powinny się odbyć jak najszybciej wolne wybory, na które powinni być
zaproszeni międzynarodowi obserwatorzy.Pod artykułem wiele emocjonalnych komentarzy. Od głębokiego powątpiewania w uczciwość wyborów w Polsce – po oskarżenia o obrazę polskiej demokracji. Wśród tych głosów wyróżnia się jeden komentarz, który warto nagłośnić, aby nie zginął w tłumie. Jest spokojny, merytoryczny i wiele wyjaśnia.
Marcin Skubiszewski (skubi6), międzynarodowy obserwator wyborów w Kirgizji i na Ukrainie, pisze:Byłem już dwa razy obserwatorem międzynarodowym, w tym jeden raz obserwatorem OBWE. I tyle wiem o tych sprawach:
Polska zaprasza systematycznie obserwatorów OBWE oraz obserwatorów każdego z państw członkowskich oddzielnie. Polska się do tego zobowiązała w porozumieniach tworzących OBWE. Trochę wstyd, że Havel, były prezydent kraju członkowskiego OBWE, który te porozumienia podpisał i tak samo jak Polska systematycznie zaprasza obserwatorów, tego nie wie.
Ale:
1. OBWE jako taka nigdy obserwatorów do Polski nie przysłała. Dawniej rzeczywiście wysyłano misje tylko do krajów średnio demokratycznych (Kazachstan, Ukraina, Białoruś i inne takie). Ale od paru lat to się zmieniło: małe misje bywają też w krajach Zachodu: w USA, gdzie jest sporo problemów z procedurami wyborczymi, ale także w Wielkiej Brytanii, gdzie problemów raczej nie ma. We Włoszech też byli.
Tyle tylko, że nikt nie wysyła wielkich, kilkusetosobowych misjii do krajów zachodnich. Wielkie misje, które przeczesują cały kraj, by zobaczyć, co się dzieje w każdej wiosce, to rzeczywiście wysyła się do byłego ZSRR. Na takiej własnie misji byłem w Kirgizji.
Dlatego wysłanie misji do Polski nie byłoby żadnym policzkiem.
2. Polska co prawda obserwatorów zobowiązuje się zapraszać i zaprasza, ale to wszystko nie istnieje w wewnętrznym prawie polskim. Bo umowy tworzące OBWE nie mają statusu ratyfikowanego traktatu (taki traktat wszedłby automatycznie do polskiego prawa wewnetrznego). A w ordynacji wyborczej o tym zapomniano.
W tym jesteśmy do tyłu w porównaniu do krajów poradzieckich: tam status obserwatorów jest wpisany do prawa wewnętrznego.
Gdyby obserwatorzy masowo przyjechali, jak do jakiegoś Kazachstanu, to byłby obciach, bo ustawa wcale nie każe komisji wyborczej by ich wpuszczali, a nawet nie jest jasne, czy ustawa pozwala na ich obecność przy liczeniu głosów, nawet przy dobrej woli komisji wyborczej.
3. Chociaż obserwatorów OBWE nigdy w Polsce nie było, to obserwatorzy poszczególnych państw bywali (małe misje). Raz byli Białorusini i zrobili raport, z którego wynika, że w Polsce jest kiepska demokracja.
To, że białoruscy reżimowcy zrobili taki raport nie powinno nikogo dziwić. Ale fatalne jest to, że ten raport miał pewne podstawy: Białorusini słusznie zauważyli, że polskie prawo nie dawało im dostępu do obserwowania wyborów, a różne komisje ich nie wpuszczały. I równie słusznie zauważyli, że często po dwie osoby razem wchodziły do kabiny do głosowania (ta fatalna i niedemokratyczna praktyka jest w Polsce częsta, sam z tym walczyłem jak raz byłem człónkiem kiomisji wyborczej, ale nic nie wywalczyłem).
4 I teraz kwestia najważniejsza: nie wierzę w oszustwa przy urnach. Problem jest w innych nadużyciach, to, co w raportach nazywa się "abuse of administrative resources", czyli nadużycia władzy nie w dniu wyborów, ale w poprzedzającej walce wyborczej. Czyli tendencyjne konferencje prasowe Ziobry i inne takie. Tu jest prawdziwy problem. Misje OBWE są zawsze bardzo dobrze zrobione i się takimi rzeczami zajmują. Gdyby dziś była misja OBWE w Warszawie, to już by był w internecie wstępny raport ustosunkowujący się de tego, jak to Ziobro grozi hakami na wszystkich. I taki raport bardzo by się przydał (może byśmy się wtedy dowiedzieli że OBWE jest w układzie, albo że szef misji jest Niemcem albo jeszcze coś w tym stylu).
Jak byłem obserwatorem na Ukrainie (z PiSem):
www.skubi.net/ukraine/Dziękuję za ten głos. Ludzie rozsądni i znający się na rzeczy pojawiają się w internecie zbyt rzadko.