Bartoś: Rodzice, ratujcie dzieci przed spowiedzią!

Mądry tekst Tadeusza Bartosia. Dobrze, że ktoś wreszcie ujął się za bezbronnymi. Katechizacja małych dzieci i wprowadzanie ich w sakramenty Kościoła odbywa się w Polsce z zupełnym lekceważeniem psychologii rozwojowej (zresztą, psychologii jakiejkolwiek). Rodzice nie mają złej woli, lecz po prostu bez świadomej refleksji prowadzą dzieci drogą, którą sami przechodzili. Moja znajoma, Polka z Niemiec, była oburzona sposobem przygotowywania jej syna do pierwszej komunii: „Jak to, oni tutaj nie uczą się na pamięć tych wszystkich przykazań i grzechów!” W dzieciństwie wbito jej do głowy, że właśnie tak jest dobrze…

Wnioski z urlopu

Odwołam się do dość zleżałego tekstu pana Gadomskiego („Polska w sercu wandala”), w którym tworzy obraz Polaka z południowo-wschodniej części naszego kraju – wyrzucającego śmieci po lasach, nie działającego dla dobra wspólnego, budującego okropne domy-gargamele, nie lubiącego obcych.

Gorący patriotyzm deklarowany przez większość Polaków kłóci się z niskim poziomem kapitału społecznego, czyli gotowością do podejmowania działań wspólnotowych. Lasy stają się wysypiskami śmieci, a dotyczy to także (a może przede wszystkim) Polski południowo-wschodniej, szczególnie „patriotycznej”, katolickiej i wspólnotowej. Miłość do Polski nie jest przeszkodą w dewastacji polskiego krajobrazu zaszpecanego koszmarnymi budami, billboardami i „pałacykami” w stylu Gargamela.

Spędziłem 2 tygodnie na Podkarpaciu, w mojej rodzinnym zakątku. Obecnie bywam tam co jakiś czas, wedle rodziców za rzadko. I dlatego mam świeże, krytyczne spojrzenie na to co tam się dzieje. Jednak mimo zapewnień pana Gadomskiego, śmieci tam dużo mniej niż w Warszawie czy w województwie mazowieckim (widziałem w Dolince Służewieckiej worek śmieci położony przy latarni, obok jechały samochody czy też śmieci wyrzucane na trawniki) . Podobnie jakoś nie natknąłem się na sterty śmieci zalegające po lasach, co do niedawna było normą w lasach wokół Legionowa. Znam przypadek mieszkańca jednego z największych miast w Polsce, który mieszkając w domku jednorodzinnym oszczędzał na wywozie śmieci i codziennie jadąc do pracy wstępował na osiedle-blokowisko, aby tam wyrzucić swoje odpadki. Daję głowę, że w Warszawie pełno jest takich zaradnych i do tego z siebie dumnych. Podobnież Warszawa i jej okolice biją cały kraj w ilości syfnych billboardów, koszmarnych bud czy gargameli (może Podhale jednak konkurować o palmę najohydniejszej części Polski pod tym względem). Po przyjeździe z Niemiec, gdzie szyld jest wykonany prawie jak dzieło sztuki, Warszawa jawi się jako miasto z azjatyckim bajzlem, gdzie im więcej i z bardziej krzykliwymi kolorami, tym lepiej. Jednak Podkarpacie z paroma wyjątkami (na ich policzenie wystarczą palce z jednej dłoni) jest oazą spokoju dla zmęczonych oczu tym warszawskim, wielkomiejskim (sic!) burdelem. Ale jak zwykle GW swoim czytelnikom ukazuje niby-landię (Podkarpacie), gdzie jest gorzej niż w Polsce A. Pod każdym względem. Rzygać się chce od tego. A czytelnicy łykają te bzdury jak młody pelikany.

PS. Co do unikania podatków i pracy na czarno, to są to procesy niezależne od sympatii politycznych. A budowa oczyszczalni ścieków została wyśmiana przez panią minister rozwoju regionalnego jako działanie na rzecz małych ojczyzn. Tak więc pan Gadomski powinien również wysunąć zarzut ten także pod adresem pani minister, pochodzącej ze Śląska Opolskiego, jakże prężnego i samorządowego.