Outsiderów kochamy, byle nie naszych

Bez podziału na płeć, bez arabskiego folkloru. (…) Muzułmanki, które tu można spotkać, nieczęsto można zobaczyć w hidżabie. (…) Nie obchodzi mnie arabska obyczajowość. Bo niby dlaczego mam nie być sobą?

To już drugi w ostatnich czasach artykuł (pierwszy tu), gdzie Tygodnik Powszechny pisze ciepło o religijnych outsiderach… ale islamskich. Wszystko pięknie, lecz czy tak samo ciepło – ba, czy w ogóle – odważyłby się Tygodnik pisać o outsiderach katolickich?

To jest łatwo – mówić, że tamci muzułmanie są bliżsi wartościom europejskim i pokazywać ich jako przykład „dobrego muzułmanina”, takiego do dialogu z katolicyzmem. Ale pamiętajmy, że oni naprawdę są na ogonie krzywej Gaussa. I mainstreamowi muzułmanie traktują ich jak dziwaczny margines, nieprawdziwych muzułmanów. Mniej więcej tak, jak katolicki mainstream traktuje „wybiórczych katolików”, „katolików niepraktykujących”, „katolików, ale”.

To może wyglądać troszkę dwulicowo – u swoich popierać mainstream, ale u tamtych – popierać margines. I tylko nie mówcie mi, że Tygodnik przecież wcale nie jest konserwatywny i popiera różnorodność w Kościele! Gdyby Tygodnik napisał o „marginalnych” katolikach równie szczerze, że nazywają katolickie rytuały folklorem, oraz że odrzucają wiele katolickich norm obyczajowych jako kulturowy przeżytek – to czy w ogóle nazwałby ich katolikami?