Czy KAI manipuluje informacjami ws. Hryniewicza?

Teolog Wacław Hryniewicz popadł w konflikt z watykańską Kongregacją Nauki Wiary. W mojej poprzedniej notce opisałam historię opublikowania, odpublikowania i ponownego opublikowania tego newsa przez Tygodnik Powszechny.

Podsumowanie dotychczasowego przebiegu wydarzeń:

1. Tygodnik Powszechny wystawił na swojej stronie artykuł o konflikcie na podstawie artykułu katolickiej agencji prasowej CNS.

2. Po kilkunastu godzinach Tygodnik Powszechny wycofał ten artykuł bez zaznaczenia ingerencji.

3. Po 2.5 doby i moich nachalnych monitach, Tygodnik wystawił na stronie główne tezy tego artykułu z adnotacją, że jest nierzetelny.

4. Jednocześnie Tygodnik obiecał więcej informacji w środowym numerze.

5. Na stronie www Tygodnik oprócz tego podał zajawki:

a) Oświadczenie biskupa Życińskiego, że żadnego sporu nie było, a wątpliwości zostały dawno wyjaśnione.

b) Artykuł o tym, że Kongregacja przedstawiła pretensje władzom zakonnym Hryniewicza, a władze zakonne przedstawiły pretensje Hryniewiczowi. Następnie w odwrotnej kolejności zostały przesłane wyjaśnienia wobec owych pretensji. Tygodnik Powszechny sugeruje, że w sytuacji, gdy władze zakonne są pośrednikiem sporu, to sporu tak jakby w ogóle nie ma.

6. Tymczasem CNS wysłała do polskich agencji prasowych oświadczenie sprzeciwiające się ocenie abp. Życińskiego. Autorem tej noty jest brytyjski dziennikarz Jonathan Luxmoore.

7. PAP opublikowała na jego podstawie depeszę, wg której CNS twierdzi, że artykuł CNS powstał z inicjatywy Hryniewicza i że Hryniewicz go autoryzował.

8. KAI (Katolicka Agencja Informacyjna) opublikowała podobną depeszę, która jednakowoż pomija te dwie informacje.

9. Na stronie Tygodnika Powszechnego pojawiła się wiadomość, że obiecywany środowy numer wyjątkowo, "z przyczyn technicznych", wyjdzie dzień później – we czwartek.

Bardzo interesujący dalszy ciąg wydarzył się dzisiaj. Odwiedziłam dziś w nocy portal wiara.pl, który referuje publikacje Tygodnika Powszechnego. Zostawiłam tam swój komentarz. Dziś rano otrzymałam od nieznanej mi osoby o nicku Sara Kowalska email następującej treści:


Data: 25 września 2008 10:09
Temat: Sprawa Hryniewicza – KAI i wiara.pl odmowili opublikowac
Do: anuszka_ha3.agh.edu.pl@gazeta.pl
Katolicka Agencja Informacyjna
Skwer Kard. S. Wyszynskiego 9
01-015 Warszawa
23 wrzesnia 2008

Szanowni Panstwo,

W czasie rozmowy telefonicznej dzisiaj z biurem KAI potwierdziliscie Panstwo otrzymanie mojego oswiadczenia z dnia 22 wrzesnia i obiecali, ze zostanie ono opublikowane przez agencje. Mialem nadzieje, ze wyslalem oswiadczenie nie jako material do nastepnej wiadomosci informacyjnej KAI, ale w zwiazku z moim prawem do odpowiedzi zgodnie z Polskim Prawem Prasowym na krzydzace i niewlasciwe oskarzenia wystosowane pod moim adresem w dniu 19 wrzesnia przez arcybiskupa Zycinskiego.

To co zamiast tego ujrzalem dzisiaj, to kilka linijek wyselekcjonowanych i wyjetych z mojego oswiadczenia przez KAI, wraz z dolaczonym nowym oswiadczeniem arcybiskupa Zycinskiego, w ktorym powtarza on swoje oskarzenia. Jestem rozczarowany, ze nie postapil Panstwo wlasciwie i sprawiedliwie w tej sprawie i w zwiazku z tym bede szukal porady w Radzie Etyki Mediow jak ta sprawe dalej poprowadzic.

Chcialbym jeszcze raz stwierdzic, ze arcybiskup Zycinski jest calkowicie w bledzie we wszystkich punktach, ktore przytacza.

1. Podkreslam po raz kolejny, ze nie „szukam taniej sensacji". Nie wiedzialem o sprawie, dopoki sam ks. Prof. Hryniewicz nie poprosil mnie o opublikowanie artykulu na ten temat, byla to jego wlasna inicjatywa. Byc moze sprawa jest zakonczona dla arcybiskupa Zycinskiego, ale z pewnoscia nie jest zakonczona dla ks. Prof. Hryniewicza, ktory, tak jak to mi przekazal w czasie naszej rozmowy, byl tym bardzo zrozpaczony i zmartwiony. W dniu 20 wrzesnia powiedzial mi, ze „prawdopodobnie Kongregacja ds Doktryny Wiary czekala na rezultaty mojej operacji. Najlepszym wyjsciem dla nich byloby oczywiscie gdybym umarl. Ale ja przezylem!"

2. Artykul w jezyku polskim ks. Prof. Hryniewicza, ktory cytowalem w moim tekscie w CNS (nie cytowalem angielska wersje) znajduje sie nadal na stronie internetowej Open Theology, gdzie kazdy moze go przeczytac (www.opentheology.org). Niektore stwierdzenia w tym artykule sa bardzo krytyczne w stosunku do Watykanu i ks. Prof. Hryniewicz ich nie wycofal. Jezeli sam sie na to zdecyduje, to oczywiscie bedzie to zrobil.

3. Cala sprawa nie zakonczyla sie w lutym. Ks. Prof. Hryniewicz napisal swoja odpowiedz do Kongregacji pod koniec marca i nadal czeka na odpowiedz.

Osobiscie mysle, ze przyszedl czas aby w Polsce ludzie (wlacznie z dziennikarzami) byli traktowani zwlaszcza przez katolickiego arcybiskupa z godnoscia, szacunkiem i sprawiedliwie.

Jonathan Luxmoore,
Oxford, 23 wrzesnia 2008

________________________

Katolicka Agencja Informacyjna
Skwer Kard. S. Wyszynskiego 9
01-015 Warszawa

Szanowni Panstwo,
W dniu 19 wrzesnia, KAI opublikowala tekst pod tytulem "Abp Zycinski skrytykowal doniesienia agencji CNS nt. Ks.prof.Hryniewicza", odwolujacy sie do artykulu mojego autorstwa, ktory pojawil sie w agencji amerykanskiej Catholic News Service w dniu 17 wrzesnia. Chcialbym skorzystac z mojego prawa odpowiedzi zgodnie z ustawa dotyczaca mediow w Polsce poniewaz zawarte w artykule informacje sa nieprawdziwe i krzywdzace.

Z powazaniem,
Jonathan Luxmoore

W dniu 19 wrzesnia, KAI opublikowalo tekst pod tytulem "Abp Zycinski skrytykowal doniesienia agencji Catholic News Service (CNS) nt. Ks. prof. Hryniewicza", odwolujacy sie do artykulu mojego autorstwa, ktory pojawil sie w agencji w dniu 17 wrzesnia. W swoim wywiadzie Arcybiskup oskarza mnie o "szukanie taniej sensacji" i wyrzadzanie krzywdy ks. Prof. Hryniewiczowi, ktory jest obecnie ciezko chory. Arcybiskup twierdzi takze, ze artykul znieksztalcil poglady ks. Prof. Hryniewicza na temat Watykanskiej Kongregacji Nauki Wiary i ze odnosi sie do czegos co zdarzylo sie dawno temu. Byc moze w Polsce istnieja odmienne standardy, ale w zachodnich mediach oskarzenie dziennikarza o nieuczciwosc i brak kompetencji zawodowych uwazane jest za sprawe bardzo powazna. W zwiazku z tym chcialbym przedstawic nastepujace wyjasnienia:

1. Wszystkie informacje zawarte w moim artykule, wlacznie z tekstem listow, zostaly mi osobiscie przekazane przez ks. Prof. Hryniewicza w czasie rozmowy telefonicznej z dnia 10 wrzesnia. Ksiadz Profesor zaproponowal mi, z wlasnej inicjatywy, przedstawienie kontrowersji wokol jego tekstu opublikowanego w "Open Theology". Przed ta rozmowa, nic na ten temat nie slyszalem.

2. W czasie nagranej rozmowy w dniu 10 wrzesnia, ks. Prof. Hryniewicz powiedzial inter alia ze odmowil wycofanie krytyki zawartej w artykule i nie wcofa swojego artykulu w jezyku polskim ze strony Open Theology. „Powiedziano mi, ze jezeli nie odwolam i nie wycofam moich niewlasciwych, niesprawiedliwych i lekcewazacych slow o Kongregacji, zostana na mnie nalozone sankcje dyscyplinarne. Nie wiem co to oznacza – moze po prostu zakaz publikacji, lub ekskomunika….. Ci ludzie w Rzymie mysla, ze moga kogos wykluczyc z Kosciola, a ty pojdziesz do piekla za brak posluszenstwa jezeli umrzesz bez pogodzenia sie z Kosciolem. Nie wierze w to i nigdy nie uwierze. Nawet lituje sie nad ich arogancja i bezczelnoscia w deklarowaniu decyzji, ze ktos jest wylaczony i bez wartosci poniewaz Rzymska Kongregacja wie lepiej niz sam Bog co jest dobre a co zle…. To nastepna smutna historia w jaki sposob Rzym decyduje o potepieniu teologow, niszczy ludzi i redukuje ich do milczenia".

3. Poniewaz kazdy konflikt miedzy Watykanem i teologiem jest potencjalnie wazny, i poniewaz ks. Prof. Hryniewicz byl bardzo zrozpaczony sposobem w jaki zostal potraktowany, postanowilem napisac na ten temat artykul. Na jego prosbe zgodzilem sie wykorzystac na razie sformulowanie „zrodlo w Polskim Kosciele" dla niektorych faktow przekazanych mi przez ksiedza profesora. Skontaktowalem sie takze z kilkoma osobami w Polsce aby potwierdzic informacje. Wszystkie cytaty z uzyskanych wypowiedzi sa poprawne.

4. Wyslalem tekst mojego artykulu do ks. Prof. Hryniewicza zanim zostal opublikowany, aby sprawdzil jego dokladnosc, a takze po to aby upewnic sie czy w dalszym ciagu, pomimo jego choroby, jest zainteresowany jego publikacja. Ksiadz Profesor pogratulowal mi artykulu i nie zaproponowal zadnych zmian.

5. Rozumiem, ze tlumaczenie na jezyk angielski artykulu ks. Prof. Hryniewicza z Open Theology zostalo wycofane z powodow merytorycznych. Jednakze oryginal polskiej wersji tekstu z wrzesnia 2007, wraz ze streszczeniem w jezyku angielskim, pozostaje nadal na stronie internetowej Open Theology i nie zostal wycofany (www.opentheology.org). Korespondencja i wymiana opinii na tematy poruszone w artykule nadal trwa.

6. Po publikacji artykulu w CNS i po uwagach Arcybiskupa Zycinskiego w KAI, ks. Prof. Hryniewicz przyslal do mnie e-mail w dniu 19 wrzesnia, w ktorym powiedzial, ze nadal potwierdza to co powiedzial i ze cieszy sie, ze przekazal mi informacje. Odnosnie oskarzen przedstawionych przez Arcybiskupa Zycinskiego, ktorego wczesniej okreslil jako "glownego cenzora", powiedzial: „Jezyk Zycinskiego jest czesto bardzo obelzywy, obrazliwy i krzywdzacy, nie oddajacy rzeczywistosci. Jesli chodzi o mnie wszystko jest obecnie w porzadku, Bog dal mi mozliwosc aby mowic o sprawach jasno…. Mozesz napisac do arcybiskupa Zycinskiego i wyjasnic mu, ze nie „poszukujesz taniej sensacji". Twoim zadaniem i obowiazkiem jest poszukiwanie prawdy. Dziennikarze sa czesto w ten sposob oskarzani. To jest tani rodzaj stereotypu".

7. Napisalem do arcybiskupa Zycinskiego w dniu 19 wrzesnia, przestawiajac powyzsze informacje i proszac go o wycofanie zarzutow skierowanych przeciwko mnie. Otrzymalem odpowiedz, ze pogwalcilem etyke dziennikarska i ze ks. Prof. Hryniewicz obecnie „zmienil radykalnie swoje reakcje i uwagi „ co zostalo spowodowane leczeniem przy uzyciu chemioterapii". Ks. Prof. Hryniewicz powiedzial mi pozniej tego samego dnia, ze nie byl leczony chemioterapia.
Jako dziennikarz, opisalem fakty i opinie tak jak zostaly mi one przedstawione i nie stawalem po niczyjej stronie. Osobiscie, mysle, ze nie swiadczy to dobrze o Kosciele, kiedy katolicki arcybiskup uzywa takich razacych metod w celu stlumienia wolnej krytyki i badan.

Jonathan Luxmoore
Oxford, 22 wrzesnia 2008

 

 


(16:47)

 

Pani Sara Kowalska zezwoliła mi na opublikowanie dalszych informacji, które mi przesłała:

Jestem kolezanka pana red. Luxmoore’a i otrzymalam kopie. Cala informacja zostala zagrana lub dokumentowana.

Chcialabym tez podkreslic, ze oby dwa teksty Luxmoore’a zostaly tez kopiowane i wyslane do redakcji Tygodnika Powszechnego na poczatku tego tygodnia. TP tez je ignorowal.

(…) Pan Luxmoore przekazal mi ta informacje przypadkiem jako kolezance i wysylam do Pani na moja odpowiedzialnosc. Teksty Luxmoore’a byly wyslane do redakcji Tygodnika Powszechnego i do Ks. Bonieckiego w dniach 22 i 23 wrzesnia, ale niestety, wyglada na to ze jest to pewna konspiracja cichu ze stronu katolickiej medii na korzysc abp. Zycinskiego. Prosze zauwazyc tez, ze artykul CNS nie powiedzial, ze Kongregacja pisala bezposrednio do ks. Prof. Hryniewicza ani odwrotnie. Wiec to co pisal TP jest nieprawda: "Sprawę zbadał autor ‚Tygodnika Powszechnego’ Józef Majewski. Okazało się, że wbrew doniesieniom mediów, które powtórzyły wiadomość CNS, Kongregacja nie wysłała żadnego listu do ks. Hryniewicza, a on sam nie złożył żadnych wyjaśnień na jej ręce. ‚4 grudnia 2007 r. sekretarz Kongregacji abp Angelo Amato napisał do generała Zgromadzenia Oblatów, ks. Wilhelma Stecklinga. Ten z kolei zreferował uwagi KNW ks. Hryniewiczowi w liście z 31 stycznia 2008. Teolog ustosunkował się do nich 26 marca w zwrotnej korespondencji do generała (‚Tygodnikowi’ udało się dotrzeć do tych listów)".

Citaty TP z listu ks. Prof. Hryniewicz sa tez nierowne.

Warto w tym momencie dowiedzieć się, kim jest Jonathan Luxmoore:

"Jest uznawany za jednego z czołowych specjalistów od Kościoła katolickiego i Europy Środkowej w brytyjskich mediach. Ukończył historię współczesną na Uniwersytecie w Oksfordzie oraz stosunki międzynarodowe w London School of Economics and Political Science. Jest dziennikarzem agencji Catholic News Service oraz tygodnika "The Tablet", przez wiele lat (od 1988) był ich korespondentem w Warszawie.(…)

Jonathan Luxmoore był pięciokrotnie wyróżniany nagrodą Catholic Press Association Zrealizował nagradzany w USA film dokumentalny "A Time to Build", wyprodukowany dla amerykańskich sieci ABC i PBS. Jest członkiem Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych w Londynie oraz jednym z założycieli Transparency International Polska. Brał także udział w programie badań nad zjawiskiem prozelityzmu na Uniwersytecie Emory.

Obecnie mieszka pod Oksfordem. Jego żona, Jolanta, z pochodzenia Polka, jest nauczycielem akademickim."

Chapeau bas przed polskimi paraolimpijczykami

 

Zakończyły się olimpiada i paraolimpiada w Pekinie. Oglądałem walkę polskich olimpijczyków i paraolimpijczyków. Jestem generalnie rozczarowany postawą tych pierwszych (poza nielicznymi wyjątkami) i ucieszony  tych drugich. Już samo porównanie zdobytych medali pokazuje mizerię "pełnosprawnych" sportowców. Specjalnie napisałem w cudzysłowiu, gdyż uważam, że naszym sportowcom generalnie brakuje ducha walki, zawziętości, walki do końca. Tylko niektórzy psychicznie wytrzymali i walczyli do końca. Ci słabsi się tłumaczyli i to jak. Żenada. Paraolimpijczycy mimo, iż nie do końca sprawni wedle stereotypów, okazali się lepsi od tych pełnosprawnych olimpijczyków.I co najważniejsze, nie skarżyli się na wszystko w razie przegranej.

 

  ilość zdobytych medali
ilość konkurencji  liczba zawodników
koszt przygotowań
 olimpijczycy 10 (3-6-1)
302
263
 274 mln złotych2
 paraolimpijczycy  30 (5-12-13)
4721
 91  brak informacji

 

1 – ta liczba nie odpowiada faktycznej ilości konkurencji paraolimpijskich, gdyż medale są rozdawane w 4 klasach niepełnosprawności w ramach jednej konkurencji sportowej (źródło).

2 – artykuł w Polska Times, Gazeta Wyborcza

 

Dodatkowo czytając o problemach, jakie spotykały osoby niepełnosprawne przygotowujące się do paraolimpiady i o bizantyjskich kwotach wydanych na nasze nadzieje medalowe w stylu pływaków czy siatkarzy, to się gotowałem wewnątrz. W Polsce pokutuje jeszcze myślenie, iż paraolimpiada to tylko kwiatek do olimpiady, nic nie warta. A tu jest inaczej. Staje się ona równorzędna wobec tego święta sportu. Niepełnosprawni sportowcy z innych krajów przygotowują się profesjonalnie, będąc pod opieką trenerów, nie martwiąc się o przeżycie kolejnego dnia tak jak w Polsce. Boli mnie jak w mym kraju, gdzie tak łatwo się szermuje hasłami narodu, poczucia braterstwa, godności, tak łatwo się zapomina o współobywatelach nie będących takimi jak my. Osoby niepełnosprawne w tym kraju to temat tabu. Bo są inni, w potocznym myśleniu gorsi, przeszkadzają nam w realizacji raju eugeniki. Bariery architektoniczne, trudności w znalezieniu pracy, utrudnianie rehabilitacji, niezrozumienie ze strony urzędników to codzienność tych osób. Bo wszyscy mamy być pełnosprawni, jednej wiary, ubrani i uczesani tak samo, spod jednej sztancy czyli prawdziwi Polacy wymarzeni przez wielu polityków i dużą część społeczeństwa. 

Żądam zmiany finansowania sportu dla niepełnosprawnych. Obciąć wydatki na leniwych, mniej przekazywać na obozy, na których zarabiają działacze (za sfinansowany obóz przez PKOl  działacze dostają do 15% kosztów wyjazdu). Daje to duże liczby, dlatego tak często nasi sportowcy są wysyłani na obozy przygotowawcze przez działaczy. Wolę te kwoty dać paraolimpijczykom, którzy się nie tłumaczą z przegranej, cieszą się z wygranej, przynoszą nam radość. Niech nie zastanawiają się jak przeżyć kolejny dzień, gdy nie ma z czego żyć. Bo sport to też sposób na zarobek, przynajmniej na świecie. Bo u nas sport dla niepełnosprawnych to wciąż rehabilitacja wedle pokutującego myślenia. Po co dać pieniądze na tych niepełnosprawnych, kto ich ogląda, co z tego mamy? Dla złotych medalistów olimpijskich PKOl przewidział 200 tysięcy oraz bon o wartości 75 tysięcy jako ekwiwalent za przewidziany samochód osobowy (srebrni i brązowi medaliści odpowiednio 150 i 100 tysięcy). Dla medalistów paraolimpijskich nie wiem jakie są nagrody, ale na pewno nie takie same kwoty. Dlaczego? Oni też reprezentowali Polskę, a dzięki przekazom telewizyjnym cały świat mógł oglądać fenomenalny bieg  na 800 metrów Marcina Awiżenia, który pobił wówczas rekord świata (do oglądnięcia skrót na stronie Eurosportu, czas 0:35-0:45). Pływaczka Katarzyna Pawlik zdobyła 4 medale (1 złoty, 2 srebrne, 1 brązowy) czyli więcej niż wielka nadzieja medalowa Otylia Jędrzejczak.  Resztę zdobywców medali na paraolimpiadzie można poznać na stronie www.mmlodz.pl.

I kto tu jest niepełnosprawnym sportowcem? 

 

PS.  Warunkom przygotowań paraolimpijczyków i im samym poświęcony jest artykuł "Ala jedna na milion". Tam też jest wzmianka o wartości nagrody dla medalistów paraolimpiady w wysokości 15 tysięcy złotych.

Z Tygodnika Powszechnego usunięto artykuł o buncie ks. Hryniewicza

21 godzin temu na stronie Tygodnika Powszechnego pojawił się artykuł "Ks. Wacław Hryniewicz sprzeciwił się Kongregacji Nauki Wiary". Teraz – zniknął.

Pozornie bez śladu. Na forum Tygodnika pozostawiono komentarze spod artykułu, lecz tytuł wątku zastąpiono skromnymi trzema kropkami.

Jednak nic w internecie nie ginie. Tekst pamięta wyszukiwarka Google. Internauci skopiowali go również na forum rosyjskiej gazety Prawda. Co za ironia losu… Przypomnijmy sobie, że swego czasu Prawda była najbardziej zakłamaną sowiecką propagandówką. Przypomnijmy sobie też, że swego czasu Tygodnik Powszechny został na kilka lat zamknięty, bo nie chciał wydrukować nekrologu Stalina.

Tygodnik wystawił artykuł o zbuntowanym teologu do wiadomości publicznej. Przyzwoitość nakazywałaby teraz publicznie wyjaśnić przyczyny usunięcia tekstu. Czekam.

Poniżej fragmenty artykułu:

Ks. Wacław Hryniewicz sprzeciwił się Kongregacji Nauki Wiary

Jeden z najwybitniejszych polskich ekumenistów ks. prof. Wacław Hryniewicz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, odrzucił żądanie Kongregacji Nauki Wiary, i nie wycofa się z krytyki stosunku Stolicy Apostolskiej do innych wyznań chrześcijańskich.

We wrześniu 2007 r. ks. Hryniewicz opublikował (…) tekst (…) „Zbawiciel jest polifoniczny”, w którym ostro skrytykował wydany trzy miesiące wcześniej dokument Kongregacji Nauki Wiary „Odpowiedzi na pytania dotyczące niektórych aspektów nauki o Kościele”. (…) Zaznaczył, że jego wątpliwości budzi zawarte w dokumencie rozumienie prawdy, „dyktowane lękiem przed relatywizmem i utratą tożsamości. Trudno pogodzić jedną wyłączną percepcję prawdy z wielością kontekstów religijnych (…). Nie można czynić własnej tradycji miarą i normą całej szeroko rozumianej ekumenii”. (…)

Za mały szacunek do dykasterii

Wkrótce po opublikowaniu tekstu, 31 styczniu 2008 r. ks. Hryniewicz otrzymał list od abp. Angelo Amato, sekretarza Kongregacji Nauki Wiary. Watykańska dykasteria zażądała ponownego zredagowania artykułu. Abp Amato podkreślił, że tekstowi brakuje „naukowego i metodologicznego rygoru” i że został on „napisany językiem emocjonalnym, ukazującym mały szacunek dla autorytetu dykasterii”.(…) W liście zawarto żądanie, by w ciągu trzech miesięcy teolog napisał artykuł na nowo, korygując swoje stanowisko. „Praca może być napisana w języku polskim i przed publikacją oddana do sprawdzenia przełożonym” (…)

Wierny sumieniu

27 marca ks. Hryniewicz wysłał do Kongregacji odpowiedź. (…) „Jestem już bliski śmierci i nie wiem, jak mogę postępować wbrew mojemu sumieniu, pisząc artykuł zawierający wyjaśnienia i sprostowania, nawet gdyby zagrożono mi sankcjami dyscyplinarnymi” – tłumaczył. „Najbardziej martwi, że ten osąd może teraz objąć wszystkie moje wcześniejsze dzieła, w których wyrażałem podobne poglądy” – dodał. Według informacji CNS teolog nie otrzymał odpowiedzi na swój list. (…) Ks. prof. Wacław Hryniewicz ma 72 lata, w lecie przeszedł ciężką operację w związku z choroba nowotworową.

Czytaj całość >>


 


P.S. Więcej o buncie Hryniewicza na portalu catholicnews.com >>

 


P.S. 2. (20.09.2008,13:10) Moja dyskusja z redaktorem Arturem Sporniakiem z działu Wiara Tygodnika Powszechnego:

 

A.S.:

(…) jak się cieszę, że jesteś w gorącej wodzie kąpana – najciekawsze dyskusje zawsze rozpętujesz… 🙂 Mnie też sprawa ks. Hryniewicza zbulwersowała, bo jest on dla mnie Mistrzem; już nawet miałem wczoraj na blogu napisać fundamentalną krytykę KNW. Dobrze, że mnie coś tknęło, bo bym się wygłupił.
Tekst został zdjęty, bo opracowany był na podstawie newsa zawierającego błędne informacje. Zatem zwykła rzetelność nakazywała to uczynić. O Tygodnik się nie martw, w najbliższym numerze cały "Temat Tygodnika" będzie temu poświęcony. Kongregacja odnosiła się nie do oryginalnego (napisanego po polsku) komentarza ks. Hryniewicza, który jest tutaj: link
Ale do angielskiego przekładu, który w sposób nieuprawniony wyostrzył jego tezy. Ks. Hryniewicz zażądał zdjęcia z internetu tego przekładu i został on zdjęty. Od tego czasu Kongregacja wycofała się w charakterystyczny dla Kościoła sposób: tzn. milczy. O żadnych sankcjach nie ma mowy.

ja:

Postąpiliście niepoważnie.
Tekst zniknął bez wyjaśnienia. Tak się nie robi.

> Zatem zwykła rzetelność nakazywała to uczynić.

Proszę, nie rób ze mnie wariata i nie powołuj się na rzetelność. Zwykła rzetelność nakazuje wyjaśnić, co i dlaczego usunęliście, skoro już raz zamieściliście to publicznie. Powtarzam – redakcja postąpiła niepoważnie. Wiele ludzi już się o tym dowiedziało, a dowie się jeszcze więcej, bo się o to postarałam. Niezależnie od powodów jakie wami kierowały, postąpiliście nie po dziennikarsku. Nie traktujcie czytelników jak małych dzieci.

A.S.:

Jasne, należało tekst zostawić, zamieszczając jedynie przypis: "Uwaga, błędna informacja!".
Ale w jednym masz racje: na tej pustej stronie trzeba było odesłać czytelnika do najnowszego numeru.

ja:

Jeśli ktoś tu jest w gorącej wodzie kąpany, to twoja redakcja. Skoro opublikowała niesprawdzone wiadomości, tak że musiała się z nich potem wycofywać. Ale każda normalna gazeta gdy opublikuje nieprawdę, to publikuje również sprostowanie. A nie udaje, że tekstu nie było. Na tym polega odpowiedzialność za słowo.

Pisałam wczoraj do Tygodnika z pytaniem co się stało, podobnie jak inni internauci i nikt z nas nie otrzymał odpowiedzi. To żebyś nie myślał, że nie próbowałam sprawdzić, co się naprawdę stało. Gdybym chciała postąpić tak jak Tygodnik Powszechny, to teraz po napomnieniu przez redaktora Sporniaka powinnam bez słowa pokasować wszystkie teksty które napisałam w tej sprawie. Oczywiście nic nie pokasuję.
Quod scripsi, scripsi. To jest moja odpowiedzialność za słowo.

Najbardziej dziwię się tobie, dziennikarzowi, że nie widzisz problemu.

 


P.S. 3. (20.09.2008, 18:28)

Dalszy ciąg dyskusji:

A.S.:

OK. Dowiedziałem się, że na stronie internetowej TP ma się znaleźć niebawem informacja o zdjętym tekście. Póki co, tekst ów wisi sobie jak gdyby nigdy nic na stronach Onetu: link

Nie trzeba zatem sięgać aż do… rosyjskiej "Prawdy" 🙂
Jest też wypowiedź abp. Życińskiego: link

ja:

Łatwo sprawdzić, że nie jest to ten sam tekst. Na stronie Tygodnika był inny, dwa razy dłuższy.

(19:08) ja:

Poza tym, co w końcu jest prawdziwego, a co nieprawdziwego w waszym pierwszym tekście?

Czy prawdziwe są słowa Hryniewicza, które przytacza agencja CNS: "Jestem już bliski śmierci i nie wiem, jak mogę postępować wbrew mojemu sumieniu, pisząc artykuł zawierający wyjaśnienia i sprostowania, nawet gdyby zagrożono mi sankcjami dyscyplinarnymi"?

Czy prawdziwe są słowa pani rzeczniczki KUL (również za CNS), która "nie uważa, że ktokolwiek powinien zostać potępiony za swe poglądy, JEŚLI SĄ ONE ZGODNE Z DOKTRYNĄ KOŚCIOŁA"?

Ciekawa jestem też, czy prawdą jest to, co mówi abp Życiński, że Hryniewicz przyznał, iż pisał w pośpiechu i dlatego umieścił tam słowa, których być nie powinno? Bo to koliduje ze słowami Hryniewicza przytoczonymi przez CNS.

 


(23:11)

 

Moja dzisiejsza korespondencja z redakcją Tygodnika Powszechnego (podaję na podstronach, żeby się zmieściła):

Mój list do redakcji

Odpowiedź od redakcji

Moja odpowiedź redakcji

Dalszy ciąg mojej dyskusji z red. Sporniakiem:.

A.S.:

Matko, Gościówa, dopiero teraz przeczytałem maila od Ciebie wraz z tymi wszystkimi linkami, gdzie oskarżasz Tygodnik o zakłamanie. Spiskowa teoria dziejów to naprawdę nie najlepszy sposób oglądania świata! Czy nie przyszło Ci do głowy, że właśnie dlatego tak szybko (i jak się okazało nieroztropnie) Tygodnik zamieścił informację o prześladowaniu ks. Hryniewicza, że jest on dla nas tak ważny jako nasz autor, przyjaciel i teolog? I czy nie przyszło Ci do głowy, że niefortunna nota tak szybko została zdjęta właśnie dlatego, że fałszując rzeczywistość, szkodziłaby samemu Hryniewiczowi?
Nota została zredagowana w czwartek popołudniu na podstawie informacji KAI (ta kajowska informacja jest na przykład tu: link). W nocy została zdjęta, gdyż moi koledzy zorientowali się, że może być nieprawdziwa. W piątek nikt nie zadbał o to, by poinformować czytelnika, co się stało – to był błąd. Ale to nie znaczy, że Tygodnik przestał się zajmować sprawą. Cierpliwości, za trzy dni przeczytasz to, co zdołaliśmy ustalić i wtedy będziesz się mogła do tych tekstów odnosić.
Natomiast nie potrafię w tej chwili odpowiedzieć na pytanie:

> Czy prawdziwe są słowa Hryniewicza, które przytacza
> agencja CNS: "Jestem już bliski śmierci i nie wiem, jak
> mogę postępować wbrew mojemu sumieniu, pisząc artykuł
> zawierający wyjaśnienia i sprostowania, nawet gdyby
> zagrożono mi sankcjami dyscyplinarnymi"?

Nie wiem czy są prawdziwe, a jeżeli są, kiedy zostały powiedziane, a jeżeli niedawno, to dlaczego ks. Hryniewicz je wypowiedział. Być może dlatego, że po przekazaniu do Kongregacji swoich wyjaśnień, do dziś nie otrzymał odpowiedzi? A może dlatego, że jako człowiek niezwykle dobry i boży ciężko przeżywa całą tę sytuację? Cierpliwości, podobnie jak Ty, Tygodnik nie odpuści…

ja:

Forwardowałam ci właśnie moją odpowiedź dla zastępcy redaktora Tygodnika.
Mnie, prywatnej osobie, prywatnemu blogerowi, czynicie wyrzuty. Sami najpierw znajdźcie belkę w swoim oku. Jesteście renomowanym tytułem, profesjonalistami. Nie chodzi o to, że ktoś/coś kazało wam zdjąć tekst. Lecz o to, że zrobiliście to bez cienia wyjaśnienia. Potraktowaliście czytelników bez szacunku. Bo czytelnicy pytali was co się stało, ale nie odpowiadaliście. Ja też to robiłam, w piątek. Odpowiedź otrzymałam dopiero gdy kolejne pytanie zadałam wystarczająco obcesowo. Wtedy okazało się, że Redakcja potrafi odpowiedzieć czytelnikowi nawet w środku weekendu. Gdybyście odpowiedzieli w porę, sprawy by nie było. Nieudolnym tuszowaniem wpadki samiście się nadstawili na różne podejrzenia i zarzuty.


(23:38)

 

Dziś ok. 17:00 Na stronie Tygodnika Powszechnego redakcja umieściła główne tezy oryginalnego artykułu z zastrzeżeniem, że pochodziły z nierzetelnego źródła, oraz zapowiedź, że sprawą Hryniewicza zajmie się w najbliższym numerze.

Dziękuję redakcji Tygodnika Powszechnego za naprawienie błędu.

 

(21.09.2008, 8:27) Mój list do Tygodnika Powszechnego:

Szanowna Redakcjo,

Dziękuję za reakcję i zamieszczenie na Waszej stronie notki, w której przedstawiacie główne tezy usuniętego artykułu wraz z zastrzeżeniem, że pochodziły one z nierzetelnego źródła, oraz zapowiadacie poruszenie sprawy w najbliższym wydaniu.

Szkoda, że nie zrobiliście tego zaraz po usunięciu tekstu lub zaraz po pierwszych pytaniach czytelników o niego. Lecz cieszę się bardzo z Waszej reakcji i z naprawienia przez Was błędu. Również szkoda, że pospiesznie zamieściliście informacje niesprawdzone. Jednak samo to – przynajmniej z mojego punktu widzenia – jest jak najbardziej wybaczalne.

Ze swej strony proszę o wybaczenie sugestii cenzury które padły z mojej strony, a które – jak zapewnia zastępca redaktora naczelnego, pan Dariusz Jaworski – były niesłuszne.

Pozdrawiam,
Anna Ochab-Marcinek

Przekleństwo prawdziwych mężczyzn

 

Bycie chorym to stan normalny, wpisany w istotę życia.  Choroby ciała łatwiej zaobserwować. Duszy już nie. Człowiek potrafi skrywać objawy do pewnego momentu, wielokrotnie te same objawy mogą być skutkiem stresu czy przepracowania. Jednak jest coś co może człowieka aktywnego, przebojowego, energicznego zmienić w leniwego, niezdolnego do działania. Tym czymś jest depresja. Powszechnie sądzi się, że to dotyka głównie kobiet. Bo one są takie niestabilne psychicznie, ciągle płaczą, mają wahania nastroju itd. Jednak też mężczyźni chorują na depresję. I jak wynika z wywiadu z profesorem Dariuszem Galasińskim, przebieg tej choroby jest inny i wiele gorszy. Dlaczego? Nieraz faceci stykają się z określeniem "prawdziwy mężczyzna". Praca, dom, czas wolny, każdy etap życia. Już od dzieciństwa trwa to pranie mózgu, nawet jeśli nie w rodziny, to pozostaje szkoła, społeczeństwo, media. Rób to, nie rób tego. Oby wedle wzorca, schematu. Bo bycie facetem to jest coś ważnego, lepszego od kobiecego stylu życia. Bo to nie tylko kwestia płci, mężczyzna to też rola społeczna. Depresja stawia osobnika płci męskiej pod znakiem zapytania. Wszyscy wokół, on i jego rodzina też, pytają się "Czy ja/on jest jeszcze prawdziwym facetem? Czy on jeszcze mieści się we wzorcu jedynie akceptowalmym społecznie? A jeśli nie? Czy ja/on jest potrzebny?". Ponadto wyjaśnienie innego przebiegu tej choroby u mężczyzn jest wg profesora takie:

Mężczyźni postrzegają depresję jako atak na ich męskość, niezależność, poczucie kontroli nad własnym życiem. Moje badania pokazały, że mężczyźni w depresji są nie tyle chorzy, co przestają być "prawdziwymi mężczyznami". Innymi słowy, model męskości, który powoduje, że to mężczyzna dominuje nad kobietą, jest również sznurem u szyi chorego mężczyzny. 

Innymi słowy, płeć społeczna czyli rola w społeczeństwie jaką ma do realizacji mężczyzna wyklucza możliwość chorowania. Wczoraj w telewizji była mowa o zawałowcach w wieku 35-45 lat, którzy zaraz po pobycie w spzitalu od razu wracają do pracy i to najczęściej bardzo stresującej. Bo zwolnienie tempa pracy, zmiana zawodu na mniej stresujący to przyznanie się do porażki, do przegrana z własnym ciałem, to po prostu "niemęskie". Choć wedle statystyk dwa razy więcej kobiet choruje na depresję niż mężczyzn, zachorowalność u obu płci jest podobna. Jest tylko jedna różnica, facet wstydzi się pójść do lekarza po pomoc. I to nie tylko przy chorobach duszy, ale równiez i ciała. Coś boli? Jakoś wytrzymam, to przejdzie – te standardowe wymówki tylko mają uspokoić nie bliskich, ale samego cierpiącego.

Czy można sporządzić "rysopis" mężczyzn z depresją? W jakim wieku najczęściej zapadają na chorobę, jak przebiega leczenie i z jakimi rokowaniami?

-To pytanie zakłada, że mężczyźni to homogeniczna grupa, a przecież tak nie jest. Gdy w windzie spotykamy 20-letniego wygolonego faceta w dresie, a obok niego stoi czterdziestolatek w garniturze od Armaniego, to który z nich jest typowy? Nie ma typowego mężczyzny w tym sensie. Mężczyźni są młodzi i starzy, ojcowie lub bezdzietni, geje lub heteroseksualni, wykształceni, mają sześciopaki lub brzuszki. Są jeszcze chorzy i niepełnosprawni itd. To są oczywistości, jednak pokazują trudności w mówieniu o typowym przypadku depresji u mężczyzny. Jak już wspomniałem, dominuje pewien model męskości: zespół oczekiwań wobec mężczyzn i wyobrażeń o tym, kim jest i powinien być "prawdziwy mężczyzna" – do którego mężczyźni próbują siebie dopasować. Z moich badań wynika, że ten model, niestety, kładzie się dużym cieniem na to, jak mężczyźni przeżywają depresję.

Dodatkowo pan profesor udziela świetnej odpowiedzi na pytanie – "Kto to jest typowy/prawdziwy mężczyzna?". Bo tak naprawdę nie ma takiego. Każdy jest prawdziwy. Bo co o byciu taką osobą decyduje? Zachowanie? Ubiór? To nie mennica, gdzie od sztancy bije się identyczne monety.Ten model bycia jest przyczyną depresji u mężczyzn. Dodatkowo żaden z pacjentów u pana profesora nie przyznało się otwarcie, iż jest chorym. W myśl stwierdzenia "nienazwane nie istnieje".  W społeczeństwach, gdzie istnieje silny system patriarchalny oraz model aktywnego prawdziwego faceta, chory mężczyzna nie jest godzien miana mężczyzny. Chory oznacza cierpiący, słaby, potrzebujący opieki. A takim nie może być supermen. Szczególnie chorujący na depresję. Również rodziny chorujących na depresję, nie pomagają mu. Naciskają na szybki powrót do dawnego stylu życia czyli aktywności, działania. 

Obraz rodziny w relacjach mężczyzn z depresją jest strasznie smutny. To obraz mężczyzn wykluczonych, zepchniętych na margines rodziny. Ale najbardziej uderzyło mnie to, że moi rozmówcy zgadzają się na to wykluczenie. Mówili, że zasłużyli na nie, bo są upierdliwi, namolni, nie pracują, nie wykazują inicjatywy, itd., itp. A przecież chorobą – a depresja to choroba – nie można sobie na nic zasłużyć.

Wykluczenie, to prawdziwy obraz sytuacji chorych na depresję. Mężczyzna po zawale może liczyć na współczucie, bo on  go dostał w trakcie harówki na nowy samochód, dom, urlop. Zachorował, bo chciał być superfacetem. Mężczyzna chory na chorobę psychiczną już takiego luksusu nie dostanie. Nikt mu zupki nie przyniesie, nie pogłaszcze, nie będzie hołubił. A chory na depresję to już dno dna. No bo jak facet zdrów fizycznie i nie chce mu się iść do pracy. Przecież prawdziwy facet pracuje, nie zostaje w domu.

Jedynie co mnie się nie podoba w tym artykule, to sposób leczenia chorych na depresję. Profesor uważa, że leczenie powinno opierać się na pomocy w powrocie do pracy. Czyli powrocie do wpisania się w model prawdziwego faceta. Koło się zamyka. Lepsze byłoby skupienie się na zmienianiu widzenia świata chorych, że ideał prawdziwego macho nie jest tym realnym, że jest to droga do samounicestwienia się.

Dawniej to filmy kręcili

 

Ostatnio w Polsce jest rośnie ilość wyprodukowanych filmów o tematyce wojennej oraz seriali. W porównaniu z tymi z PRL-u, obecne mają jedną zasadniczą dla mnie wadę. Podobnie jak w filmach amerykańskich, Niemcy mówią językiem producenta czyli u nas po polsku. Śmieszne to jest jak Niemiec wydaje rozkazy po polsku. Może się czepiam, ale to mnie denerwuje, czyżby aktorzy nie potrafili się nauczyć dobrze mówić po niemiecku? Nawet jeśli kaleczą, to potem zawsze można w studio jeszcze raz nagrać kwestie aktora. Ale co tam, mówić po niemiecku to nie jest modne. Jest także inne wyjście, zatrudnić aktorów niemieckojęzycznych. Ale pewnie to za drogo wyjdzie. Narzekam, bo oglądam film w reżyserii Jana Łomnickiego pt. "Ocalić miasto". I słyszę jak każda nacja czyli Polacy, Niemcy i Rosjanie mówią swoim językiem ojczystym. Bez tych idiotycznych skrótów rodem z Hollywood, gdzie wszyscy gadają tym samym językiem. Niestety tego nie ma w nowym serialu TVP o cichociemnych, gdzie okupanci mówią po polsku. Dlaczego??

Głupota nie zna granic

 

W "Daily Telegraph" jest artykulik pana Maxa Davidsona pt: "Turyści z piekła rodem" (po polsku, po angielsku). Opisuje autor wakacje z przedstawicielami jednej z europejskich nacji. Nie z Anglikami, Niemcami czy Polakami, ale Rosjanami. Podane przykłady mają zbudować w czytelniku obrzydzenie do Roosjan jako urlopowiczów. W ten oto sposób serwuje się najgorsze stereotypy mieszkańcom Wysp Brytyjskich. Bo to co jest odmienne od naszej kultury, uchodzi za niegrzeczne, zdaje się pisać p. Davidson. Głośne rozmowy, zamawianie najdroższych trunków, pokazywanie bogactwa to nie brytyjskie i jest prostackie, proletariackie. Łatwo można wyczuć mentorski ton nauczyciela akademickiego z Cambridge, który wie wszystko lepiej i wyznacza standardy moralne. Mogę się zgodzić, iż przesadne epatowanie bogactwem czy siłą są wyrazem bezguścia, ale wiele z tych potępianych zachowań jest dla mnie normalnych. Zacznijmy wyliczankę:

– Tam jest ich mnóstwo – powiedział mi znajomy, który właśnie wrócił z tygodniowego pobytu w pięciogwiazdkowym hotelu w tureckiej Antalyi. – Mężczyźni w obrzydliwie obcisłych slipkach Speedo, kobiety wyglądające na 16 lat i ubierające się jak prostytutki. Zachowywali się głośno, agresywnie, bez przerwy palili papierosy i zadymiali wszystko wokół. W piciu przewyższali nawet Brytyjczyków: szybciej się upijali i stawali się potem jeszcze bardziej agresywni.

Od razu widać, że ów znajomy autora musi chodzić kąpać się w tzw. bermudach czyli spodenkach kąpielowych do kolan, co dla mnie jest przejawem prostactwa (opisywanego w wpisie o stroju kąpielowym). Ciekawe, czy on też uważa jak Amerykanie, że chodzenie w takich kąpielówkach jak owi Rosjanie to przejaw pedalstwa. No i opis kobiet rosyjskich, że malują się i ubierają jak prostytutki. Hehe. Nieprzyzwaczajony, ale żeby od razu porównywać do dziwek? Z drugiej strony, to Rosjanie powiedzą, że mieszkanki z Zachodniej Europy na co dzień wyglądają jak zakonnice albo babochłopy. Typowa odmienność kulturowa, ale widocznie dla Anglika jego kultura jest najlepsza, inne są barbarzyńskie. Co do reszty zachoowań (agresja, kurzenie papierosów) to mnie też obrzydza. Jedna uwaga jest bardzo ciekawa i pozbaiowna głębszej refleksji ze strony autora. Rosjanie szybciej się upijają niż Brytyjczycy. Różnica jest co oni piją. Brytyjczyk po takiej rosyjskiej dawce alkoholu w postaci wódki czystej, owszem by się nie upił, on by zmarł. Nie dziwota, że Rosjanie pijący napój alkoholowy o większej dawce czystego spirytusu się upiją znacznie szybciej niżowi kulturalni i grzeczni ludzi z Wysp Brytyjskich, którzy sączą piwo ewentualnie drinki.

To zderzenie kultur: różne postawy wobec wszystkiego, od palenia papierosów po używanie telefonów komórkowych i długość spódniczki. 

Idealny komentarz. Jednak autorowi nie szkodzi kpić z zachowania naszych wschodnich sąsiadów. Wiele narodów uważa, że najgorszy typ turysty to Brytyjczyk, który jest jak stonka. W dużej ilości staje się niebezpieczny i niszczy teren na którym przebywa. Można by pisać i pisaćo popisach kulturalnych Brytyjczyków w Krakowie czy Pradze. No tak, ale oni są zapewne wedle autora i tak lepsi od tych piekielnych Rosjan.

Mówi się nawet, że problemem jest nasz snobizm, a nie ich chamstwo. – Niektórzy z nich rzeczywiście są łatwym celem krytyki – zauważa dziennikarka i podróżniczka Claire Wrathall, która jako studentka spędziła trochę czasu w Rosji. – Mam na myśli osoby przychodzące do baru w srebrnych adidasach, obwieszone absurdalną ilością biżuterii. Jeśli jednak zadać sobie trud bliższego ich poznania, zwłaszcza tych, którzy podróżują samodzielnie, a nie w grupie, okazuje się, że są to ludzie bardzo światli. Rosjanie znają na ogół lepiej języki niż Brytyjczycy i mają wiele szacunku dla brytyjskich tradycji i kultury.

Dobrze, że przynajmniej autor zacytował osobę, która ma odmienne zdanie niż jego znajomy. Bo każda nacja w grupie staje się uciążliwa, gdyż wówczas to ona narzuca swoje zachowanie jako liczebniejsza. Patrząc na indywidualnych turystów, to Rosjanie nie są tacy źli. A podany przykład nieznajomości innych kultur przez Brytyjczyków, mogę odnieść również do Niemców czy Francuzów. Niestety owe narody, posiadające w dawnych czasach  imperia zamorskie i kolonie, zupełnie ignorują kulturę i historię średnich i małych narodów. I to jest przykład braku kultury. Nie chodzenie w kąpielówkach czy przesadnych miniówkach. W Polsce dokonuje się teraz proces podobny do zachodnioeuropejskiego tj. coraz biedniejsi mogą sobie pozwolić na wyjazd zagraniczny. Niestety jadąc na urlop, zabierają nie tylko bagaże ale i styl zachowania się. Ciekawe jak inni nas widzą i opisują. Sam będąc za granicą, wstydzę się dziwnego zachowania Polaków. I wiele ono nie odbiega od potępianego w tym artykule sposobu rosyjskiego spędzania wolnego czasu.

PS. Właśnie znalazłem artykuł amerykańskiej dziennikarki "New York Times" o brytyjskiej tradycji wypoczywania. Wynika z niego, iż to na mieszkańców Wysp Brytyjskich greccy restauratorzy i hotelarze najbardziej się uskarżają. Pijaństwo na umór i seks – to podstawa dobrego urlopu dla Brytyjczyków. Może dlatego artykuł z "Guardiana" miał zrzucić odium najgorszych turystów na Rosjan. (Wersja polska, wersja oryginalna)

A teraz dla odmiany przyłożę Niemcom!

Głębokim szacunkiem darzę niemiecki porządek i organizację. Czasem, naprawdę tylko czasem – biednemu, zgnębionemu tą doskonałością Polakowi dostarczą one paru śmiesznostek.

Dziś przejeżdżałam obok przystanku. Obok była barierka ze szklanych tafli. Właśnie przyjechał pan ze służb miejskich z gąbką i je mył. Mimo że było świeżo po deszczu i właśnie zbierało się na kolejny. Putzen ist putzen.