Niechcący strollowałam prawdziwych mężczyzn katolickich

Napisałam kiedyś parodię, która miała obśmiewać kościelne publikacje pouczające kobiety, jaką powinna być prawdziwa kobieta. Aż tu nagle… Kilka kościelnych stowarzyszeń wzięło ją na serio!

Na facebooku linkują ten tekst następujące organizacje:

 

Umiłowani bracia i siostry ze wspólnot katolickich! Mój tekst Mężczyzna – Boska tajemnica jest szyderstwem!

Mam widać nietypowe poczucie humoru, więc spróbuję wam je przybliżyć łopatologicznie:

Walka z mężczyzną i męskością jest elementem gry politycznej tych partii, które dążą do osiągnięcia pełni władzy nad wszystkimi dziedzinami ludzkiego życia. Mężczyzna – jako ojciec i podstawa silnej, niezależnej rodziny – jest przeszkodą dla tego typu partii. Dlatego robią one wszystko, aby mężczyzni przestali szukać swoich aspiracji i satysfakcji życiowej w karierze i życiu publicznym.

Ten fragment, z zachwytem cytowany przez internautę na stronie Marszu Mężczyzn, jest satyrą na artykuł ks. Marka Dziewieckiego Geniusz kobiety czyli – czym różni się kobieta od mężczyzny

Walka z kobietą i kobiecością jest elementem gry politycznej tych partii, które dążą do osiągnięcia pełni władzy nad wszystkimi dziedzinami ludzkiego życia. Kobieta – jako wychowawczyni i podstawa silnej, niezależnej rodziny – jest przeszkodą dla tego typu partii politycznych. Dlatego partie te robią wszystko, aby kobiety szukały swoich aspiracji i satysfakcji życiowych poza małżeństwem i rodziną. 

Czy nie zauważyłeś, umiłowany bracie, że mój tekst wyraża dezaprobatę dla mężczyzn nie dążących do kariery i nie czerpiących satysfakcji z działalności w życiu publicznym? Więc jak tam z twoją karierą? Czy jesteś już kierownikiem? A jak tam twoja działalność publiczna? Czy zostałeś przynajmniej przewodniczącym komitetu blokowego? Jeśli nie, to zrób rachunek sumienia, bo coś musi być nie tak z twoją męskością.

Ksiądz Dziewiecki powiada:

Współczesna walka z kobietą i kobiecością ma również podłoże ekonomiczne. Chodzi o to, by kobiety przyzwyczaić do pracy na dwóch etatach: w domu i w pracy zawodowej. **

A ja wam powiadam:

Walka z mężczyzną i męskością ma podłoże ekonomiczne. Chodzi o to, by mężczyzn przyzwyczaić do pracy na dwóch etatach: w domu i w pracy zawodowej. *

Umiłowany bracie! Czy nie za bardzo przyzwyczaiłeś się do łączenia pracy zawodowej z pracą w domu? Pamiętaj, że twoim podstawowym powołaniem jest kariera i życie publiczne! Wymaganie od ciebie opieki nad dziećmi, mycia garów i wyrzucania śmieci to podstępne odsuwanie ciebie od twego prawdziwego powołania!

Ksiądz Dziewiecki wie:

Kobietom trudno jest zrozumieć własną tajemnicę i specyficzne powołanie. **

Prawda? Kobiety są za głupie, żeby same z siebie być kobietami. Potrzebują guru, który by je nauczył. Dlatego myślałam, że takie odwrócenie porządku będzie groteskowe:

Mężczyznom trudno jest zrozumieć własną tajemnicę i specyficzne powołanie. *

A tu okazuje się, że nie. Nie doceniłam was. Teraz już rozumiem, że wy, bracia i siostry, niezależnie od płci musicie mieć guru, który wszystko wam powie. Nawet – jak prawidłowo być przedstawicielem swojej płci. Bo sami jeszcze moglibyście zbłądzić. Przecież wy, mężczyźni, też jesteście tacy głupiutcy.

Szkoda może, że tymi guru są – dziwnym zbiegiem okoliczności – zawsze mężczyźni. A przecież skoro ojciec Joachim Badeni OP jest najwłaściwszą osobą, by wytłumaczyć kobietom, czym jest „tajemnica kobiecości” – to na pewno jakaś zakonnica powinna być najwłaściwszą osobą, by wytłumaczyć wam, umiłowani bracia, tajemnicę waszej męskości. Przecież nikt tak się nie zna na byciu mężczyzną, jak kobieta żyjąca za klasztorną klauzurą.

Bielik-Robson o dyskryminacji kobiet na uczelni

Prof. Bielik-Robson w swoim wywiadzie-rzece wspomina dyskryminację kobiet na wydziale filozoficznym Uniwersytetu Warszawskiego, której doświadczyła, gdy studiowała w latach 80. Zacytuję ten fragment, bo zastanawiam się, czy nie jest tak, że z tych doświadczeń wyrósł polski ruch feministyczny, taki jakim widzimy go obecnie. Najbardziej znane polskie działaczki feministyczne pracowały lub studiowały na wydziałach humanistycznych właśnie w tamtych czasach.

Dziś – i w moim środowisku, wśród fizyków – rzeczy opisywane przez prof. Bielik-Robson są niewyobrażalne. To nie mogłoby się zdarzyć np. na wydziale fizyki UJ, w każdym razie nie za moich czasów. Gdy rozmawiam z koleżankami – fizyczkami z mojego pokolenia, one potwierdzają, że nie spotkały się na uczelni ze złym traktowaniem ze względu na płeć.

Po lekturze mam wrażenie, że fizycy to jest całkiem inne środowisko niż to, w którym przyszło pracować prof. Bielik-Robson. Ona sugeruje, że zła atmosfera wynikała z uwarunkowań politycznych: Ci wszyscy docenci marcowi, przypadkowi ludzie na stanowiskach – to oni jakoby psuli obyczaje.  Ale z drugiej strony, mowa też tam o prof. Kołakowskim, o którym nie można powiedzieć, żeby był na uczelni człowiekiem przypadkowym. Ciekawe, jak teraz jest na tym wydziale. Może już całkiem inaczej? O historii Instytutu Fizyki UJ wiem tyle, że był w przeszłości bardzo opozycyjny. Czy takie historyczne różnice mogły mieć wpływ na atmosferę międzyludzką? Nie wiem, jak to było z traktowaniem kobiet w IFUJ w latach 80. A może to kwestia formacji umysłowej – fizycy patrzą na konkretne osiągnięcia w nauce, a humaniści są bardziej wrażliwi na międzyludzką otoczkę? Trudno mi powiedzieć. To tylko moje prywatne odczucie, ale ja obserwuję, że moi znajomi naukowcy od nauk ścisłych po prostu wolą zajmować się robotą niż pierdułami.

Nagle zaczęli mnie uczyć jacyś smutni panowie w kręplinowych garniturach, wiecznie pijani, a jak nie pijani, to przynajmniej zionący jakimś dopiero co skonsumowanym trunkiem. Chamowato tam było, pomarcowo i chamowato.

(…)

Kobiety nie miały najlepiej na tym wydziale, tak bym to ujęła. Dyskomfort kobiet miał wiele wymiarów, począwszy od tego podstawowego, że panowała tam bardzo silna atmosfera męskiej konfraterni, wymuszając poczucie, że filozofia jest jednak męska. Pamiętam to jako osoba wówczase jeszcze nieobyta w feminizmie i niewrażliwa na te kwestie – bo mało kto tak naprawdę był na to wrażliwy w latach 80.

Mamy rok 1984, zdaję egzamin na filozofię i słyszę taki oto tekst: „A wie pani, jak tu jeszcze był Leszek Kołakowski – oczywiście przywoływany w roli wielkiego autorytetu – to zawsze siedział w komisji egzaminacyjnej i miał taką zasadę, że na każdym roku trzeba przyjąć kilka przytulnych niewiast, żeby ci chłopcy, którzy naprawdę będą uprawiać filozofię, mieli dla kogo się starać”. I jak to słyszę po zdanym egzaminie pisemnym na 5+. I co właściwie mam z tą wiadomością zrobić?!

– Bo może ty jesteś ta „przytulna”?

A może on mi to mówi, bo mam być akurat tą wyjątkową niewiastą, która będzie robić filozofię?  wszystkie inne niewiasty na moim roku to te przytulne? Czy może jest mu wszystko już tak obojętne, że potrafi coś takiego powiedzieć mi prosto w oczy? Co tu jest w ogóle grane? Okropna konfuzja już na wejściu.

Ten wydział był przez cały czas przepojony duchem lekceważenia wobec kobiet, podśmiewania się z nich, zniechęcania do tego, żeby brały czynny udział w dyskusjach. Prowadzący zajęcia potrafili ostentacyjnie je zamknąć, zaprosić kilku chłopaków na wódkę, a jak dziewczyny chciały się dołączyć, to mówili: panie to my możemy na lody wziąć, ale kiedy indziej. Takie klimaty.

A jeśli już się jakaś niewiasta zaplątała do Plastyków, gdzie oni głównie przesiadywali i chlali – bo inaczej tego nazwać nie można – to szybko padały różne oferty. Ja się nasłuchałam rzeczy potwornych, jakich dziś nawet dziewczyny, które się nie uważają za feministki, w życiu by nie zniosły. Naprawdę. Miałam trochę racji, sądząc w liceum, że to będzie szmaciany wydział, bo tam rzeczywiście było trochę towarzyszy szmaciaków. Tak jak mówię, peereliada tam panowała, szmaciarska.

Bardzo nieciekawe pokolenie

Czytam książkę Bielik-Robson. Żyj i pozwól żyć. Profesor Bielik-Robson kreśli portret swojego pokolenia, które studiowało pomiędzy 1981 a 89 rokiem. Bardzo nieciekawe pokolenie.

Wypracowali sobie etos destrukcji: Wszystko źle. Być z zasady wbrew. Na złość babci odmrozić sobie uszy. Na zadymie wybić szybę w restauracji, bo to komunistyczna restauracja. Gdy milicja spałowała, nie pójść do lekarza, bo to komunistyczny lekarz. Zdeptać trawnik, bo to komunistyczny trawnik. Krzyczeć, że w Polsce ma być normalnie i nie umieć odpowiedzieć na pytanie, co to właściwie znaczy „normalnie”. W 1988 emigrować, bo nic się w Polsce nie zmieni.

I co najciekawsze, są przekonani, że w ten sposób obalili PRL, tylko nikt tego nie docenia.

Starsi zrobili za nich wolną Polskę, a ci do dziś mają żal, że się nie załapali. Dużo mi to wyjaśnia z tego, co się dzieje w dzisiejszej polityce.