkole w Sanoku.
miasta.gazeta.pl/rzeszow/1,34962,4702297.html
Sprawę rozdmuchała jeszcze tv Polsat:
serwisy.gazeta.pl/wideo/44,80733,473524.html

Na forum rzeszowskim gazeta.pl
http://forum.gazeta.pl/forum/71,1.html?f=69
był jeszcze przed kilkudziesięcioma minutami wątek gdzie internauci dyskutowali o tym artykule.

Okazuje się, że film wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nie został w ogóle nakręcony w Polsce.

W tej sprawie napisałam emaile do Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie, do Polsatu i do Gazety Wyborczej. Policja jako jedyna odpowiedziała i wyraziła ubolewanie z powodu nieprzemyślanego podania mediom wiadomości o ustaleniach w tej sprawie.

Dziś, pod nickiem anuszka_ha3.agh.edu.pl zamieściłam wiadomość o tym na wspomnianym wątku na forum rzeszowskim. Zacytowałam mój list i odpowiedź Policji. (Oba listy załączam poniżej.)

Mój post na forum został skasowany razem z całym wątkiem.

Przegięliście. Zastosowaliście cenzure na forum. Staracie się teraz zatuszować waszą wpadkę. Wasze zachowanie jest skandaliczne i niegodne dziennikarzy.



P.S. Gazeta.pl wycofuje się rakiem. Dziś (28.11.2007) skasowany wątek pojawił się na forum gazeta.pl w dziale Ośla Ławka. Znalazłam go, wpisując do wyszukiwarki autora "anuszka". Wczoraj szukałam tego wątku po całym forum gazeta.pl za pomocą wyszukiwarki – i wówczas nie było go NIGDZIE!

Administratorzy forum Rzeszów powiadomili mnie, że skasowali wątek ze względu na wulgaryzmy…

Co ciekawe, od założenia wątku, czyli w okresie 23-27.11.2007 pojawił się tam jeden jedyny nie wykropkowany wulgaryzm: "gowno". W pierwszym poście, napisanym 23.11.2007. Dziwne, że cały wątek postanowiono zdjąć dopiero po pojawieniu się mojego postu 27.11.2007. Ponadto, administracja miała możliwość i powinna wykasować pojedynczy post z zaznaczeniem, że został skasowany za naruszenie regulaminu.



PS II. Sprawa nagłośniona przez mój blog pojawiła się na łamach kilku portali internetowych, m.in.: Dziennik Internautów, Centrum Informacji Anarchistycznej, Wolne Media, boldy.pl, a także na dziesiątkach forów.

2 grudnia 2007 w godzinach wieczornych na stronie rzeszowskiego oddziału Gazety Wyborczej ukazał się artykuł: Sanok nie ma z filmem nic wspólnego.

Szkoda, że na sprostowanie Gazeta Wyborcza zdecydowała się tylko w lokalnym dodatku. Wiadomość o filmie porno rozpowszechniona była bowiem na stronie głównej gazeta.pl, a także w ogólnopolskiej gazecie Metro.


PS III: Administratorzy forum twierdzili, że skasowali mój post razem z pierwszym postem na wątku, gdyż ze względów technicznych nie da się skasować samego pierwszego posta w wątku. Właśnie znalazłam przykład , że to nieprawda.

Porno tylko na numer dowodu osobistego, czyli dyktatura urzędów

Niemcy państwem policyjnym? Niemcy państwem totalitarnym? To wciąż jeszcze przesada, ale… ten kraj dryfuje w niebezpieczne rejony. Biurokracja to pradawna tradycja Niemiec. Urzędy są wszędzie, wiedzą wszystko i wszystko kontrolują. Najgorsze jednak jest to, że obywatele sami oddają się pod ich opiekę ufnie jak dzieci i ślepo się im podporządkowują.

Istnieje w Niemczech Inspekcja Do Spraw Mediów Zagrażających Młodzieży. Urząd funkcjonuje bez przerwy od 1926 roku, niegdyś pod nazwą Inspekcji do Spraw Pism Miernych i Plugawych, a następnie – od 1954 aż do 2003 roku – jako Inspekcja do Spraw Pism Zagrażających Młodzieży. Zajmowała się zawsze tym samym – ograniczaniem wolności słowa i publikacji ze względu na szkodliwy wpływ na młodzież.

Historycznym osiągnięciem Inspekcji było – w 1954 roku – wpisanie na indeks ksiąg zakazanych komiksu "Tarzan". Uzasadnienie: komiks "działa brutalizująco i wzburzająco na nerwy", "przedstawia nieprawdziwy świat kłamstwa" oraz "jest wynikiem zwyrodniałej* fantazji". Obecnie Inspekcja ma możliwość prawnie zakazywać udostępniania młodzieży treści uznanych za niebezpieczne. Jej zadaniem jest również sporządzanie Indeksu – spisu mediów zagrażających młodzieży.

Warto wiedzieć, że w Polsce rzecz jest załatwiana zupełnie inaczej. Wydawców obowiązują prawne nakazy i obostrzenia, takie jak: kolorowe znaczki w programach telewizyjnych, zakaz emisji pewnych treści przed godziną 22.00, nakaz znakowania gier komputerowych nie nadających się dla młodzieży itp. Są to jednak wymagania, które zobowiązują samych wydawców. Nie istnieje w Polsce instytucja ścigająca z urzędu tych, którzy łamią nakaz. Rada Etyki Mediów wdraża postępowanie tylko w razie konkretnej skargi.

To nie koniec kuriozów. Zgodnie z prawem o ochronie młodzieży (znowelizowanym w roku 2003 razem z prawem o działalności rzeczonej Inspekcji), w Niemczech dostęp do stron z pornografią jest (powinien być) obwarowany drakońskimi wymaganiami. Aby zweryfikować wiek internauty, nie wystarczy kliknięcie w przycisk "Mam powyżej 18 lat". Prawo stanowi, że w Niemczech można zalogować się na stronę porno dopiero po podaniu numeru dowodu osobistego lub paszportu, a także kodu pocztowego – dla weryfikacji adresu. Jednak niedawno Sąd Najwyższy uznał nawet i te zabezpieczenia za niewystarczające! Chyba nie muszę mówić, co oznacza rejestracja z imienia, nazwiska i adresu wszystkich obywateli korzystających z pornografii online…

Co ciekawe, istnieją przedsiębiorstwa – właściciele serwisów dla dorosłych – które zamiast obchodzić te przepisy, przeciwnie, prześcigają się w przestrzeganiu ich. Portal ueber18.de żąda oprócz tego adresu, numeru karty kredytowej, dokonania niewielkiej transakcji tą kartą, po czym przesyła zwykłą pocztą kod dostępu. Absurd sięga takich wyżyn, że konkurencyjne portale pornograficzne pozywają się nawzajem do sądu o nieprzestrzeganie coraz bardziej restrykcyjnych przepisów w tym względzie. Najbardziej niezwykłe jest dla mnie, że te firmy jeszcze nie zbankrutowały z braku klientów…

Tymczasem dzięki niemieckiemu systemowi prawnemu wykwitają coraz piękniejsze idiotyzmy. Dostawca internetowy Arcor otrzymał groźbę pozwu sądowego od firmy Kirchberg Logistik (specjalność: dystrybucja filmów porno) o niedostosowanie się do przepisów o ochronie młodzieży. 17 października Arcor zablokował dostęp do kilku milionów domen internetowych. Dlaczego? Ano dlatego, że wśród nich znajdowały się zagraniczne strony dla dorosłych, które – rzecz jasna – nie spełniały kuriozalnych wymagań niemieckiego prawa! Drobiazg, że zamknięto przy okazji dostęp do ponad trzech milionów zupełnie niewinnych stron… Dopiero w obliczu skarg klientów firma Arcor zrezygnowała z blokady. 24 października dostawca znów włączył blokadę, tym razem jednak stosując salomonowe rozwiązanie: "złe" strony wykreślił ze swoich serwerów DNS**, użytkownik natomiast może w swoich ustawieniach zmienić adres DNS na jakiś inny, nie należący do Arcor.

Kirchberg Logistik zdążył w tej sprawie pozwać do sądu jeszcze dwie inne firmy, a z kolei sieć sklepów Video Buster Entertainment Group (dystrybutor filmów, również erotycznych) pozwała aż 16 niemieckich dostawców internetowych. Symptomatyczne, że wszystko to dzieje się pomimo, iż zgodnie z niemieckim prawem o telekomunikacji dostawcy nie są odpowiedzialni za treści przekazywane z zewnątrz, czyli np. z zagranicznych serwerów.

Zdumiewa mnie jedno. Z tego wszystkiego wynika, że państwo niemieckie wychowuje dzieci za rodziców. To ono decyduje, jakie treści są szkodliwe wychowawczo, a jakie nie. Dlaczego akurat pornografia jest tak straszliwie szkodliwa zdaniem państwa, które szczyci się liberalizmem, w którego stolicy odbywają się Parady Miłości, zresztą transmitowane na żywo przez państwową telewizję? Tak w ogóle, to jakiego rodzaju treści są zdaniem państwa niemieckiego pornografią? Mogłabym np. być liberalną matką i pozwalać nastoletnim dzieciom na oglądanie niektórych stron erotycznych. Niestety – państwo jest bardziej surowe! Nawet jeśli ja na to dzieciom pozwolę, to państwo niemieckie tego zabroni.

Polacy, choć nierównie bardziej konserwatywni od Niemców, nie pozwoliliby sobie na takie ograniczenie wolności. To jest ciekawy wniosek, obalający medialne stereotypy o liberalizmie i konserwatyzmie obu narodów.


* zwyrodniały, entartet – słowo ulubione przez nazistów dla określania rzeczy niezgodnych z doktryną nazistowską (por. entartete Kunst). Obecnie z tego powodu jest słowem tabu. Interesujące, że jeszcze w 1954 roku było w oficjalnym użyciu.

** DNS, domain name system – system serwerów zapewniających rozpoznawanie nazw stron internetowych

Spokój szwabskiego grabarza

Tytuł przewrotny, ale jednocześnie związany z wpisem. Mowa będzie o kulturze jazdy samochodem w Niemczech. Przyjeżdżając do Augsburgu, zaskoczony zostałem spokojną jazdą po mieście. Brakiem ciągłego zajmowania lewego pasa, brakiem szarżujących wariatów po mieście z prędkością 80-90 km/h (pojedyncze przypadki były, ale to na palcach jednej ręki liczę), brakiem agresji u kierowców, brakiem niepotrzebnego pośpiechu. W Krakowie to dopiero po jakimś czasie i nie do końca przyzwyczaiłem się do tego polskiego rytmu jazdy – szybko, w pośpiechu i agresywnie, myślenie 10 przecznic wprzód, aby zająć lewy pas do późniejszego skrętu w lewo itp. Tutaj tego nie ma, owszem jak jedzie jakiś wolniejszy kierowca czasem ktoś zatrąbi lub wyłamie się z peletonu i wyprzedzi takiego, ale na tym koniec. Anuszka jadąc do pracy stwierdziła, że nie boi się prowadzić, jak to miała w Polsce po miastach. Moim zdaniem w Niemczech jak ktoś potrzebuje wyszaleć się i szybko jeździć, to wjeżdża na autostradę i hula sobie ile chce. A w Polsce nie ma takiej możliwości. Nawet jak jest autostrada, to remontowana wiecznie lub tak zakorkowana przez TIR-y, że nawet drugim pasem one jadą. I jeszcze coś, jak za bardzo szalejesz po mieście w Niemczech, to policja szybko ciebie złapie. Czas oczekiwania na policję w razie głupiej stłuczki to 10-15 minut, w Polsce (na przykładzie mojego szwagra) 2 godziny.

Traktowanie przez kierowców innych uczestników ruchu drogowego to inna bajka. Anuszka jak jeździła rowerem na uczelnię, to nie bała się, że samochód ją potrąci, czego nie można było powiedzieć w Krakowie. Przepuszczanie pieszych, ustępowanie skręcającym w lewo to tylko małe przykłady dobrego wychowania drogowego. Są co prawda i ciemne strony, ale nie o nich tu mowa.

Umysłowy bieg „zjawiska biologicznego” na przełaj.

Wywiad z Jarosławem "Samo Dobro" Kaczyńskim jest dla osób z natury stoickich. Dla bardziej uczuciowych może się to skończyć salwą śmiechu, palpitacją serca albo dumą rozpierającą płuca. Pozwolę sobie ostre skomentowanie wielu tam zawartych niezbyt głebokich przemyśleń prezesa PiS-u.

Podczas wieczoru wyborczego mówił Pan Premier o koalicji sił, które zjednoczyły się w walce z IV RP. Zaczął Pan wówczas wyliczanie jej składu od "Faktów i Mitów", z którymi jest związany zabójca księdza Jerzego, zakończył "Dziennikiem" i PO. Wiele osób uznało tę wypowiedź za zbyt drastyczną.

Dziś też mogę ją powtórzyć, bo jest prawdziwa. Tak jest w rzeczywistości. Przecież na krańcu lewej strony tego frontu są właśnie "Fakty i Mity" – w mojej opinii coś gorszego od "Nie". Dalej inne media – niestety aż po "Dziennik". Siły polityczne obozu tamtego systemu – można go określić jako przedrywinowski(…).

– Oczywiście, tylko wielki strateg polityczny, geniusz Karpat mógł wymyśleć wirtualną koalicję medialną od skrajnej lewicy do centrum czy prawicy. Śmieszy mnie wsadzenie do tego "Dziennika", który bałwochwalczo wspierał rząd Kaczyńskiego, ale pewnie za mało. A "GW" za ujawnienie kulis działań Rywina została zaliczona do systemu przedrywinowskiego. I jeszcze oczywiście PO winne wszystkiemu co rząd nie zrobił i zrobił. Czekam na odpowiedzialność PO za krach na giełdzie nowojorskiej w tym roku. Rozumiem, że prezes PiS-u nie może otrząsnąć się z przegranej, ale to już idzie za daleko. Co jak co, ale to SLD będąc przy władzy zdecydowało się na powołanie komisji śledczej, gdzie szaleli i brylowali Rokita i Ziobro. A partia byłego premiera, rękoma i nogami, broniła się przed powstaniem podobnej komisji w sprawie CBA.

Charakterystyczną cechą systemu politycznego, który panował w RP w latach dziewięćdziesiątych, była permanentna niezdolność do realizowania większych ogólnopaństwowych, przyszłościowych celów. Nie udawało się uruchomić budowy dróg, zorganizować budownictwa mieszkaniowego itp. To niestety powróci.

– Te kilkaset metrów autostrady rozpoczęte i ukończone w ciągu ostatnich dwóch lat to przykład nowej polityki drogowej?? To ja wolę tę z czasów rządów SLD, kiedy po kilkadziesiąt czy kilkaset potrafiono ukończyć. Przez dwa lata PiS się mocował z polityką mieszkaniową i wymyślił pod koniec kadencji Sejmu rozwiązanie, które nie zostało uchwalone. Zaiste, mordercza praca. Tym leniom dziękujemy, was czas się zakończył na szczęście.

Wielokrotnie wspominał Pan, że podczas kampanii wyborczej – w zasadzie nawet dużo wcześniej – większość najbardziej wpływowych mediów w Polsce zdecydowanie opowiedziała się po stronie PO. Nie obawia się Pan Premier, że PiS jako partia opozycyjna będzie miał jeszcze większe problemy z dotarciem do wyborców przez media?

Niebawem premierem zostanie jedyny znany mi wpływowy polski polityk, który po 1989 roku potrafił deklarować się przeciw demokracji. Na początku lat dziewięćdziesiątych mówił, że demokracja może być ograniczona dla transformacji. Wiem, że historia sprzed kilkunastu lat to dla większości młodych ludzi czasy bardzo odległe, jednak w mojej ocenie takich wypowiedzi zapominać nie wolno. Tym bardziej że w Polsce tendencje osłabiające demokrację występują. Najbardziej jaskrawym przykładem są dążenia dominującego nurtu medialnego do eliminacji tych, które prezentują nieakceptowane przez nich treści. To zjawisko – bardzo niebezpieczne – dotyczy właśnie "Gazety Polskiej", ale także Radia Maryja. Zaraz po wyborach Platforma zapowiedziała opanowanie telewizji publicznej – oczywiście pod hasłem jej odpolitycznienia. Nie mam złudzeń, jaką postać przybierze ta apolityczność – PiS będzie atakowane permanentnie, PO co jakiś czas, dla uwiarygodnienia, podszczypywane.

– Niedawno premierem był człowiek, który pistoletem straszył innych i nic się w Polsce złego na razie nie stało. Co do mediów, to wyliczmy te, które były przeciw rządowi i te piszące za.

Antyrządowe: "Gazeta Wyborcza", "Polityka", "Przekrój", "Neewsweek", "Przegląd", "Trybuna" i telewizje TVN i Polsat.

Prorządowe: "Wprost", "Dziennik", "Nasz Dziennik", "Tygodnik Solidarność", "Gazeta Polska", "Fakt", "Rzeczpospolita" i telewizje TVP1, TVP2, TV Trwam.

Zaiste, porównanie wypada oczywiście na niekorzyść rządu. To tylko "GW" jest dziennikiem, a nie "F", "Rz", "Dz" czy "ND"; to prywatne stacje robiły przerwy w swoim programie, aby nadawać relacje z wystąpień gabinetu cieni PO czy też z konwencji PO i LiD-u. To antyrządowe gazety miały przecieki z IPN-u. A biedny rząd nie miał wsparcia znikąd i nie mógł sie pochwalić swoimi sukcesami, bo prezes Urbański mianowany przez opozycję skutecznie utrudniał dostęp. To media publiczne pernamentnie atakowały PiS, a PO było szczypane, tego nie zapominamy panie prezesie. Bowiem odpolitycznienie telewizji to zły krok, lepiej aby politykierzy mieli władzę i możliwość wpływu na to co moga obywatele oglądać. Nadzór polityczny w postaci znajomych ministrów, o tak, to najlepsze lekarstwo na publiczną misję mediów.

Kto w unijnej polityce zadowala się chwilowymi sukcesami, temu przez palce przelecą sprawy najważniejsze.

– No proszę, idealna kwestia na ocenę dotychczasowej polityki byłych dwóch rządów PiS-u Marcinkiewicza i Kaczyńskiego. Nie spodziewałem się takiej samokrytyki.

A Radosław Sikorski jest w stanie sprostać temu zadaniu?

Powoływanie na stanowisko szefa MSZ osoby, która ma poważne antyamerykańskie kompleksy, uważam za decyzję nieodpowiedzialną. Nie mam wątpliwości, że sojusz z USA jest dla naszego kraju zupełnie kluczowy. Osłabianie go to działanie na szkodę RP. Sprawa tarczy antyrakietowej jest w mojej ocenie podstawowa.

– Hehe, kiedy Sikorski ganiał po Afganistanie razem z mudżahedinami wspieranymi logistycznie i wojskowo przez Amerykanów, to też miał kompleksy antyamerykańskie?? Jak ktoś nie ma podejścia lenniczego wobec Ameryki tak jak były premier, to od razu nie musi być jakieś kompleksy. To Kaczyński prowadzi politykę na kolanach wobec USA. Jeśli były minister obrony narodowej w rządzie Jarosława K. jest antyamerykański, to George Bush jest Murzynem i muzułmaninem. A jakie kompleksy ma pan Sikorski, to pan K. nie wymienił ani jednego, ale za to obsmarował przeciwnika swoimi wynaturzeniami. Zaiste, świetna metoda.

Podporządkowanie CBA parlamentowi to pierwszy krok ku temu. Pod zwierzchnictwem partii politycznych Centralne Biuro zacznie być dopiero obiektem przeróżnych wpływów i rozgrywek. Kolejna złowieszczo brzmiąca zapowiedź nowej władzy dotyczy wyłączenia spod władzy ministra sprawiedliwości prokuratury. Realizacja tego arcyszkodliwego dla Polski planu spowoduje powstanie kolejnej korporacji, która będzie przede wszystkim zajmować się sama sobą i swoimi interesami, a nie bezkompromisowo walczyć z patologiami.

– Co jak co, ale PiS nie chce mieć kontroli parlamentarnej nad CBA jako opozycja, aby skutecznie pilnować i sprawdzać, czy ta „policja” nie jest wykorzystywana do walki z nimi?? Czyżby chcieli, aby PO używała ich brudnych metod, po to aby w następnych wyborach pokazywać, że ci wstrętni liberałowie nie są lepsi od prawicowców?? Zrozumieć tego człowieka to wyczyn godny prac herkulesowych. I jeszcze ten antypolski plan, o którym wspomina pan Kaczyński. Tylko, że mocno się myli i kłamie celowo. W rozdziale stanowiska ministra sprawiedliwości i prokutarora generalnego nie chodzi o wyłączenie prokuratury ogólnie spod władzy ministra. Tak rozumuje tylko nieuk prawniczy. Jak kończy się ta podwójna funkcja ostatnio dobitnie widać było po sztubackich konferencjach Ziobry, na których udzielał się aktorsko. Minister sprawiedliwości dalej będzie miał nadzór nad prokuraturą, tylko że pośredni i głównie administracyjny. Tak jak ma nadzór na sądami czy samorządami prawniczymi. Z uwagi na zapędy polityczne co do ręcznego sterowania prokuratorami, lepiej aby te funkcje zostały rozdzielone. Ale pewnie, że lepiej mieć dla PiS-u wzorce komunistyczne, gdzie sądy, prokuratura i adwokatura były ściśle powiązane z państwem, bowiem wtedy hulaj dusza.

Reasumując, jeden biedny polityk dostał chyba pomieszania zmysłów po tym haniebnym policzku danym przez naród w wyborach. Tak bardzo się starał zohydzić wroga, a tu wyborcy nie zrozumieli „szczawnego planu”. Teraz próbuje bronić dziennikarzy jednej gazety pokazując się jako zwolennik wolnych mediów, chociaż niedawno zainteresowany był administracyjnym zamykaniem gazet mu niewygodnych. Jako masochista chce, aby obecni zwycięzcy wyborów dokopali jego partii i odsunęli ją od wszystkiego, aby potem jako męczennik słusznej sprawy wygrać kolejne. A jeśli Tusk nie dokona tego czego chce Kaczyński, to ten ostatni rozpłacze się??

Jego brat, na razie wciąż obrażony na głównego polityka zwycięskiej partii, próbuje pokazywać, kto tu niby naprawdę rządzi. Ale zapomina, że to naród wybiera i jeśli nie jest zadowolony z demokratycznych wyborów, to albo niech obrazi się na naród albo zejdzie z tego postumentu. Prezydent Polski ma reprezentować obywateli tego kraju, a nie siebie, swojego brata i jego partię.

P.S. Zachowanie pana Kaczyńskiego najlepiej określił pfg (znajomy anuszki), określając je jako plemienne.

Na koszt niemieckiego podatnika

 

Dzisiaj poszedłem zapisać się na kurs językowy. Znajomy mojej żony z uniwersytetu w Augsubrgu polecił jedną szkołę językową. Blisko centrum – na piechotę tylko 20 minut drogi. Wcześniej na ich stronie internetowej sprawdziłem jakie mają kursy. Znalazłem kurs integracyjny opłacany przez federalny urząd ds migracji. Jako obywatel UE, w dodatku zameldowany w Niemczech z powodu pracy Anuszki, nie muszę płacić za kurs. Jedyna opłata dotyczy podręczników (tak przynajmniej jest na stronie, w szkole nie pisnęli ani słowa). Czyli ja się uczę na koszt pracujących w Niemczech, również na koszt mojej żony. To jest pozytyw bycia w UE mojego ojczystego kraju. Po okazaniu potwierdzenia zameldowania, jeden z właścicieli szkoły skserował mój paszport oraz meldunek. Okazuje się, że muszą wysłać to do Monachium, gdzie pewnie jest komórka tego urzędu federalnego. Ale to nie przeszkadza w rozpoczęciu kursu natychmiast. Wystarczy tylko prosty test na sprawdzenie moich umiejętności językowych i odjazd. Oczywiście na rzeczach prostych się męczyłem, a na trudniejszych już mniej. Niemiec sprawdza i ma problem, za dużo umiem na stopień najniższy, za mało na wyższy. Rozwiązanie – poziom pośredni, dla wyrównania. Jutro idę na pierwsze zajęcia, rozmawiałem z prowadzącą. Okazuje się, że muszę przygotować się na następną lekcję i odrobić pracę domową. Jak dawno tego nie robiłem. 

„Dlaczego nie grzmią autorytety?” czyli jak dziennikarze „Rzeczpospolitej” zaklinają rzeczywistość

 

Znów kolejny fachowiec od dziennikarstwa w "Rz" na swoim blogu postanowił dokopać dyspozycyjnym kolegom z "GW", "Przekroju czy "Polityki". Niejaki Tomasz Terlikowski w notce na swoim blogu pt.: "Wolność słowa nie dla wszystkich" zarzucił organizacjom dziennikarskim oraz broniącym wolności słowa, iż nie stanęły w obronie swoich kolegów po fachu. Powodem ma być, według niego polityczne stanowisko "Gazety Polskiej" wobec nowej władzy i niechęć wobec PO. Smaczku ma dodawać chęć się wykazania sądu wobec zwycięzców wyborów parlamentarnych. Cudownie brzmi zdanie "Szczególnie wtedy, gdy zatrzymanie stosuje się wobec osób, o których wiadomo, że ich poglądy zdecydowanie odbiegają od poglądów władzy. W takiej sytuacji decyzja sądu zawsze może być interpretowana jako próba wykazania się lojalnością wobec rządzących".

Tylko, że wciąż premierem jest Jarosław Kaczyński, a prezydent Lech Kaczyński obraził się na naród za wyniki wyborów i stawia niekonstytucyjne warunki powołania nowego premiera. Wygrana parlamentarna nie oznacza automatycznie powstanie nowego rządu. Zapraszam do lektury Konstytucji panie Terlikowski, na dokształcanie zawsze jest czas.

Co do braku reakcji braci dziennikarskiej, to pan Terlikowski oględnie mówiąc, minął się z prawdą. Już 1 listopada można było zobaczyć na portalu Gazeta.pl artykuł oraz komentarz dotyczący pana Sakiewicza. Więc musieli dziennikarze "Gazety Wyborczej" napisać je 31 października, bo nie wierzę, aby 1 listopada ktoś ich zagnał do pracy. Jeśli tak ma wyglądać chwalony przez kolegę Terlikowskiego, pana Ziemkiewicza (więcej o tym w notce "Poplątanie z pomyleniem") , obiektywizm tej szacownej gazety, to niech nas Pan Bóg uchowa przed nim. Udawanie cnotki i dziewicy przez pannę lekkich obyczajów – tak widzę dziennikarstwo "Rz". Aha, "Gazeta Wyborcza" też ma wpadki i to czasami lepsze niż "Rz" i wciąż ma opinię gazety dyspozycyjnej wobec PO i LiD-u. Jednak jakoś nie stara się jej zmienić w przeciwieństwie do "Rzeczpospolitej".

Zaświaty bliskie czy dalekie?

Dzień Wszystkich Świętych jest obchodzony w katolickiej Bawarii, jednak dużo spokojniej niż w Polsce. Odwiedziliśmy dzisiaj cmentarz. Ludzi było sporo, lecz dużo mniej, niż na polskich cmentarzach. Sposób, w jaki ludzie dbają o groby mówi coś o nich samych. Powiedzieć, że Niemcy przyozdabiają groby pedantycznie – to nie wyjść poza stereotyp. To prawda, ale nie cała. Poza pedantyzmem, Niemcy obdarzeni są cechą chyba w ogóle nie docenianą przez resztę świata: głębokim umiłowaniem estetyki. Na Wszystkich Świętych groby przypominają tutaj buddyjskie ogródki kontemplacyjne. Wysypane idealnie zagrabioną ziemią lub żwirem, z roślinami o dobranej ze smakiem, stonowanej kolorystyce – są to małe dziełka sztuki. Gdyby ktoś, polskim zwyczajem, dołożył nieplanowaną świeczkę na grób znajomego – zepsułby całą przemyślaną kompozycję.

g g
g

Przykłady dekoracji grobów
– z oferty specjalnych firm ogrodniczych, które się tym zajmują.

Dlatego niemieckie groby wydają się stawiać barierę między żywymi i zmarłymi. Ich piękna, lecz spokojna forma może kierować nasze myśli w zaświaty, lecz daje wyraźnie do zrozumienia, że zmarli są tam – i potrzebują spokoju. Pewna Niemka powiedziała mi, że zwyczaj umieszczania na grobach zdjęć jest u nich rzadki i wielu ludziom kojarzy się wręcz makabrycznie. Wydaje mi się, że w tutejszej kulturze pojawianie się zmarłych w świecie żywych – choćby symboliczne – wywołuje szok. Podobne odczucia, choć inaczej wyrażone, żywią chyba mieszkańcy krajów anglosaskich, gdzie Halloween – z przerażającymi kostiumami zombich i szkieletów – obliczone jest na oswojenie lęku przed niepożądanymi wizytami z tamtego świata.

Inaczej jest w Polsce i w ogóle w kulturze słowiańskiej. Obecność zmarłych wśród żywych nie jest rzeczą straszną, lecz przeciwnie – często pożądaną. Wesoły, wręcz żywiołowy wystrój polskich grobów na Wszystkich Świętych zdaje się sprowadzać zmarłych z powrotem na ziemię i stawiać ich pośród żyjących bliskich. Spacer po cmentarzu i dokładanie własnych świeczek na groby rozmaitych znajomych i nieznajomych jakoś integruje oba światy. W krajach prawosławnych zachowały się słowiańskie zwyczaje chodzenia na cmentarz z poczęstunkiem dla zmarłych i biesiadowania na grobach. A przecież i w Polsce chyba można dostrzec tego ślady. Niespodziewany gość, któremu zostawia się puste nakrycie na Wigilię, bywa kojarzony niekoniecznie z osobą ze świata żywych.

Nie przesądzam, jaki stosunek do śmierci jest lepszy. Zachodnie oddzielanie zaświatów od świata doczesnego ma tę zaletę, że skłania myśli człowieka do działania, troski raczej o teraźniejszość i przyszłość, niż nurzania się we wspomnieniach. Z kolei jednak wschodnie zbratanie ze światem zmarłych pozwala na mniej bolesne pogodzenie się ze starością, przemijaniem i śmiercią. A jest to coś, czego brak coraz bardziej doskwiera kulturze Zachodu.