Prawdą jest, że to użytkownicy Ubuntu pierwsi rozpoznali problem. Na jednej z setek stron jemu poświęconych, pewien użytkownik wyjaśnia:Parkowanie dysku polega na przesunięciu
głowicy poza powierzchnię nośnika, ewntualnie nad jej nieużywany obszar
w celu uniknięcia uszkodzenia danych, co może się wydarzyć w momencie
gwałtownego wstrząsu, czy upadku komputera. Na moim laptopie dysk
ucieka z głowicą mniej więcej raz na minutę, w zasadzie zawsze gdy
tylko system wykryje, że nie jest używany. Dużo za często.Dlaczego to źle? Mechanizm zatrzymujący parkującą głowicę ma określoną wytrzymałość. Producenci podają, że dysk może znieść maksymalnie np. 200 000 parkowań. Łatwo policzyć, że gdy głowica parkuje raz na minutę, to dysk wytrzyma 3333 godziny, czyli 138 dób pracy…
I tu zaczyna się cały skandal. Skąd bierze się takie zachowanie dysku? A otóż są to ustawienia producenta. Dysk montowany jest w komputerze z fabrycznym oprogramowaniem (firmware), sterującym jego pracą. Producenci ustawili sobie sterowanie parkowaniem głowicy tak a nie inaczej, pod pretekstem oszczędnego zarządzania energią. Istotnie, problem ujawnia się najsilniej przy pracy laptopa na baterii.
Mit o winie Ubuntu wziął się stąd, że poszczególne systemy operacyjne mogą (ale nie muszą) osobno kontrolować politykę zarządzania energią. W szczególności, pod Ubuntu da się dokonać takich ustawień, aby podczas pracy tego systemu dysk zachowywał się inaczej niż każą mu ustawienia producenta. Jednak jak dotąd domyślne ustawienia Ubuntu są nie najlepsze. Należy je skorygować ręcznie.
Przeprowadziłam diagnostykę na moim
Ubuntu. Ale… okazało się kilka rzeczy! Ubuntu mam od kilku tygodni.
Licznik parkowań (Load Cycle Count) sięga już granicy wytrzymałości: 169 239. (Taką granicę, 200 000, podaje SpeedFan, o którym będzie poniżej, a który zbiera realne dane o sprzęcie użytkowników. Specyfikacja producenta jest bardziej optymistyczna i daje mi czas do 600 000 parkowań.) Ale, ale – czy to Linux
zdążył tyle narozrabiać w tak krótkim czasie? Sprawdziłam, jak często
zwiększa się licznik. Nie było tragicznie. Raz na jakieś 20 minut. Mimo
wszystko dokonałam poprawek zalecanych w poniższych linkach (zainteresowanym mogą się przydać):
2. Dodatkowe komentarze na temat błędu
3. Najobszerniejsza, jaką znalazłam, instrukcja rozwiązania problemu.
4. Uwaga, ważne! Po wprowadzeniu zmian należy monitorować, czy dysk się nie grzeje. Niektóre modele (Seagate) nie znoszą całkowitego lub niemal całkowitego wyłączenia zarządzania energią (czyli opcji 255 lub 254). Tak było właśnie w przypadku mojego dysku. Idąc za radą z tego linku, ustawiłam 192. Teraz działa bez zarzutu. Licznik parkowań przeskakuje o 1 raz na kilka godzin. Temperatura dysku w normie.
No dobrze, ale w takim razie kto mi tak horrendalnie nakręcił licznik? Czyżby nie tylko Ubuntu "lekce sobie waży limit parkowań głowicy", jak pisze jeden ze "specjalistów"?
Na drugiej partycji mam ja sobie Windows XP. Używałam go na codzień przed zainstalowaniem Ubuntu. Uruchomiłam Windows. Ściągnęłam program diagnostyczny SpeedFan. Pozostawiłam Windows włączony przez jakąś godzinkę na rozruch, po czym zaczęłam co parę minut monitorować dysk za pomocą przycisku zaawansowanej analizy on-line.
Masakra, proszę państwa! Licznik parkowań zaczął przyspieszać, aż doszedł do średniej 1 parkowanie na 2 minuty!!! (Co by się – 235 dób roboczych – z grubsza zgadzało z czasem użytkowania mojego dysku.)
Spiesząc na ratunek dyskowi, zaczęłam szukać, gdzie tu można coś przełączyć równie łatwo jak w Ubuntu?
Nie ma!!
Windows posiada jedynie jakieś lamerskie ustawienia zarządzania energią, w których nic konkretnego nie można ustawić. Poszukałam w BIOSie. Tam też nie ma nic na temat twardego dysku. Powędrowałam na stronę Seagate, producenta mojego dysku. Sciągnęłam program Seatools – pozwala on grzebać w firmware.
I tu trafiła mnie ciężka cholera.
Seatools nie rozpoznaje mojego dysku
ST96812AS jako produktu Seagate i w związku z tym oświadcza, że nie może mi w niczym pomóc. Może już mi zbywa na inteligencji, ale na stronie Seagate nie jestem również w stanie znaleźć żadnego innego programu, ani update’u fabrycznego oprogramowania dla mojego dysku.
Pozostaje mi teraz zrobić backup danych i z pokorą czekać dnia, gdy mój dysk zechce odejść do krainy wiecznych łowów…
I kto nas tak załatwił? Producenci, którzy celowo tak ustawiają dyski, żeby szybciej się niszczyły. Wtedy klient oczywiście przyjdzie kupić nowy. Tymczasem winę zrzucono na Bogu ducha winne Ubuntu, system darmowy i przyjazny dla użytkownika, który powoli staje się konkurencją dla Windows. A Windows małym paluszkiem nie kiwnie, żeby zrobić coś wbrew producentom dysków. Gorzej, założę się, że to Microsoft rozpętał nagonkę przeciwko Ubuntu. Ach! No tak! A co się stanie po zniszczeniu twardego dysku z moją licencją OEM na Windows, ja się pytam???
Kowal zawinił, Cygana powiesili.
(Wrzucam wpis do działu Gospodarka, bo nie chodzi tu o nic innego, jak o pieniądze.)
P.S. Będę wdzięczna, jeśli ktoś mi powie, jak w końcu zmienić te ustawienia pod Windows.