Prawdziwej? Serio?
Wywiad z autorką matematycznej części rządowego podręcznika dla szkół podstawowych. Pomieszanie z poplątaniem. W części spraw panie dydaktyczki mają rację. Ale w innych…
Najpierw mówią, że matematyka powinna być bliżej życia. A potem…
Wprowadzamy elementy baśniowości, by dzieci poczuły, że matematyka może być pasjonująca, intrygująca (…) Ważna jest fabularyzacja. W czasie nauki będzie nam towarzyszyć roztargniona królewna, która ciągle czegoś zapomina, pojawi się syn Robin Hooda – Robcio.
Ratunku!
Nauka matematyki, żeby była zrozumiała dla wszystkich, musi pokazywać, do czego to wszystko przydaje się w realnym życiu. A nie opowiadać pierduły o królewnach.
Niedawno napisał do mnie znajomy, który przygotowuje materiały dydaktyczne z jednego działu matematyki dla gimnazjów. Rozsyłał ludziom próbki tych materiałów dla recenzji. I niestety. Były to opowiadania o królewnach. Dla gimnazjum!
Odpisałam, że ubajkowienie w niczym nie pomaga, tylko zaciemnia problem. Fabuła – nie, właściwie nawet nie fabuła; raczej: konkretny, nie skrótowy, ale i nie przegadany opis – musi dotyczyć konkretnego problemu z życia. Ubajkowienie uczniów uzdolnionych matematycznie zirytuje, natomiast humanistom – odwróci uwagę od istoty rzeczy, a w momencie, gdy w bajce wypłynie matematyczny konkret, to i tak się na nim zatną. Jedyny ratunek to użyciowienie. Precz z ubajkowieniem!
Realne życie siedmiolatka i siedmiolatki jest przepełnione bajkami.
Problemem ze słowem ‚ubajkowienie’ jest być może jego dwuznaczność. Może być ubajkowienie = ‚wiara w czary’ i od tego powinien się jeżyć włos, a może być ubajkowienie = ‚budowanie odwzorowania pomiędzy dwoma abstrakcyjnymi rzeczywistościami’ i to może być niezła zabawa.
Zobaczymy podręcznik, łatwiej będzie krytykować lub chwalić, bo diabeł tkwi w szczegółach wykonania.
Nie, nie z tego.
Podejmowanie nierozsądnych decycji finansowych nie jest związane z brakiem umiejętności matematycznych.
Problem z matematyka jest taki, że pomijając względnie nielicznych specjalistów, matematyka NIE jest specjalnie użyteczna w życiu. Wyższa niż poziom bardzo podstawowy do niczego nie jest użyteczna jak słusznie PFG zwraca uwagę.
Zwróć uwagę na ogromny rozkwit rynku szkół językowych – j. obcy jest użyteczny. Gdyby matematyka była użyteczna na podobnych poziomie i problem byłby w tym że matematyka jest kiepsko nauczana mielibyśmy podobną ilość szkół matematycznych. Tymczasem, cały istniejący rynek korepetycji nakierowany jest na rozwiązywanie sztucznego problemu „zaliczania” poszczególnych etapów edukacji.
Porównywalny wysiłek intelektualny wydatkowany na poznawanie matematyki, nie daje nic, co najwyżej można dawać, kiepsko płatne, korepetycje.
(stawka uznanego na rynku, dr matematyki, w Krakowie – 60 pln za godzine).
Problem w tym, że nie wszystko da się przeliczyć na pieniądze i wywalić na zasadzie „nieużyteczne => nie rokuje na rynku pracy => nieopłacalne => wywalamy z programu”. Wiedza każdego ucznia powinna być możliwie wszechstronna – w ten sposób buduje się kompetencje kulturowo-cywilizacyjne całego społeczeństwa. Gdyby tak nie było, to w Niemczech nie uczono by dzieci grać na pianinie czy grać w szachy, nie byłoby też tam lekcji filozofii czy łaciny. Za Hitlera planowano zresztą uczyć Polaków tylko tabliczki mnożenia i podpisywania się na dokumentach – i wystarczy, plebs nie musi nic wiedzieć wiedzieć, bo i tak będzie przeznaczony do czyszczenia kanałów i słuchania panów.
A że w polskiej szkole uczono wszystkiego źle i w sposób nieinteresujący (przynajmniej za moich czasów), to już inna sprawa. Ale zamiast spróbować zwiększyć kompetencje nauczycieli, zainteresować uczniów wiedzą i przekazywać ją w sposób interesujący, zdecydowano się pójść na łatwiznę i po prostu okroić do granic możliwości program nauczania. Ciemnota nie musi dużo wiedzieć – wystarczy, że będzie umiała obsługiwać Excela i wypełnić PIT. Albo będziemy kształcić wszechstronnie, albo obudzimy się w społeczeństwie a’la USA, gdzie połowa uczniów nie potrafi pokazać własnego kraju na mapie, wierzy, że świat został stworzony w 6 dni i że ewolucja to lewacki mit, ogląda Fox TV i głosuje na Tea Party.
Nic z powyższych nie ma nic wspólnego z matematyką.
Żeby to było jasne, bardzo chciałbym żyć w światłym społeczeństwie, które rozumie np. efekty uboczne rozmaitych ordynacji wyborczych, ale jak się zastanowić, do tego rzeczywiście wymagane jest bardzo niewiele ponad 4 podstawowe działania.
Niestety w dzisiejszych czasach upadku cywilizacyjnego kraju, kiedy odkąd ludzie prostaccy ( z pewnością większe prymitywy niż komunistyczni karierowicze, więc nie nazwę ich karierowiczami bo chodzi o jeszcze niższa cywilizacyjnie kategorię ludzi) zaczęli radzić krajem, niestety tego typu działania stały się normą. Prymityw bowiem nie jest w stanie przełknąć tezy ze matematyka, sztuka, teatr, poezja, literatura, są wartością same w sobie, i są częścią wychowania w kulturze, także narodowej, częścią bagażu cywilizacji, który pozwala promować postawy, kształcić charaktery, budzić aspiracje. Niestety – tego typu argumentacja nie pasuje do ideologii neoliberalizmu, a jego apologeci chcą po prostu jeść ośmiorniczki, pić kradzione winko za 8stówek i to jest cała ich życiowa motywacja. I taką starają się wpoić młodzieży. Nawet takie osoby jak Anuszka, czy PFG wpadają w tą poetykę, jakby nie rozumiały znaczenia prosty spraw: tego że od Sienkiewiczowego Kmicica uczymy sie podnoszenia z upadku, że od Borowskiego zaczynamy rozumieć ogrom zła, że od matematyki uczymy sie rzetelności i zdobywamy wiedzę że istnieją obiektywne zasady których nie da się ominąć „ustawą” albo groźbą, że uczenie sie fizyki wskazuje na ogrom i piękno świata i że są to rzeczy których trzeba dzieci uczyć by umiały podnosić się z upadków, rozumiały ogrom zła i były wobec siebie samych uczciwe. I aby dostrzegały piękno i ogrom świata a od życia oczekiwały czegoś więcej niż tylko więcej konsumpcji plastikowych miłości.
No dokładnie, jak chcemy uczyć honoru to uczmy honoru.
Wiemy przecież co to jest i jak budować takie poczucia. Sienkiewicz i spółka do tego są całkowicie zbędni (podobnież jak matematyka).
bardzo bym docenił jakbyś podał przykład który można rozwiązać matematycznie.
Bo błąd funty/kilogramy to nie matematyka (i robią takie błędy nawet ludzie świetni matematycznie). Podobnie z procentami, kafelkami, itp. Albo bardzo prosta matematyka, albo nie od tego zależy.
Cały czas wracam do tego samego: bardzo trudno znaleźć niespecjalistyczny przykład życia codziennego w którym umiejętności matematyczne, wyższe niż połowa podstawówki się przydają.
Takich ludzi trzeba dopiero przekonać, że logika i jasne zasady do czegoś się przydają.
Nie przekona się, skoro na wcześniejszym etapie edukacji zostali przekonani, że się nie przydają.
To tak jak w tym żarcie:
Wiele razy wam mówiłam, że nie ma mniejszej i większej połowy – one obie są równe! Ale pewnie większa połowa klasy tego nie rozumie.
😀
Nie ma czegoś takiego jak wrodzone uzdolnienia matematyczne. 😛 Skłonność ‚na starcie’ to po prostu skłonność wybrana dzieciom przez rodziców i nauczycieli na początku procesu edukacji.
Oni nie czują do tego fascynacji ani pociągu sami z siebie.
To działa tak – masz dziecko którego rodzice swoje decyzje wychowawcze tłumaczą nielogicznie i niespójnie. W dodatku, dostaje ono przekaz że dziecko myślące logicznie jest mniej cenione, oraz w praktyce społecznej słabiej sobie radzi niż to które intuicyjnie łapie inne metody rozumowania. Dlaczego miałoby więc ono po tym doświadczeniu chcieć włożyć wysiłek aby zrozumieć przedmioty ścisłe? Wloży tyle, żeby mieć 4 z matematyki, i mieć spokój – co się za tą wiedzą kryje z ulgą zapomni. Potem dowie się, że nie ma uzdolnień matematycznych, i nigdy nie miało, więc szkoda wysiłków aby nadrobić materiał.
Przekonanie o logice lub jej braku jako trwałej cesze obosobości a nie tylko konkretnego ciągu rozumowania pozostaje na całe życie.
To co piszę opieram na swoim doświadczeniu jako korepetytorka. Większość definiujących się jako humanistycznych, nie rozumiejących matematyki uczniów, lepiej radziło sobie z tworzeniem logicznych ciągów myślenia i wnioskowania na codzień, niż ścisłowo uzdolnieni uczniowie, oraz pozostawali bardziej krytyczni wobec swoich pierwszych intuicji poza matematyką. Uczniowie przekonani o uzdolnieniu matematycznym byli natomiast znacznie mniej krytyczni wobec swojej wiedzy i przekonań, oraz programu nauczania przedstawianego im w szkole.
Problem jest w przenoszeniu nawyków myślenia z matematyki do codziennego życia. Uczniowie niematematyczni odnoszą swoje rozumowanie bezpośrednio do świata który ich otacza przez co w praktyce jest ono logiczniejsze, utwierdzają się więc w przekonaniu że zajmowanie się matematyką nie ma sensu.
Skomentuj