Dziś Gazeta Wyborcza pyta dramatycznie: Dlaczego reklamy epatują seksem???!!!!!!!!!!?????????????!!!!!!!!!!1
Tego lata w mediach święciły triumfy dwie warszawskie afery związane z gołymi babami. Pierwsza – uliczna reklama z kobietą ściągającą majtki. Druga – ocenzurowanie wystawy promującej karmienie piersią, która miała pojawić się w metrze.
Wywiązały się dyskusje. Powtarzające się argumenty dość dobrze zebrano w tym tekście. Skupiają się głównie na wyrażaniu oburzenia, że nagie kobiety w przestrzeni publicznej występować mogą tylko jako obiekty seksualne, miłe dla oka mężczyzny.
Ale chciałabym zwrócić uwagę na nowe zjawisko! Z nieznanych powodów, nikt nie opisuje ewolucji, która po cichu zachodzi w przestrzeni publicznej. Obok wizerunków pięknych, miłych dla oka nagich kobiet pojawia się coraz więcej takich wizerunków mężczyzn.
W Warszawie przy stacji Metro Świętokrzyska stała przez kilka tygodni wielka reklama, na której widać tułowia dwóch nagich mężczyzn i ubraną kobietę z różkami, która z szatańskim uśmiechem głaszcze te nagie ciała. Uwaga! Alarm! Dyskryminacja! Twarze mężczyzn są poza kadrem!!! – To ulubiony argument wyznawców tezy, że gołe reklamy poniżają kobiety: Twarz poza kadrem = uprzedmiotowienie = poniżenie.
Do tej reklamy można by zastosować wszyściusieńkie argumenty używane przez – nazwijmy to umownie – obrońców kobiet w stosunku do sławnej reklamy „gładź, gładź, gładź”. Tylko że tutaj przedmiotem seksualnym są mężczyźni!
Takich reklam robi się coraz więcej. Dlatego uważam, że protestowanie przeciwko pokazywaniu kobiet jako obiektów seksualnych w reklamach to ślepa uliczka.
Problem nie polega na obecności tych reklam, tylko na braku równowagi w reprezentacji płci. Gdy za jakiś krótszy lub dłuższy czas powstanie równowaga (a ja w to nie wątpię) i będzie wreszcie tyle samo gołych chłopów, co gołych bab – to protesty takie będą społecznie odbierane jako dwulicowość.
Ja już je tak odbieram, bo nie widzę powodu, żeby mężczyzna miał prawo występować jako obiekt seksualny, ale kobiecie żeby to szargało cnotę. Albo protestujmy przeciwko uprzedmiotowieniu seksualnemu każdej płci, albo wcale. Trudno znaleźć w Polsce idealistów, którzy są za „każdej” (ja bym ich szukała wśród najbardziej zaangażowanych katolików, czytelników Wojtyły), natomiast ja jestem za „wcale”.
Obrońcy czci niewieściej nie zauważają, że w obecnym układzie ich argumenty to taki subtelny hidżab! Nakładają go kobietom, bo – w domyśle – kobiecą seksualność trzeba chronić bardziej niż męską. Proszę zwrócić uwagę, celowo akapit wyżej napisałam „mężczyzna ma prawo występować jako obiekt seksualny”. To może brzmieć w pierwszej chwili dziwnie. Ale po prostu oznacza to, że mężczyzna nawet gdy wystąpi jako taki obiekt, to ma prawo nie czuć się tym zszargany i poniżony! Jest bytem na tyle autonomicznym, że zewnętrzne okoliczności nie wystarczają, by naruszyć jego osobistą godność.
Mnie się zdaje, że najzdrowiej byłoby nie protestować przeciwko pokazywaniu ani kobiet, ani mężczyzn jako obiektów seksualnych. Bo seks to też część życia i każdy jest w pewien sposób obiektem seksualnym.
W naszej kulturze mężczyźni bardziej akceptują ten fakt. Z racji wychowania. Na przykład nie wstydzą się przyznawać do tego, że oglądają się na ulicy za ładnymi tyłkami i biustami. Dla kogoś, kto to robi na ulicy, osoba płci przeciwnej nie jest przecież romantycznym partnerem o głębokiej osobowości. Nie jest w ogóle partnerem, wszak oni nawet się nie znają! Jest po prostu obiektem seksualnym. Nie ma sensu tego zakłamywać i upiększać rzeczywistości.
Tymczasem kobiety rzadko przyznają się do oglądania na ulicy za męskimi tyłkami. I w ogóle do traktowania mężczyzn jako obiektów seksualnych. W naszej obecnej kulturze mężczyznom wolno mówić o tym otwarcie w większym stopniu niż kobietom. Takie reklamy, jak ta na zdjęciu, zmieniają jednak ten układ, bo przyznają kobietom takie samo prawo.
Myślę, że protesty przeciwko nagości w reklamie paradoksalnie zwiększają w społeczeństwie strach przed cielesnością.
A więc również, paradoksalnie, zwiększają strach przed wizerunkami kobiet karmiących piersią! Na to można wysunąć argument, że wizerunek kobiety karmiącej jest aseksualny. Cóż, ale sprawa ocenzurowania tych wizerunków pokazuje, że bardzo wielu ludzi jednak, mimo pobożnych życzeń, owszem, ma seksualne skojarzenia, patrząc na owe zdjęcia. I co teraz z tym zrobić?
Konserwatywną odpowiedzią na tę sytuację będzie forsowanie poglądu, że kto w kontekście matki karmiącej widzi seks, ten jest perwersem i ma problemy.
Ale ja podeszłabym do tego z przeciwnej strony – dlaczego w ogóle robić z takiego postrzegania problemy? Dawno temu Freud sformułował pogląd, że wszystko w naszym życiu jest jakoś tam powiązane z seksualnością. W ciągu stu lat psychologia na różne sposoby rewidowała poglądy Freuda, ale wydaje mi się, że ta ogólna idea jest słuszna.
Proszę mnie dobrze zrozumieć – nie chodzi o to, że człowiek ma się obleśnie ślinić na każdy widok. Przeciwnie, chodzi o to, że człowiek może i powinien zaakceptować swoje emocje, podchodzić do nich spokojnie i nie traktować ich jako obleśnych, złych, zboczonych. Na przykład: Ma seksualne skojarzenia widząc matkę karmiącą piersią? No to niech ma. No bo co w takich myślach jest złego? Moim zdaniem nic.
Troszkę zaskakujące, że „postępowa” część polskiego społeczeństwa (lewica, zwolennicy feminizmu) nie bardzo jest skłonna się z tym zgodzić. Wykazuje zatem konserwatyzm.
Swoimi, w zamierzeniu postępowymi, działaniami nakładają hidżab na cielesność. Natomiast w tym samym czasie „prosty lud” po cichu akceptuje reklamy z gołymi facetami, i jest jak gdyby bardziej postępowy od sił postępu…